Po trzech seriach startów Bartosz Zmarzlik w Częstochowie zachowywał status zawodnika niepokonanego. W swoim czwartym występie, który był trzynastym biegiem wieczoru, miał szansę przedłużyć zwycięską passę.
Jednak na dystansie mistrza świata wyprzedził Leon Madsen, a chwilę później został również wyprzedzony przez klubowego partnera Fredrika Lindgrena. I Zmarzlik do mety dowiózł jedynkę, ale ze znaczną stratą do Duńczyka i Szweda.
- Po trzech zwycięstwach uznałem, że w końcu coś trzeba zmienić i to zrobiłem. Każdy bieg pozwala nam się czegoś dowiedzieć, także na temat sprzętu. Później wróciłem do tego, co było i jak widać okazało się to dobrym ruchem - mówił po meczu Zmarzlik w Ekstraliga Media Center.
ZOBACZ WIDEO: Bardzo trudny kalendarz Fogo Unii. Czy leszczynian czeka seria porażek?
W ubiegłym sezonie Zmarzlik w Częstochowie wystartował dwukrotnie - w rundzie zasadniczej nie zaznał goryczy porażki, z kolei w fazie play-off przywiózł 11 punktów z bonusem. Równie okazałe były również jego poprzednie występy, w których notował dwucyfrowe rezultaty.
- Częstochowa jest fajnym torem do jazdy, ale i zarazem bardzo trudnym, bo gospodarze zawsze jeżdżą tu bardzo szybko i generalnie każdy potrafi się tu ścigać. Dla nas ten mecz był na pewno dobry, bo cieszą kolejne punkty, a tym bardziej te wywalczone na wyjeździe - dodał.
Zmarzlik zauważył, że tor w Częstochowie w niedzielę był przygotowany inaczej niż w ubiegłym sezonie, więc zawsze przy takich sytuacjach pojawia się nuta niepewności, co do m.in. doboru odpowiednich ustawień.
- Trudno też było z pierwszych dwóch pól startowych przejechać szybko pierwsze okrążenie. Tak samo, jak wyjechać na podwójne prowadzenie, bo te zewnętrzne miejsca były nieco lepsze - skomentował.
Czytaj także:
1. Hans Andersen wraca w nowej roli!
2. Rusza kolejna europejska liga. Nie zabraknie w niej czołowych zawodników i reprezentantów Polski