Ewelina Bielawska, WP SportoweFakty: Zająłeś piąte miejsce w plebiscycie na najlepszego sportowca roku na Słowacji. Wielkie brawa!
Martin Vaculik, zawodnik ebut.pl Stali Gorzów: Dziękuję bardzo. Cieszę się niezmiernie z tego, że w moim kraju żużel został zauważony. To bardzo cieszy i pokazuje duże zainteresowanie tym sportem. Pomaga w tym na pewno telewizja, która pokazuje serie Grand Prix w publicznej tv. Ludzie mogą dzięki temu oglądać zawody w domach, a mnie to cieszy. To zainteresowanie staje się coraz większe i o to w tym wszystkim chodzi.
Słowacka telewizja podkreślała wielokrotnie, iż twój brązowy medal indywidualnych mistrzostw świata można zaliczyć do największych sukcesów słowackiego sportu motorowego.
Mamy wiele dyscyplin i wielu utytułowanych zawodników. W motosporcie jednak przyznam, że rzeczywiście jest to ogromny wynik.
Przyzwyczaiłeś już wszystkich, że nie schodzisz poniżej pewnego wysokiego poziomu. Drugi wicemistrz świata, trzeci zawodnik PGE Ekstraligi, z tytułem także najlepszego obcokrajowca PGE Ekstraligi. Musisz być zadowolony z minionego sezonu.
Cieszę się, że moje wyniki w ostatnich latach są stabilne i na wysokim poziomie. To moja ciągła praca, którą bardzo lubię. To również wkład mojego teamu czy też zespołu w którym jeżdżę. Składa się na to wiele rzeczy. Mam nadzieję, że będzie to trwało jeszcze długo.
ZOBACZ WIDEO: Kościecha szczerze o swoim zawodniku. "Byłem sceptyczny do tego kontraktu"
Masz duże możliwości, aby tak właśnie było.
Czuję po sobie, jak z roku na rok jestem coraz lepszym zawodnikiem. Wierzę w to, że taki skok mojej formy jest jeszcze przede mną. Mam nadzieję, że dążę do niej.
Takie sukcesy napędzają do tego jeszcze bardziej.
Absolutnie. Każdy sukces mobilizuje, a każda porażka uczy. Jestem bardzo zmotywowany do przyszłych lat.
Zatem opłaciła się zmiana tunera i współpraca z Ryszardem Kowalskim?
Pan Kowalski i cały RK Racing Team naprawdę świetnie przygotowują mi silniki, z którymi mogę walczyć o tytuły. Z ich strony czuję wielkie wsparcie, pomoc i profesjonalizm. Bardzo fajnie układa się nam współpraca. To jest proces, bowiem zawodnik uczy się tych silników, tuner zaś uczy się zawodnika. To mi się podoba, że wszystko jest bardzo spersonalizowane. Bardzo ich za to doceniam. To są godziny rozmów, zbierania danych, które jak widać przynoszą efekty. Na torze oczywiście to ja muszę postawić tę kropkę nad "i". Na koniec dnia to wszystko jest w moich rękach, jak ja odkręcę tę manetkę gazu lub nie odkręcę (śmiech - dop. red.). Na pewno posiadam silniki na to, by być najlepszym na świecie.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Rozumiem więc, że w tym roku jako cel założyłeś atak na pierwsze miejsce na podium Grand Prix i tytuł mistrza świata?
Nie patrzę na to w ten sposób, by nie robić samemu sobie presji. Jednakże oczywiście jestem człowiekiem, który ma w sobie refleksję, ma spojrzenie krytyczne i realistyczne. Patrząc na moje wyniki, które są stabilniejsze, w tym ja czuję się coraz lepiej to wiem, że zrobię wszystko, by powalczyć o najwyższe cele w Grand Prix i w lidze. Przy tym wszystkim jestem jednak pełen pokory, bo sport uczy tego. Chcę, żeby nabyte przeze mnie doświadczenie zaowocowało w dobre wyniki na torze.
Bardzo dojrzałe jest twoje podejście. Czy takie nastawienie i ta mentalność wynika z pracy z psychologiem?
W mojej karierze pracowałem z wieloma psychologami i mentalnymi coachami, ale to jest też jednak tryb który sam wypracowałem sobie przez te lata. Moje doświadczenie życiowe doprowadziło mnie do momentu, w którym jestem. Ludzie się zmieniają, zawodnik się również zmienia. Zarówno życie jak i sport kreują to wszystko. Posiadanie rodziny, dzieci również zmienia charakter człowieka. To wszystko ma wpływ na to jak teraz patrzę na życie, na sport.
Jak oceniasz siłę Stali Gorzów przed nadchodzącym sezonem? W minionym sezonie świetnie sobie radziliście, ale w walce o sprawienie niespodzianki i medal przeszkodziła wam kontuzja Andersa Thomsena.
