Bartosz Zmarzlik już w przedostatniej rundzie mistrzostw świata zapewnił sobie tytuł najlepszego jeźdźca globu. Do Torunia przyjechał już tylko dopełnić formalności, czyli odebrać złoty medal - piąty w karierze oraz okazałe trofeum. Wcześniej jednak trzeba było wykonać robotę. I choć sam przyznał, że zbyt luźno podszedł do zawodów, to ostatecznie zdołał zwyciężyć na Motoarenie.
- Piąty raz przyjeżdżam tutaj i odbieram na waszych oczach piąty medal. To jest dla mnie niesamowite przeżycie, być może dlatego, gdy przyjeżdżam tu na ligę, to mam ciarki. Na Grand Prix czuję się tu wyśmienicie. Dziękuję za wspaniały doping, bo niosło to wszystkich Polaków. Kochamy jeździć dla takich kibiców! - przyznał Zmarzlik zaraz po zawodach.
Polak wziął tym samym udział w aż trzech dekoracjach na Motoarenie. Najpierw nagrodzono najlepszych zawodników finałowej rundy Speedway Grand Prix w Toruniu. Następnie na szyjach żużlowców zawisły upragnione krążki. Ceremonię zwieńczyło symboliczne wydarzenie, kiedy na podium u boku Zmarzlika pojawili się - Wiktor Przyjemski (mistrz świata juniorów) oraz Maksymilian Pawełczak (mistrz świata w 250cc).
- Dla mnie to świetne uczucie, gdy moja jazda cieszy kibiców. Jednak to też ogromna presja i oczekiwania stawiają mnie w niełatwym położeniu. Nie mam tego od roku czy dwóch, a od jakiegoś czasu i trzeba było do tego przywyknąć - dodał Polak, który był już wówczas na antenie Eurosportu.
Bartosz Zmarzlik zapowiedział już walkę o szóste złoto. - Nie zamierzam odpuszczać - mówił przed kamerami.
ZOBACZ WIDEO: Paweł Przedpełski pośpieszył się z odejściem z PGE Ekstraligi?