Żużel. Szczere słowa Szymona Woźniaka. "Mógłbym postawić na swoim nazwisku krzyżyk"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Szymon Woźniak analizuje swoją jazdę
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Szymon Woźniak analizuje swoją jazdę
zdjęcie autora artykułu

Nie jest to udany sezon Szymona Woźniaka. Zawodnik ebut.pl Stali Gorzów po półfinałowym spotkaniu z Betard Spartą Wrocław przyszedł do dziennikarzy i w długiej rozmowie podzielił się swoimi rozterkami na temat własnej dyspozycji.

Wychowanek Polonii Bydgoszcz w tym roku w PGE Ekstralidze notuje średnią 1,769, co daje mu 24 miejsce w klasyfikacji najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. W minioną niedzielę Szymon Woźniak w starciu przeciwko Betard Sparcie Wrocław zdobył sześć punktów z bonusem w pięciu startach, ani razu nie odnosząc indywidualnego zwycięstwa.

Na zawodnika wylewa się coraz większa fala krytyki. Nie oszczędził mu jej honorowy prezes ebut.pl Stal Gorzów, Władysław Komarnicki, który stwierdził, że "za szybko okrzyknięto go jednym z liderów". Gorzowianie przegrali u siebie z wrocławianami 44:46.

- Nie tak sobie ten półfinał wyobrażaliśmy. Podeszliśmy do tych zawodów może nie w jakiejś wyśmienitej formie, ale na pewno bardzo zmotywowani. Przynajmniej z mojej strony. Naprawdę czuję, że zostawiłem całe swoje serce i to wystarczyło tylko na tyle. Jestem zawiedziony i rozczarowany, ale mogę zagwarantować, że robię wszystko, żeby moje problemy rozwiązać jak najszybciej. Mam nadzieję, że ten tydzień będzie przełomowy - mówił po meczu 31-latek.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Bajerski, Jabłoński i Przedpełski

W swoim ostatnim wyścigu przyjechał na ostatniej pozycji. Jak się okazuje, to wynik postawienia wszystko na jedną kartę. - Pełne ryzyko. Zmiana motocykla, regulacja w ciemno. Jechałem na tym motocyklu na próbie toru i na ostatni bieg chcieliśmy zaryzykować, zmienić motocykl, bo wiedziałem, że ten pierwszy nie jechał tak, jakbym sobie tego życzył. Pomimo tego, że zmienialiśmy ustawienia, to czułem taki wspólny mianownik, który nie pozwalał mi się rozpędzić od szczytu łuku do wyjścia. Te regulacje nie przynosiły efektu. Chcieliśmy więc, już nawet pod kątem kolejnego meczu, sprawdzić motocykl, który był zazwyczaj moim głównym. Motocykl, na którym jechałem, wypadł dobrze na środowym treningu, ale to wszystko nie jest takie proste - zdradził.

Żużlowiec cały czas diagnozuje, gdzie dokładnie leży problem. Przede wszystkim chodzi o sprzęt. - Staram się nie tylko na torze, a przede wszystkim poza torem, żeby jak najlepiej się do danych zawodów przygotować. Moja ekipa, przy tym natłoku imprez, wykonuje tytaniczną pracę, bo chłopacy praktycznie nie śpią. Swoje rodziny i dzieci to nie wiem, kiedy ostatnio widzieli przez pełen dzień. Naprawdę jestem dosyć krytyczny wobec siebie. Zawsze byłem. Mimo wszystko, uważam, że rozwijam się z roku na rok. Przede wszystkim moje starty są bardzo dobre. Później brakuje mi tego dobrego dialogu ze sprzętem. Tu jest główny problem - przyznał Woźniak.

Porażka na Stadionie im. Edwarda Jancarza boli tym bardziej, że gospodarze po pierwszej serii prowadzili 17:7. - Wydawało się, że mniej więcej dobrze weszliśmy w ten mecz, zaczęliśmy robić drobne korekty, ale Sparta zareagowała ustawieniami agresywniej od nas i na pewno trafili, poszli w dobrą stronę. A czy my poszliśmy w złą? Na to nie potrafię odpowiedzieć. Kierunek zmian w naszym zespole był podzielony. Każdy miał swoje odczucia i postanowiliśmy, że każdy pójdzie w swoją stronę - tłumaczył Woźniak.

