We wtorek w Bydgoszczy odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyły władze PGE Ekstraligi i przedstawiciele ośmiu klubów rywalizujących w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po jego zakończeniu dowiedzieliśmy się, że zapadły konkretne ustalenia dotyczące zmian regulaminowych.
Od sezonu 2026 w rozgrywkach PGE Ekstraligi kluby będą mogły korzystać z zagranicznego juniora. Poza tym należy spodziewać się zmian w regulaminie szkoleniowym. Ta najważniejsza zakłada gratyfikacje finansowe za punkty zdobywane przez juniorów wychowanków. Środki na ten cel będą pochodzić z nadwyżki pieniędzy z kontraktu telewizyjnego. Warto dodać, że na razie mamy do czynienia z propozycjami, które musi jeszcze zatwierdzić Polski Związek Motorowy. Najprawdopodobniej będzie to jednak tylko formalność.
Temat wywołuje wiele kontrowersji. O opinie w tej sprawie poprosiliśmy Mariusza Staszewskiego, który jest jednym z najlepszych trenerów w Polsce, jeśli chodzi o pracę z młodzieżą. Od wielu lat pracuje w Arged Malesie, gdzie z pomocą miejscowych działaczy stworzył znakomitą szkółkę żużlową. Wychowankowie ostrowskiego klubu nie tylko z powodzeniem startują dla macierzystej drużynie, ale także reprezentują barwy klubów ekstraligowych i tych występujących w Metalkas 2. Ekstralidze.
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Wszystko wskazuje na to, że od sezonu 2026 kluby PGE Ekstraligi będą mogły korzystać z jednego zagranicznego juniora. Co sądzisz o tym rozwiązaniu?
Mariusz Staszewski, trener Arged Malesy Ostrów: Mam takie samo zdanie jak 99 proc. trenerów. Popełniamy błąd.
Dlaczego?
Od dłuższego czasu szkolimy bardzo dużo młodzieży, a niedługo w najwyższej klasie rozgrywkowej może zabraknąć dla niektórych miejsca, które jest potrzebne do rozwoju. Wszystko ma wydarzyć się kosztem promowania zagranicznych juniorów, co nie ma dla mnie żadnego sensu. Utworzona została przecież U24 Ekstraliga, gdzie wszyscy rokujący na świecie młodzieżowcy już są i mogą tam jeździć. Poza tym, przepis o dwóch polskich juniorach naprawdę się sprawdza i mamy tego namacalne dowody.
Jakie?
To widać po naszych wynikach na arenie międzynarodowej w rozgrywkach juniorskich. Przecież to nie jest żaden przypadek. Kładliśmy nacisk, żeby w składach na pozycjach rezerwowych byli młodzieżowcy. Nie tak jak w lidze szwedzkiej czy angielskiej, gdzie jadą seniorzy z najniższą średnią. Poza tym przez ostatnie lata była naprawdę olbrzymia presja na szkolenie. Doszło do "wyprodukowania" dużej liczby juniorów. Zapewniam, że niektórym niedługo będzie trzeba podziękować i powiedzieć, że w tej dyscyplinie nie ma dla nich miejsca. Ich kariery zakończą się, zanim na dobre się rozpoczęły. Ja rozumiem, że na razie mówimy o PGE Ekstralidze, ale z reguły te zmiany idą również później niżej.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Murawski, Ratajczak i Frątczak
Arged Malesa ma dużą nadwyżkę juniorów?
Nadwyżka juniorów jest nie tylko w Ostrowie. Większość klubów ma ich bardzo wielu. Oni zdali egzaminy. Większość wyjeździła limity biegów. Niedługo część z nich usłyszy, że przygoda z tym sportem się kończy, bo zmieniamy przepisy.
Porozmawiajmy o argumentach zwolenników zagranicznego juniora. Niektórzy mówią, że tacy zawodnicy jak Tai Woffinden czy Fredrik Lindgren rozwinęli się również dzięki temu, że startowali w Polsce na pozycjach zagranicznych młodzieżowców.
Mam zupełnie inną perspektywę. Dzięki temu, że jeździł Frederik Lindgren, to na ławce siedział Grzegorz Zengota. To jest zatem bardzo błędne myślenie. Ustalmy sobie jedną rzecz. Szwed czy taki zawodnik jak Tai Woffinden mieli w swoich krajowych ligach tyle jazdy, że nawet brak występów w Polsce na pozycji juniorskiej, nie zahamowałby ich rozwoju. Może za chwilę dojdziemy do absurdu i powiemy, że Darcy Ward zrobił karierę, bo w Polsce obowiązywał przepis o zagranicznym juniorze? Myślę, że tak jednak nie było. To był talent czystej wody. Wybitne jednostki, których przykłady są podawane w mediach, nie potrzebują takiego przepisu. Regulacje dotyczące polskich juniorów miały wspomagać naszą młodzież, by miała jak najwięcej ochrony do 21 roku życia. Szwedzi, Duńczycy czy Anglicy mają naprawdę dużo jazdy u siebie. Poza tym jeszcze raz powtarzam, że doszło do takiej "produkcji" krajowych juniorów, że kwestią absolutnie podstawową było utrzymanie dwóch polskich młodzieżowców także w PGE Ekstralidze. Tylko wtedy to szkolenie ma jakikolwiek sens.
