"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Ależ ten czas leci. Piotr Baron, cudowne dziecko polskiego żużla, obchodził w poniedziałek 50. urodziny. Dla żużla odkrył go Jan Ząbik, gdy przejeżdżał przez jedno z toruńskich osiedli i spostrzegł, jak chłopak potrafi ujeżdżać motorynkę. Jak stanowi z nią jedność. Nie chcę się powtarzać, ale ja będę Baronowi wdzięczny do końca życia. Otóż w 1993 roku zapewnił mi, w wieku 15 lat, pierwszy zagraniczny wyjazd. Na kilka godzin udało się odwiedzić Czechy, dzięki autokarowej wycieczce wrocławskich kibiców udającej się na finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów do Pardubic. Choć połowa ekipy de facto obrała za cel monopolowy w Náchodzie.
Za to we wtorek 58. urodziny obchodził Sławek Drabik, uznawany za króla takiej dziennikarskiej formy jak wywiad. Zwłaszcza gdy dziennikarz niekoniecznie orientuje się w zakamarkach dyscypliny.
ZOBACZ WIDEO Rewelacyjne informacje od Patricka Hansena. Zdradził, kiedy wsiądzie na motocykl
- Muszę stąd spier..., bo wyrwałem w płocie kilka desek i ściga mnie teraz miejscowy toromistrz - wyszeptał mi Drabik do słuchawki, gdy ze złamanym kręgosłupem leżał przykuty do szpitalnego łóżka w czeskim Slanym. W 2004 roku, po słabszym okresie spędzonym m.in. na zesłaniu w Opolu (2002), wybrał się tam walczyć o powrót do Grand Prix. Bo w wieku 38 lat znów był wielki. Gdy dziś wspominamy sezon 2004, wszyscy ubolewają, że na kluczowy mecz do Tarnowa nie dotarł z wrocławskim zespołem Greg Hancock. A przecież w większym gazie był wtedy Drabik. I to jego przede wszystkim zabrakło w konfrontacji z braćmi Gollobami oraz Rickardssonem. Kto wie, może by wystarczył, by zmienić historię sprzed dwóch dekad i wywieźć z Tarnowa złoto.
Wspomniany przykład Drabika pokazuje, że w sporcie żużlowym należy się wstrzymywać z umieszczaniem zawodników w zamkniętym zbiorze przegranych. Bo dziś jeździsz w II-ligowym ogonie z TŻ-em Noban Opole, a dwa sezony później znów na salonach. Mimo że jesteś już przed czterdziestką. To pozytywny znak dla takich jednostek jak Patryk Dudek, o którym znów jest głośno ze względu na wywiad, którego udzielił podczas zgrupowania kadry na Malcie. Bo gdy zawodnik jest dyplomatą i operuje okrągłymi zdaniami, to źle dla mediów i czytelników. Gdy natomiast jest konkretny, to źle dla... zawodnika.
Wywiady przed kamerą mają to do siebie, że trudniej coś wyciąć i mniej jest czasu na bezpieczne ubranie myśli w słowa. W zasadzie to tego czasu nie ma w ogóle. Więc Patryk powiedział, że chciałby wrócić kiedyś do Zielonej Góry. Co jest zamiarem naturalnym, tak samo jak Zmarzlik chciałby wrócić za jakiś czas do swojego gorzowskiego domu, w którym wszystko będzie mu pasować. Tyle że na dziś jest Dudek zawodnikiem Apatora Toruń. Zatem wystarczy, by pojechał jeden słabszy mecz, np. na inaugurację sezonu, i głos radykalnych toruńskich kibiców może się okazać niezwykle radykalny. Tymczasem Dudek zrobi wszystko, by najbliższy sezon był w jego wykonaniu możliwie bliski ideału. Bo mówić można różne rzeczy, niemniej przede wszystkim sportowcy pracują dla siebie, jak każdy z nas, a dopiero w dalszej kolejności dla kibiców. Natomiast satysfakcję czerpią z tego wszyscy.
Trzymam więc za Patryka kciuki, by wiodło mu się od początku do końca. By po sezonie chcieli go w Zielonej Górze, w Toruniu i kilku innych miastach. A że obecny kontrakt w Toruniu wygasa po rozgrywkach? To normalne, że dziś, po jednak nierównym i momentami przeciętnym zeszłym roku, ciężko jest zaproponować miliony na kilka lat wprzód. Natomiast niezależnie od efektów widocznych w nadchodzącym sezonie, uważam, że Dudek jest w dość komfortowej sytuacji. Nawet jeśli, tfu tfu, nie odzyska błyskotliwej formy, to gdzieś powinni na niego czekać z godnym kontraktem. Bo w domu zawsze czekają z nadzieją, że gdzie jak gdzie, ale u siebie może zawodnik nawiązać do najpiękniejszych czasów.
Piotr Pawlicki obniżył loty w stosunku do oczekiwań swoich i kibicowskich, a jednak wciąż może podpisywać kolejne kontrakty z uśmiechem na twarzy.
Na powrót nieco lepszych czasów czeka też Maciej Janowski, choć przyznał, że do cyklu Grand Prix zraziło go m.in. potraktowanie Zmarzlika w Vojens. Nie wiem, czy to dobry znak, gdy chodzi o determinację w dążeniu do powrotu na szczyty i ponownego współtworzenia najściślejszej światowej czołówki. Choć może źle to odczytuję. Przed najbliższym sezonem wrocławianin postawił na wyczerpujące, ligowe ściganie w Polsce, Anglii, a także Szwecji i muszę przyznać, że - nieco sobie dworując - tu akurat Maćka rozumiem. Bo jeżdżąc po Europie i zarabiając na rodzinę uniknie jednocześnie kilku nocnych dyżurów i kilku nocnych zmian pieluch... No ale będzie kryty, bo przecież robi to dla najbliższych.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Można zarobić do 15 tysięcy złotych miesięcznie. Chętnych i tak brakuje
- PZM podjął decyzję. Tego klubu nie zobaczymy w tym roku w lidze!