Nie wiem czy można to nazwać niespodzianką, bo my na to tak nie patrzymy. Bardziej mieliśmy tego pecha i moim zdaniem niejednokrotnie pokazaliśmy, że jesteśmy na tyle dobrą i zgraną ekipą, że trzeba liczyć się z tak mocnym przeciwnikiem jak Stal Gorzów. Jeśli chodzi o obecny skład to jesteśmy drużyną wyrównaną, mocną. Dodatkową siłą jest "Misiek" (Jakub Miśkowiak - dop. red.), który jest bardzo mocnym zawodnikiem na swojej pozycji. Potrafi wygrywać z dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami, co niejednokrotnie pokazał. Wszystko jest w naszych rękach. Jesteśmy drużyną waleczną, która lubi dawać z siebie wszystko na torze.
Do gry wraca ekipa Enea Falubazu Zielona Góra, a co za tym idzie - derby ziemi lubuskiej. Cieszycie się?
To są na pewno mecze o wielkiej dawce emocji, ale jestem profesjonalnym zawodnikiem i każdy mecz jest dla mnie ważny. Tak samo podchodzę do finału mistrzostw Polski, jak i do meczu pierwszej rundy zasadniczej. Dla mnie mam takie samo podejście do każdego meczu.
Urodziłeś się w Żarnovicy, tam również stawiałeś swoje pierwsze kroki na żużlu. Przyszłość Speedway Clubu Żarnowica stanęła jednak pod dużym znakiem zapytania ze względu na bardzo kosztowny problem. Jedyny tor żużlowy na Słowacji musiał zostać zaopatrzony w nowe dmuchane bandy, co oznaczało wydatek rzędu ponad 300 tysięcy złotych, co przewyższało możliwości finansowe klubu. To dość smutna sytuacja.
Jestem częścią tego klubu, zawodnikiem Speedway Club Żarnovica. Ta sprawa dotyczyła więc mnie również, ale na całe szczęście klub stanął na wysokości zadania i naprawdę rozwiązali wszystkie znaki zapytania. Myślę, że nic nie zagraża już temu, by żużel w Żarnovicy cały czas się rozwijał i ja ze swojej strony będę robił wszystko dla tego, żeby pomóc jak najwięcej w miarę moich możliwości.
Myślałeś kiedyś o tym, by zacząć szkolić, trenować młodych adeptów?
Na razie nie.
W naszym wcześniejszym wywiadzie sprzed kilku lat opowiadałeś o tym, jak chodziłeś na imprezy żużlowe w Żarnovicy i zapragnąłeś spróbować swoich sił na żużlu. Jeździłeś często na rowerze wokół domu i wyobrażałeś sobie, że jesteś żużlowcem. Kiedy skończyłeś 9 lat poszedłeś do taty, poprosiłeś o motor żużlowy i tak jeździsz do teraz. Dziś jesteś wielkim żużlowcem i masz dwóch synów, którzy zbliżają się do tego wieku. Czy rosną następcy Martina Vaculika?
Zobaczymy. Kiedyś bardzo mocno twierdziłem, że żaden z moich synów nie będzie jeździł na żużlu. Jednak moc dzieci jest wielka (śmiech - dop. red.). Starszy syn nie interesuje się tak bardzo żużlem, młodszy bardzo. Pomyślałem, że nie chcę później zarzucać sobie tego, że nie dałem dziecku spróbować czegoś, czego bardzo chciał, że nie otrzymał tej szansy. Stwierdziłem więc, że jeśli chce to niech sobie pojeździ na tym małym motorku. To jest taki piękny czas, gdzie jako sześciolatek sobie z dziadkiem pomyje, przygotuje wszystko na następny trening. To też uczy go dyscypliny, jakiegoś systemu i odpowiedzialności. Jak sobie pojeździ ze dwa lata i przyjdzie, powie mi: "tato, dziękuję, ale chcę grać w piłkę", to absolutnie nie będę zły. Na razie on ma z tego wielką radość i niech na tym to polega. Nie zastanawiam się na razie nad jakąś dłuższą przyszłością. Żyję tym co tu i teraz.
Wielkimi krokami zbliża się sezon żużlowy. Co porabia obecnie Martin Vaculik?
Teraz jest taki czas, w którym wszystko dopinamy na ostatni guzik. Muszę przyznać, że jestem już przygotowany i dla mnie sezon może zaczynać się jutro. Czekam więc spokojnie, nigdzie się nie spieszę, ale głód jazdy zaczyna być odczuwalny. Czuję już tęsknotę za tym sezonem, choć te przerwy między sezonami są dobre. Służą temu, by się bardzo mocno zmotywować.
Wracając do Grand Prix - promotorzy cyklu wprowadzili kolejną zmianę, która ma uatrakcyjnić rywalizację o mistrzostwo świata. Kwalifikacje w Warszawie i Cardiff zakończą się dodatkowo punktowanymi sprintami. Co ty na to?
Myślę, że to jest fajne, że pojawia się jakaś nowość. Jaki będzie tego efekt to zobaczymy w trakcie rywalizacji. Szukanie innowacji jest czymś dobrym.
Zobacz także:
- Znamy wyniki finansowe polskich klubów. Zaskakujący efekt gigantycznych pieniędzy z Canal+
- Niektórzy o tym zapomnieli. Regulaminowy wymóg może słono kosztować