Szwecja, całonocna jazda do Polski, ewentualny trening w Gorzowie, wyjazd na Speedway Grand Prix, zawody i powrót na mecz Stali. Tak mniej więcej wygląda tydzień w wykonaniu indywidualnego mistrza Polski z 2017 roku. - Czasu na treningi jest mało. W ogóle jest go mało. Natężenie startów jest bardzo duże i sytuacja do gaszenia pożarów nie jest idealna. Pomimo tego, że wszystko układa się jak po grudzie, to cały czas są we mnie pokłady wiary, że ten sezon będę w stanie odkręcić - wyznał Polak.

Do tego doszedł ostatnio pech w postaci pogarszających się warunków pogodowych, przez co nie każda sesja treningowa doszła do skutku, a sprzętu do sprawdzenia było sporo. - Tor różnił się troszkę w niedzielę. Był upał, nawierzchnia dosyć twarda, ale nie wyobrażam sobie, żebym w połowie września tłumaczył się torem - stwierdził żużlowiec Stali.

Wiele osób zniżkę formy u reprezentanta naszego kraju wiążę z pojawieniem się w jego boksie Grega Hancocka. Dla Amerykanina nie jest to jednak jedyne zajęcie. Pomaga on bowiem innym zawodnikom, w tym swojego synowi, ale też udziela się w telewizji podczas rund SGP. - Jeżeli mam być szczery, to nawet nie wiem, kiedy Greg znika i kiedy się z powrotem pojawia. Ja tego w ogóle nie dostrzegam. Nie wyobrażam sobie, żeby to, że Greg udziela dwóch czy trzech wywiadów w trakcie rundy Grand Prix mogło wpłynąć na moje wyniki. Nie dajmy się zwariować. To nie on wsiada na motocykl, tylko ja - zauważył debiutant w stawce stałych uczestników Indywidualnych Mistrzostw Świata.

Za co dokładnie odpowiada 54-latek w teamie Szymona Woźniaka? - Greg pełni rolę doradczą, ogólnie rzecz ujmując. Mam tu na myśli przede wszystkim początek sezonu. Bardzo dużo pracowaliśmy nad techniką moich startów i mojej jazdy. Wiem, że wachlarz moich możliwości i technika się poprawiła. Nie jestem w stanie teraz tego pokazać, potwierdzić punktami i w związku z tym odczuwam dużą frustrację. Czuję się lepszy, a punkty mówią co innego. To jest złożony sport i nie tylko umiejętności grają rolę - wyjaśniał zawodnik.

Wsparcie ma nie tylko w koledze po fachu, ale przede wszystkim w rodzinie. - Sponsorzy stoją za mną murem. Mój team, cała ekipa RK Racing, a przede wszystkim moja rodzina, moja żona i córeczki, które są niebywale w tym wszystkim dzielnie. Mogę być im tylko za to wdzięczny, że pomimo tego, jak jest mi ciężko, to cały czas mam siłę, bo te wszystkie osoby mi ją dają, żebym trenował, walczył, starał się i odkręcił w najważniejszej części sezonu to, co najbardziej nie gra - kontynuował.

- Cały sztab ludzi wkłada masę serca, żeby moją dyspozycję poprawić. Jestem tym ludziom bardzo wdzięczny, bo gdyby nie oni, to mógłbym postawić na swoim nazwisku krzyżyk i podrapać się po głowie. Wiemy, że jest ciężko, że jest źle. Jestem tego świadomy, że w ostatnim czasie zawodzę drużynę. Wiem, że mam jakieś problemy, ale mam też trudny sezon. Każdy mówi, że było dobrze, a przyszedł Greg i jest źle. To jest mój pierwszy sezon w Grand Prix. To dla mnie wielkie wyzwanie. Sami wiecie, jaki był przebieg mojej kariery. Ten awans to nie było coś, co przyszło mi łatwo. Obecność w GP też łatwa dla mnie nie jest, co również sprawia, że cały sezon jest dla mnie wymagający. A do tego mamy jeszcze sprzętowe rozterki i finałową część sezonu - dodał.