Niektórzy twierdzą, że krajowi juniorzy zarabiają zbyt dużo. Pada przykład Wiktora Przyjemskiego i oczekiwań na poziomie miliona złotych za podpis pod kontraktem.
Oczekiwania finansowe wielu zawodników przekraczają możliwości niektórych klubów. To jest niezaprzeczalny fakt i nie zamierzam go kwestionować. Nie bardzo rozumiem jednak, co to ma wspólnego z całą dyskusją. Wybitnych zagranicznych juniorów nie mamy zbyt wielu, co widać po wynikach SGP2. Polecam sprawdzić klasyfikację generalną tego cyklu. Jeśli zatem w tym towarzystwie objawi się ktoś wyjątkowy, tak jak nasz polski junior, który ma znakomitą średnią w PGE Ekstralidze, to jakich on niby będzie oczekiwać pieniędzy? Tak samo poprosi o milion złotych. Na pewno nie obniżymy w ten sposób kosztów. Wszyscy znają stawki, rozmawiają ze sobą. Zagraniczni juniorzy będą zatem oczekiwać tyle samo co Polacy. Niczego w ten sposób nie poprawimy. Przecież my już to wszystko w Polsce przerabialiśmy.
Poza tym warto również zauważyć, że zmieniamy przepisy co kilka lat. Regulamin szkoleniowy nie został wprowadzony jakoś dawno, a teraz ma wejść obcokrajowiec junior. Moim zdaniem nie ma żadnej konsekwencji.
Trzeba jednak pamiętać, że kluby nie będą miały obowiązku stawiania na zagranicznego juniora. To tylko możliwość. Poza tym jazda wychowankami będzie się opłacać, bo jest propozycja płacenia za ich punkty z nadwyżki środków z nowego kontraktu telewizyjnego. Może zatem po obcokrajowców sięgnie niewielu prezesów?
Możemy to omówić na konkretnym przykładzie. Załóżmy, że mamy w większości klubów dwóch, trzech zdolnych, niezłych młodzieżowców. Do tego dojdzie w niektórych miejscach obcokrajowiec. Jeśli będzie lepszy, to znajdzie miejsce w składzie. Pojedzie zatem jeden zdolny Polak, a reszta będzie siedzieć na ławie bez jazdy. Kluby ich nie oddadzą, bo będą chciały mieć zabezpieczenie, gdyby coś się stało, by czerpać gratyfikacje finansowe za wychowanka. Dojdziemy do tego, że ośrodki, które wyszkolą czterech juniorów, zrobią krzywdę dwójce z nich, bo oni będą siedzieli. Z kolei innym nie będzie opłacać się ich zakup.
Zastanawiam się, czy kluby powinny otrzymywać pieniądze za punkty wychowanków tylko do momentu, kiedy ci będą bronić ich barw, czy jednak do zakończenia wieku juniora. W końcu to ma być nagroda za szkolenie, a nie za wierność.
Aż tak głęboko się nad tym nie zastanawiałem, ale przyznam, że to zasadne pytanie. Jeśli płacenie będzie działać do momentu utrzymania żużlowca w klubie, to jego wynagrodzenie też będzie rosło. Przecież zawodnik będzie świadomy, że klub dzięki niemu zarabia. Powinniśmy zatem płacić do zakończenia wieku juniora, nawet jeśli dojdzie do zmiany barw klubowych. Dodam, że sama koncepcja nagradzania za szkolenie jest słuszna. Metoda marchewki jest dużo lepsza, ale wymaga dopracowania.
Kluby mogą wtedy też blokować transfery juniorów wychowanków do wyższej ligi, żeby nadal czerpać korzyści finansowe.
Pewnie tak. Z drugiej strony nie wiem, czy będzie aż taki popyt na transfery, skoro w PGE Ekstralidze będzie miejsce dla ośmiu juniorów zagranicznych. Każdy klub w najwyższej klasie rozgrywkowej ma już jakiegoś zdolnego wychowanka. Dzięki przepisom szkoleniowym jest coraz więcej takich chłopaków. Do tego dojdzie możliwość zakontraktowania obcokrajowca.
Arged Malesa będzie nadal stawiać na szkolenie?
Myślę, że tak, bo tak było od początku tego klubu. Co mielibyśmy teraz zrobić z tymi chłopakami? W zeszłym tygodniu dwóch kolejnych zdało licencję na 250cc. Za chwilę dwóch zda na 500cc. Na przyszły rok są podobne plany. W Ostrowie pewnie wszystko pozostanie tak, jak jest.
Zobacz także:
Prezes GKM-u o zagranicznym juniorze
Stal planuje tylko jeden transfer