Mateusz Kmiecik, WP SportoweFakty: Jak aktualnie się pan czuje? Po kontuzji został jeszcze jakiś ślad?
Tomasz Gapiński, zawodnik H.Skrzydlewska Orła Łódź: Było, minęło i zapomniałem już o tym.
A jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne do nadchodzącego sezonu? Pojawiał się jakiś problem?
Na początku może trochę bólu w rękach się pojawiało, bo jednak te mięśnie przez jakiś czas nie były używane, ale teraz wszystko jest w porządku. Z treningu na trening jest coraz lepiej.
Kiedy zamierza pan wyjechać na tor?
Obecnie jeszcze nie mam dokładnych planów. Zobaczymy, jaka będzie pogoda. Jeśli zima w Polsce będzie się długo utrzymywała, to zarówno trener Maciej Jąder, jak i ja, mamy plan awaryjny. W razie takiej potrzeby spakowanie busa i udanie się do Chorwacji czy Krsko nie jest żadnym problemem. Aczkolwiek podchodzimy do tego na spokojnie, ponieważ nie ma sensu się denerwować.
ZOBACZ WIDEO: Nowe wyzwanie Jakuba Krawczyka. Jak nie powtórzyć sezonu 2022?
Czy nie pojawiały się u pana myśli o zakończeniu kariery?
Wiadomo, gdy leżałem w szpitalu, to takie pomysły przychodziły do głowy. Wydaje mi się, że to jest normalna sprawa. 20 lat już też nie mam. Jednak po wyjściu do domu, wraz z powrotem do zdrowia, ta myśl została odstawiona na bok. Mam jeszcze apetyt na żużel i zobaczymy, co pokażę w tym roku. Wtedy będę decydował o dalszej przyszłości.
Czyli gdyby sezon 2024 nie wyszedł, to będzie już tym ostatnim na torze, czy to temat dopiero na październik?
Dokładnie, nie myślę o tym teraz za bardzo. Miałem już kilka propozycji pracy w roli trenera młodzieży czy drużyny U24, ale uważam, że to nie jest czas na to. Oczywiście odpowiednie uprawnienia mam, byłem też na szkoleniu w Łodzi, lecz myślę, że uda się jeszcze powalczyć w tym roku.
Z pana słów można wywnioskować, że w przyszłości chciałby pan zająć się szkoleniem?
Nie zastanawiałem się nad tym. Witold Skrzydlewski proponował mi, abym objął w sezonie 2024 rolę pierwszego trenera Orła Łódź, ale od razu odpowiedziałem, że nie chcę jeszcze się tym zajmować. Oczywiście pomagałem w ubiegłym roku kolegom z drużyny, zarówno na treningach, jak i na zawodach. Być może prezesowi się to spodobało. Osobiście dawałem z siebie wszystko tak, jakbym sam miał startować.
W ubiegłym sezonie Orzeł do końca musiał drżeć o utrzymanie. Witold Skrzydlewski był mocno zdenerwowany?
Jak to prezes mówi, piec jest cały czas na chodzie, chłodnia też, więc to albo to. Dla mnie to są już teraz takie śmieszne chwile, bo znałem Witolda Skrzydlewskiego już wcześniej i wiedziałem, że wiele rzeczy mówi w żartach, aby nas zmotywować do lepszej jazdy. Sam przyjeżdżałem ze swoim sprzętem i koledzy z zespołu korzystali z niego, co trochę pomagało. Szkoda, że tak to się potoczyło, ale na całe szczęście udało nam się zachować miejsce w Metalkas 2. Ekstralidze.
W przerwie zimowej nie chciał pan powrócić do Piły?
Nie będę ukrywał, że pojawiły się luźne zapytania ze strony Enea Polonii, ale byłem po słowie z prezesem Skrzydlewski. Nie miałem podpisanych dokumentów, ale u mnie słowo jest droższe od pieniędzy, więc nie podejmowaliśmy żadnych rozmów z Piłą, bo nie miałyby one sensu.
Nie pojawiły się jakieś propozycje połączenie roli zawodnika z pracą trenera? W ostatnim czasie kilku żużlowców zdecydowało się na taki krok.
Paweł Szałapski, kierownik pilskiego zespołu, pod koniec ubiegłego sezonu zadzwonił do mnie i poprosił, abym poprowadził kilka treningów. Osobiście posiadam odpowiednie dokumenty, ale nie były one aktualne i nie wiedziałem, czy na pewno mogę to zrobić. Po czasie się okazało, że tak. Już prezes Skrzydlewski też proponował, abym został jeżdżącym trenerem, lecz nie chciałem tych dwóch rzeczy łączyć, bo to mogłoby tworzyć różne niemiłe sytuacje, a to nie jest potrzebne.
W zeszłym sezonie trochę taką rolę asystenta Marka Cieślaka pan przejął.
