"Półtora okrążenia" to cykl felietonów i opinii Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się, że polscy działacze idą na zwarcie i zz pominięcie Biało-Czerwonych przy przyznawaniu "dzikich kart" do Indywidualnych Mistrzostw Świata grożą wycofaniem zawodów z PGE Narodowego. Będąc szczerą, nie wiem, co mam na temat tego wszystkiego myśleć.
Już wcześniej pisałam, że zawsze można sobie udział w Speedway Grand Prix wywalczyć. Argument, że są reprezentacje, które posiadają więcej zawodników w cyklu od nas, mnie nie przekonuje. Nie wiem, czy będąc żużlowcem, chciałabym, aby w ten sposób ktoś przyznał mi udział w mistrzostwach świata. Nie do końca rozumiem całego zamieszania.
Być może zaznaczając, że jesteśmy krajem, który utrzymuje światowy żużel, gdyż nie ma wątpliwości, że najwięcej wydajemy i zarabiamy, należałoby negocjować obniżkę cen za organizację rund w Polsce. To by mnie bardziej przekonywało. Każdy inny argument do mnie akurat nie trafia, ale może do innych już tak.
ZOBACZ WIDEO: Prezes Motoru nie ma wątpliwości. "Ostatnia decyzja pokazała, jak federacja światowa szanuje Polaków"
Wolałabym zaoszczędzić niż grozić rezygnacją z turnieju w Warszawie, jeśli nie otrzymamy stałej "dzikiej karty". Jeżeli organizator cyklu nie da się namówić, to co wtedy? Nie będzie rundy w stolicy Polski? To dobre rozwiązanie? Gdyby ktoś jasno i klarowanie mi wytłumaczył, czemu ma to służyć, być może mnie by to przekonało.
Jeszcze raz powtórzę. Przyznanie "dzikiej karty", to dobra wola kogoś. Organizator całego cyklu ma pewnie w tym jakąś strategię. W Polsce i tak posiadamy wiernych kibiców, a dyscyplina jest bardzo popularna. Zróbmy więc może tak, żeby sami Biało-Czerwoni jeździli, wtedy będzie najlepiej.
Wszelkie relacje powinny opierać na wypracowaniu sobie autorytetu, przekonywaniu oraz argumentach. Każde rozwiązanie siłowe działa na krótką metę. Jeżeli powiemy, że stać nas na wszystko i zrobimy, co chcemy, to inne federacje mogą się wystraszyć, że powstanie dyscyplina polsko-polska. Nie wiem, czy im by to odpowiadało.
Aczkolwiek uważam, że Polacy powinny mieć w FIM dużo do powiedzenia, ale nie poprzez rozwiązania siłowe, lecz porządną organizację, wykonywanie pewnych zadań dobrze oraz pokazanie, że wypracowaliśmy sobie pewną pozycję.
Trochę dziwne, że nie potrafimy budować koalicji. To właśnie na tym polegają takie stowarzyszenia. Jakoś się zapracowuje na tę pozycję. Wcześniej Armando Castagna czymś przekonał, więc może my powinniśmy popatrzeć na siebie krytycznie i zastanowić się, co mamy zrobić, aby reszta krajów nas wsparła. Myślę, że przed nami jeszcze jest sporo do zrobienia. Nie sądzą, że uda nam się osiągnąć sukces szabelką.
Marta Półtorak