To nie jest perfekcyjny sezon Macieja Janowskiego, o czym świadczy nawet jego średnia biegowa w PGE Ekstralidze. Na ten moment wynosi ona 1,919. To ledwie 19. rezultat w rozgrywkach. Bywały lata, gdy wyniki kapitana Betard Sparty Wrocław były znacznie lepsze. Dlatego też niewielu uważało go za faworyta finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w Lublinie. Jednak po kolei.
Jeszcze zanim krajowa czołówka wybrała się na wschód Polski, 33-latek musiał zrealizować ligowe obowiązki. Betard Sparta Wrocław nie była faworytem starcia z Orlen Oil Motorem Lublin. Wystarczy wspomnieć choćby zeszłoroczne potyczki obu ekip - "Koziołki" dwukrotnie wyjeżdżały ze Stadionu Olimpijskiego zwycięskie. Tym razem było inaczej i mistrz kraju zanotował drugą porażkę w obecnej kampanii.
Piątkowe spotkanie miało trzech bohaterów. Oczywiście największe brawa zebrał Bartłomiej Kowalski (14+1 pkt.), ale nie można przejść obojętnie obok wyczynów Artioma Łaguty (13+1) oraz Macieja Janowskiego (12). Ten ostatni potwierdził, że nawet jeśli w tym roku notuje gorsze występy na wyjazdach, to na własnym torze wygląda zupełnie inaczej.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Ta dyscyplina ma szansę na rozwój w Polsce? "Ogromny potencjał"
Euforia związana z pokonaniem "Koziołków" nie mogła trwać długo, bo niespełna dobę później najlepsi polscy żużlowcy musieli stawić się w Lublinie. Maciej Janowski do walki o złoto IMP przystępował jako underdog. Z czwartej pozycji w "generalce", mając aż pięć punktów straty do prowadzącego Patryka Dudka.
Kibice, zwłaszcza ci z Lublina, widzieli na tronie swoich faworytów - Dominika Kuberę albo Bartosza Zmarzlika. To im matematyka dawała szansę. To oni mieli wykorzystać znajomość własnego toru do ataku na ostatniej prostej. Parafrazując słynne słowa, gdzie trzech się bije, tam Maciej Janowski korzysta.
Wrocławianin od początku sobotniej rywalizacji znajdował się o krok przed rywalami. Dobre wyjścia spod taśmy, równie imponująca prędkość na dystansie. Efekt? Komplet punktów w fazie zasadniczej turnieju i zwycięstwo w wielkim finale, gdy losy tytułu były już tak naprawdę rozstrzygnięte.
Perfekcyjna sobota sprawiła, że Janowski pięć punktów straty do Dudka zamienił w... trzy "oczka" przewagi. Zrealizował plan, jaki w sobotę wielu uznałoby za sci-fi. - Jestem najszczęśliwszym żużlowcem na ziemi - powiedział później w Canal+ Sport, wyraźnie podkreślając swoją dość zrozumiałą radość.
Kibice we Wrocławiu chcieliby, aby ich ukochany kapitan zbudował formę na kluczowy moment sezonu. W przeszłości zdarzały się przecież chwile panowania Janowskiego, który w odpowiedniej fazie sezonu, gdy pogoda sprzyjała jego silnikom, był nie do zatrzymania. Czy taki scenariusz oglądamy po raz kolejny? Czy może wychowanek Sparty na dobre powrócił do najwyższej dyspozycji?
Dla polskiego speedwaya powrót Janowskiego do szczytowej formy byłby bez wątpienia dobrą wiadomością. Jego zażarta walka ze Zmarzlikiem mogłaby napędzać popularność dyscypliny. Do tego wkrótce turniej SGP we Wrocławiu, w którym zobaczymy 33-latka. Dobry występ przed własną publicznością będzie argumentem za tym, aby przyznać mu stałą "dziką kartę" na rok 2025. Sam mówił przecież kilka miesięcy temu, że ma niezałatwione sprawy z cyklem Grand Prix.
Czytaj także:
- Euforia w klubie! Mają lidera, a za chwilę ogłoszą kolejne kontrakty
- "Od początku cudujecie". Spięcie między komisarzem i sztabem GKM-u