Wspomniany RK Racing, czyli firma Ryszarda Kowalskiego ma pełne zaufanie żużlowca i działa to również w drugą stronę. - Ekipa RK Racing wspiera mnie we wszystkich moich decyzjach i to jest też niebywale dla mnie ważne oraz istotne i pokazujące, że dla nich ważne jest nie tylko żużlowe nazwisko w tym wszystkim, ale też człowiek. Ja jestem człowiekiem, któremu aktualnie coś nie wychodzi, a ze strony całej ekipy RK Racing mam pełne zrozumienie, zaufanie i wsparcie. Może ja się zagalopowałem, może oni. Trudno powiedzieć. Staram się im pomóc, jak tylko mogę, bo jestem ich zawodnikiem i jestem im to winien, a oni zostawiają serce na stole w swoim warsztacie, żeby przygotować dla mnie jak najlepsze silniki. Nie mam zamkniętych drzwi, aby testować inne rozwiązania - przyznał Woźniak.

- Szukamy rozwiązań w każdym aspekcie, w którym możemy i wiemy, że nie mamy czasu do stracenia. Również sprzętowo. Chciałbym jednak podkreślić, że cała ekipa RK Racing wykonuje tytaniczną pracę. Kiedyś miałem wszystko poukładane i byłem w stanie zaplanować serwis silnika dwa tygodnie do przodu, bo wszystko było poselekcjonowane i działało jak w szwajcarskim zegarku. Teraz, kiedy jestem pogubiony, ekipa RK Racing nigdy nie zostawia mnie bez pomocy. Włącznie z tym, że zostają po godzinach i wieczorami serwisują moje silniki, przerabiają, przygotowują nowe jednostki i wkładają równie dużo serca w to, żeby poprawić moją dyspozycję, co moja ekipa w warsztacie czy ja na torze - powiedział.

Wsparcia nie odmawiają mu również najwierniejsi kibice ebut.pl Stali Gorzów, którzy w kierunku swojego zawodnika wygłosili płomienną przemowę po meczu ze Spartą. - To są niesamowite chwile i to pokazuje, że prawie siedem lat jazdy w Stali nie poszło na marne. Świętowaliśmy wiele sukcesów razem, ale też wiele porażek. To cudowne, że mam to wsparcie ludzi, którzy mają prawo również czuć się zawiedzeni moją postawą. Cały czas we mnie wierzą. To mnie napędza, dodaje siły i energii, żeby się po prostu nie poddawać. To nie jest mój charakter, żeby rozkładać ręce. Będę walczył do ostatniego wyścigu tego sezonu - zapewnił jeździec.

Żużlowcy debiutujący w roli stałych uczestników Grand Prix i notujący zniżkę formy zawsze muszą mierzyć się z opiniami, czy starty w mistrzostwach globu im nie zaszkodziły. Szymon Woźniak szybko ucina takie dywagacje. - Może gdybym był w lepszej dyspozycji, to byłbym aktualnie w szóstce najlepszych zawodników na świecie. Nie będę się zastanawiał, czy to Grand Prix mi pomaga, czy przeszkadza. Po co w ogóle mam się nad tym pochylać? Nie ma to najmniejszego sensu. Szkoda mi choćby jednej kalorii na tak głupie, z mojej perspektywy, pytanie. Jestem w tym Grand Prix i chcę w nim pojechać jak najlepiej. Zostały mi dwie rundy, trzy mecze i skupiam się na tym. Zastanawianie się, czy GP mi pomaga czy przeszkadza jest dla dziennikarzy - zakończył.

Rewanżowe starcie półfinałowe pomiędzy Betard Spartą Wrocław a ebut.pl Stalą Gorzów zaplanowane jest na 20 września. Pierwotnie miało się ono odbyć 15 września, ale spotkanie przełożono z uwagi na fatalne prognozy pogody oraz ostrzeżenia meteorologiczne.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty