Dopiero tak naprawdę rozpoczynał swoją karierę w żużlu. Sezon 1993 miał być dla niego pierwszym w gronie seniorów. Rok wcześniej pokazał, że stać go na bardzo solidne punktowanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce.
Tragiczny wypadek
wraz z kolegami z drużyny Morawski Zielona Góra przygotowywał się do kolejnego sezonu. Tak, jak teraz, tak samo w przeszłości zespoły spotykały się ze sobą w meczach sparingowych. 21 marca 1993 roku jego ekipa zmierzyła się z Unią Leszno. W piątej gonitwie dnia pod taśmą stanęli i (goście - dop.red.) oraz i 22-latek (gospodarze - dop.red.).
Świetnie ze startu wyszedł miejscowy duet. Zarzecki spokojnie objechał po szerokiej rywali na pierwszym łuku i dołączył do swojego klubowego kolegi. Niestety już na następnym wirażu Jaworka trochę postawiło, przez co wytracił prędkość. W konsekwencji wprost w niego wjechał Jąder, który wraz z maszyną wystrzelił w górę. Ta uderzyła młodego zawodnika zielonogórzan prosto w głowę. Po chwili Zarzecki wpada w płot, a razem z nim dwa motocykle.
ZOBACZ WIDEO: Być albo nie być. Sezon prawdy dla Przemysława Pawlickiego
Jak informowała "Gazeta Lubuska", u sportowca stwierdzono złamanie kości łopatki, prawego obojczyka, wystąpienie krwiaka oraz odmy prawego płuca i uszkodzenia klatki piersiowej. Dwa dni po zdarzeniu, stan 22-latka zaczął się pogarszać. Został przewieziony na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej z powodu postępującej niewydolności oddechowej. 24 marca środowisko żużlowe ogarnęła żałoba. Zawodnik zmarł, przegrywając walkę o życie.
- To był mój pupil, dokładnie go poznałem podczas wspólnych wyjazdów. Wielokrotnie podkreślał, że oddałby wszystko, żeby jeździć z najlepszymi, od których mógłby się jeszcze uczyć. Dla mnie osobiście był nadzieją na lepszą przyszłość polskiego żużla - mówił Stanisław Bazela, ówczesny kierownik młodzieżowej kadry, w rozmowie z "Gazetą Lubuską".
Ogromny talent
Zarzecki był zawodnikiem, który z każdym rokiem był coraz lepszy. Zadebiutował w lidze w 1998 roku, ale pojawił się tylko w czterech wyścigach i wywalczył jeden punkt. W kolejnym sezonie wystąpił w takiej samej liczbie biegów, ale zapisał na swoim koncie trzy "oczka" oraz bonus. Wraz z zespołem sięgnął po srebro Drużynowych Mistrzostw Polski.
Po przerwie zimowej został już podstawowym zawodnikiem drużyny. Zaliczył 52 gonitwy, w których zdobył 23 punkty i 10 bonusów. To był pierwszy duży przełom w jego karierze. Następny nastąpił w 1991 roku. Znów regularnie pojawiał się na ligowych torach. Wygrał swoją pierwszą gonitwę, a łącznie zainkasował 47 "oczek" i sześć bonusów. Jego Morawski sięgnął za to po tytuł drużynowych mistrzów Polski. Na swoją szyję zawiesił także brązowy medal .
Występował w reprezentacji Polski, startując w spotkaniach testowych z udziałem młodzieżowców. Sezon 1992 był dla niego ostatnim, ale też najlepszym w karierze. W rozgrywkach najwyższej klasy spisywał się bardzo dobrze. Jako pierwszy przekroczył linię mety 20 razy, a średnio zdobywał ponad 1,75 punktu na jeden bieg. Wywalczył brąz Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Był także dziesiąty w seniorskim finale krajowego czempionatu. Wydawało się, że polski żużel będzie miał kolejną wielką postać. Niestety historia potoczyła się zupełnie inaczej.
Czytaj także:
- Żużel. "Ten proces trochę trwa". Szymon Woźniak przed nowym sezonem