Żużel. Po bandzie: Unia lubelska i Unia leszczyńska [FELIETON]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Rafał Okoniewski
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Rafał Okoniewski

- W Lublinie sprawdza się podczas meczów władczy dualizm. Praktyka, Macieja Kuciapę, wspiera wiedzą Jacek Ziółkowski. I to działa. Podobny układ zaistnieje teraz w Lesznie - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Chciałbym wspomnieć na początek o człowieku, którego królestwo odwiedzało wielu żużlowców. Nie jest to ani Ryszard Kowalski lub inny topowy tuner, ani prezes Skrzydlewski czy ani też dyrektor Red Bulla. Otóż Dolnośląskie Centrum Sportu na Polanie Jakuszyckiej otrzymało imię Juliana Gozdowskiego. To on podarował tę przepiękną krainę narciarzom biegowym, wykorzystując niezwykłe warunki klimatyczne miejsca i dostawy białego złota, jak miejscowi nazywają tam śnieg.

Akurat dziś tego złota brakuje także w Jakuszycach, niemniej cieszy mnie uhonorowanie człowieka, który na to absolutnie zasłużył. Człowieka z wiedzą, klasą, dowcipem i dystansem. Autorytetu. Cieszy mnie tym bardziej, że jesteśmy niezwykłymi specjalistami w honorowaniu ludzi pośmiertnie. Zwykle, nie wiem z czego to wynika, lubimy wyczekać sytuację i być o krok spóźnieni. A przecież ludzi warto doceniać za życia. Choć ja uważam, że imię Juliana Gozdowskiego powinna nosić cała Polana Jakuszycka, a nie jedynie najnowsza inwestycja.

ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Dowhan, Krawczyk, Baron i Jaźwiecki

Na biegówki jeździły tam nie tylko polskie kluby, ale też reprezentacja Polski. Czasy i trendy się jednak zmieniają, a skoro żużlowcy w Polsce mogą liczyć na cieplarniane warunki, to i zaczęli preferować ciepełko podczas przygotowań w martwym sezonie. Wolą teraz się wspinać na rowerach śladami Giro d'Italia czy Vuelta a Espana. Bo po wspinaczce jest nagroda - zjazd. A później ciastko i kawka w promieniach południowego słońca. Choć jeszcze kilka, kilkanaście lat temu niektórzy spece od przygotowania motorycznego podważali zasadność przygotowań do żużlowego sezonu na kolarzówkach. Tak jednak Cieślak pozarażał zawodników, że dziś tę formę aktywności pokochali nawet ci, którzy wcześniej czuli do niej niechęć albo i wstręt.

A gdy na rowery za granicę wybiera się Motor Lublin, to od tego samego krawca czy producenta wszyscy mają wszystko od stóp do głów. Walizek podróżnych na kółkach nie wyłączając. Ba! Nawet analiza taktyczna pierwszego rywala - nie dość, że w ogóle zawitała do dyscypliny - odbywa się już na dwa miesiące przed wydarzeniem. Bo z tego, co widziałem, na obozie właśnie lublinianie rozłożyli na czynniki pierwsze swoją zeszłoroczną porażkę w Grudziądzu. Tylko na tym przeciwniku nie zarobili przecież punktu bonusowego za zwycięstwo w dwumeczu.

No ale dosyć wychwalania obrońców trofeum, bo wielu kochających inaczej, tzn. kochających inne kluby, ma już pianę na ustach, a na myśli nazwę "spółki skarbu państwa". Dlatego już widzę te tytuły w mediach - "Orlen oj!" - na wypadek jakiejś mniej lub bardziej bolesnej ligowej porażki. Nawiązujące, oczywiście, do nowej nazwy drużyny, bo to już nie Platinum Motor, lecz Orlen Oil Motor. No chyba że mistrzowie Polski będą wygrywali wszystko jak leci, co jednak w żużlu należy raczej uznać za anomalię.

W Lublinie od dłuższego czasu sprawdza się podczas meczów PGE Ekstraligi władczy dualizm. Praktyka, Macieja Kuciapę, wspiera wiedzą Jacek Ziółkowski. I to działa. Podobny układ zaistnieje teraz w Lesznie, gdzie pracę praktyka Rafała Okoniewskiego ma uzupełniać Sławomir Kryjom. Jestem ciekaw, jak to zadziała, bo jednak w Lesznie nie mają składu na seryjne zwycięstwa. Zatem będzie trzeba chwytać każdą okazję. A każda decyzja, choćby obsady najbliższego wyścigu, będzie ważyć wiele więcej niż wspólna decyzja o ewentualnym zastąpieniu w piętnastym biegu Zmarzlika młodzieżowcem. W celach szkoleniowych.

Okoniewski jest bez wątpienia człowiekiem bez ciągot do autopromocji. Nie kojarzę go kompletnie z aktywności w mediach społecznościowych. Rzadko zajmuje oficjalne stanowisko, nie korzystał do tej pory z ofert ekspertowania. Działa sobie w ciszy. Ale to wcale nie musi znaczyć, że nie ma własnego zdania lub że może mieć kłopoty z decyzyjnością. Sławek Kryjom natomiast zbudował się jako menedżer Diabłów z Landshut, nie dając spuścić Niemców z ligi w sportowy sposób. Pracował jako ekspert telewizyjny, lubi czasem zamieszać w mediach społecznościowych i reaguje, gdy ktoś już dziś spuszcza jego zespół z elity. Roztacza aurę pewnego siebie człowieka, wiedzącego, jak zestawić zespół i jak przygotować tor. Ma też za sobą pewne doświadczenie, gdy chodzi o udział w wyborach, choćby parlamentarnych.

Czas pokaże, czy ktoś tu pozostanie w czyimś cieniu, czy może obaj panowie złożą się w układ idealny, dzięki połączeniu zdolności i umiejętności. Nie liczyłbym natomiast, że skoro Okoń świetnie startował, to nagle taką umiejętność posiądą wszystkie Byki. Z pewnymi walorami trzeba się po prostu urodzić, mieć do nich naturalną smykałkę.

Zatem w Motorze sztab szkoleniowy działa niczym unia lubelska. Jak "jedno nierozdzielne i nierożne ciało", że zacytuję słowa aktu. W Fogo Unii natomiast muszą stworzyć nową Unię leszczyńską.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Koniec z jazdą w lidze angielskiej?! Władze Ekstraligi skorzystają z opcji atomowej
Komu Canal+ sprzeda sublicencję? Jest zaskakujący chętny

Źródło artykułu: WP SportoweFakty