Impreza z serii Grand Prix zawitała pierwszy raz do Gorzowa Wielkopolskiego sezon wcześniej, ale debiut nie wypadł zbyt okazale. Turniej kończący cykl 2011 został przerwany już po czterech seriach z powodu deszczu. W 2012 wydarzenie na Stadionie im. Edwarda Jancarza okazało się wyjątkowe ze znacznie lepszych powodów. Znów pojawiły się wprawdzie pewne opady, ale nie tak duże. Sama rywalizacja obfitowała za to w niespodzianki.
Po pierwsze turniej wygrał Martin Vaculik. Reprezentant Słowacji debiutował w elitarnym cyklu, jadąc jako rezerwowy w miejsce kontuzjowanego Jarosława Hampela. Dzięki temu sukcesowi został trzecim i jak dotąd ostatnim żużlowcem od 1995 roku, czyli pierwszej edycji GP, który triumfował w pojedynczej rundzie w swoim pierwszym występie. Dołączył tym samym do Tomasza Golloba (1995) i Emila Sajfutdinowa (2009).
Po drugie na trzecim stopniu podium stanął Bartosz Zmarzlik, co czyni go najmłodszym zawodnikiem w historii, jaki zameldował się w pierwszej trójce rundy GP, tj. miał wtedy 17 lat i 72 dni. Polak jechał z "dziką kartą" i dla niego to także był pierwszy w życiu występ w zawodach tej rangi. Utalentowany zawodnik i - jak się z czasem okazało - wielokrotny indywidualny mistrz świata jechał bez kompleksów, co pokazał także w samym biegu finałowym.
W nim oprócz niego i Vaculika wystąpiły prawdziwe tuzy, czyli Chris Holder (w tamtym sezonie sięgnął po złoty medal - przyp. red.) oraz wspomniany już Gollob. Jadący z drugiego pola Słowak od razu uciekł rywalom i po coraz bardziej namoczonej nawierzchni jak po sznurku pomknął do mety. Spod taśmy dobrze też ruszył Gollob, który z początku był trzeci. Na drugim łuku sprytnie przy krawężniku wyprzedził go jednak Zmarzlik, który krótko po tym w taki sam sposób postraszył również Holdera. Ten zdołał opanować sytuację i po niełatwym boju młodziutkiego, walecznego Polaka pozostawił za swoimi plecami.
Zobacz emocjonujący bieg finałowy GP Polski w Gorzowie z 2012 roku:
CZYTAJ WIĘCEJ:
Wszystkie wyścigi dodatkowe w Grand Prix. Bolesne przegrane Golloba i Woffindena
Przestroga dla Motoru Lublin. "Dream teamy" nie zawsze sięgają po mistrzostwo Polski