Od tego był Piotrek Świderski, ale oczywiście moje serce podpowiadało mi, aby pomagać kolegom i być z nimi, pomimo kontuzji. Nie musiałem tego robić, ale zawsze wszędzie byłem razem z drużyną. Wspomagałem ją duchem, dobrym słowem czy po prostu dopingowałem innych. Rozmawialiśmy oczywiście dużo z trenerami Cieślakiem i Świderskim, aby spróbować wywalczyć lepszy wynik dla Orła.
W składzie łódzkiej ekipy doszło do sporego przemeblowania, a pan jest w niej zdecydowanie najbardziej doświadczony. Jest pan trochę opiekunem tej drużyny?
Czy ja wiem? Ja się czuję młodo, podobnie jak Oskar Polis czy Daniel Kaczmarek. Wiadomo, na początku każdy się poznawał, ale złapaliśmy już jakiś luz na obozie i dotrzemy się jeszcze bardziej, gdy zaczniemy treningi na torze.
Aczkolwiek niektórych znał pan już całkiem dobrze. Chociażby z Oliverem Berntzonem jeździliście wspólnie kilka lat.
Dokładnie, tak samo z Danielem przez jeden rok w Ostrowie. Z Oskarem nigdy nie miałem okazji współpracować, tak samo chyba z Luke'm Beckerem. Jednakże to nie jest żaden problem.
W kadrze Orła jest jeden senior więcej. Czy ta rywalizacja może przeszkadzać?
Zawsze ktoś będzie pokrzywdzony w takiej sytuacji. Mam nadzieję, że trener wybierze najlepszy możliwy skład na pierwszy czy drugi mecz i zobaczymy, jak to się potoczy. Teraz zakładanie, kto będzie jeździł, jest wróżeniem z fusów. To może być każdy z nas, ponieważ nie wiemy, kto się nie wstrzeli w sezon.
Jakie cele indywidualne zakłada pan sobie na 2024 rok?
Oczywiście 15 punktów w każdym meczu. Podchodzę na spokojnie do rozgrywek. Po prostu chcę być w składzie na każde spotkanie i dobrze się prezentować. W poprzednim sezonie pierwszy mecz w Bydgoszczy miałem w miarę udany. Później w Poznaniu dużej awarii uległ mój silnik i trochę mnie to podłamało. Musiałem się przestawić ze sprzętem. Następnie w trakcie treningu doznałem pierwszej kontuzji. Wyleczyłem ją, odjechałem praktycznie dwa mecze i po chwili przytrafiły się kolejne problemy zdrowotne. Był to bardzo słaby i pechowy rok w moim wykonaniu.
Na co stać Orzeł? W tym roku ciśnienie powinno być trochę mniejsze i to może być klucz do sukcesu?
Być może tak będzie. Nie stawiamy sobie jakichś wygórowanych celów. W zeszłym sezonie byliśmy kandydatem do najlepszej czwórki, a tor zweryfikował wszystko. Dlatego przygotowujemy się ze spokojem, ale będziemy chcieli sprawić niejedną niespodziankę. W trakcie zgrupowania dużo rozmawialiśmy o torze, aby był on powtarzalny i nie trzeba było za dużo kombinować. Zresztą w sezonie 2023 przez drifty, które się odbywały na stadionie, mieliśmy problem z nawierzchnią, ponieważ była ona mocno zniszczona. Musieliśmy korzystać z gościnności innych klubów, gdyż nie mogliśmy wyjechać na owal w Łodzi. Może to też zaważyło na naszym wyniku.
Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi, które odbędą się przed sezonem ligowym, pozwolą sprawdzić, jak będzie zachowywał się tor w tym roku?
Myślę, że on w sezonie 2024 będzie już bardzo dobrze przygotowany, ponieważ toromistrz Rafał już jesienią przyszykował odpowiednio nawierzchnie na zimę. Przed rokiem nie było to zrobione, głównie przez te drifty. Moim zdaniem IMME będą ciekawymi zawodami, bo jedna z rund Indywidualnych Mistrzostw Polski w ubiegłym roku pokazała, że Moto Arena jest dobra do ścigania i można na niej zrobić interesujące widowisko. Uważam, że jeśli pogoda dopisze, to 5 kwietnia będzie tak samo.
To tak na koniec. Kto pana zdaniem jest faworytem Metalkas 2. Ekstraligi?
Każdy ma szanse. Wiemy, jaki jest żużel. Jedna czy dwie kontuzje mogą przekreślić wszystko. Wiadomo, że na papierze jest kilka wyróżniających się zespołów. Do tego grona zaliczyłbym Abramczyk Polonię, Innpro ROW, Arged Malesę i Cellfast Wilki. Te cztery drużyny pod względem personalnym mają najmocniejsze ekipy. A Orzeł gdzieś tam po cichaczu i do góry. Kiedyś w Ostrowie też na nas nikt nie stawiał, a otarliśmy się o awans i może w tym roku w Łodzi będzie podobnie.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Canal+ dokonał transferu! Powrót staje się faktem
- "Żeby nie było, że sama piłka." Nowy szef TVP Sport pochwalił się kolejnymi prawami