Żużel. Dodatkowe wydatki klubów. Przez drobną zmianę zapłacili nawet 300 tysięcy złotych więcej

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Zawodnik ebut.pl Stali Gorzów
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Zawodnik ebut.pl Stali Gorzów

Tuż przed sezonem zmienił się regulamin odnośnie płatności za biegi przegrane w stosunku 1:5. Niespodziewana korekta kosztowała każdy z klubów około 300 tysięcy złotych. Co grosza, nie ma szans na powrót wcześniejszych regulacji.

Nagła zmiana regulaminu była dodatkowym ciężarem dla klubów, ale oczywiście nie uzasadnia aż tak dużych problemów ebut.pl Stali Gorzów czy innych ośrodków z zamknięciem budżetu przed procesem licencyjnym.

O co dokładnie chodzi? Okazuje się, że tuż przed początkiem sezonu władze polskiego żużla musiały zmienić przepis w regulaminie dotyczący mniejszych wynagrodzeń zawodników za punkty zdobywane w biegach przegranych 1:5. Wcześniej obowiązywała zasada, że za jeden punkt zdobyty przez zawodnika w takiej sytuacji przysługiwało mu jedynie 25 procent należnego wynagrodzenia. Jeden punkt zamiast przykładowych 10 tysięcy złotych był więc wart w takiej sytuacji 2,5 tysiąca złotych. Chodziło o to, by zawodnicy nie otrzymywali dużych pieniędzy za - nic nie dające - zwycięstwo nad kolegą z drużyny.

Ten przepis musiał jednak zostać zmieniony bez wcześniejszej zapowiedzi tuż przed rozgrywkami ze względu na obawy o zakwestionowanie tego zapisu przez UOKiK i kolejne milionowe kary dla klubów PGE Ekstraligi i Metalkas 2. Ekstraligi.

ZOBACZ WIDEO: Gollob odniósł się do zamieszania z dzikimi kartami. "Nie zawsze wszystko rozumiem"

Mowa co prawda o kosmetycznej zmianie, ale ta korekta okazała się dość bolesna dla większości zespołów. Wyłączając biegi juniorskie, większość klubów zaliczyła około 40 biegów przegranych w stosunku 1:5. To oznacza, że zamiast wydać na nie około 100 tysięcy złotych (przy założeniu, że kwota za punkt to 10 tys. zł), musiały w tym roku wyłożyć pełną stawkę, czyli 400 tysięcy złotych.

Problem w tym, że większość klubów w budżecie nie planuje żadnych losowych wypadków, a na utrzymanie drużyny przeznacza niemal wszystkie prognozowane przychody. W takiej sytuacji dość łatwo o pomyłkę i to bardzo bolesną. W przypadku Stali Gorzów na wynagrodzenia dla zawodników zabrakło w tym sezonie 4,5 mln złotych, ale gigantyczne problemy z dopięciem budżetu miały nawet znacznie stabilniejsze zespoły. Właściciel Apatora Toruń Przemysław Termiński musiał w ostatnim momencie wyłożyć ponad milion złotych, by klub przeszedł proces licencyjny. W takiej sytuacji nawet 300 tysięcy złotych okazuje się być zaskakującym obciążeniem.

Dla klubów złą wiadomością jest fakt, że nie ma szans na powrót do wcześniejszych regulacji, a od tego sezonu porażki 1:5 będą wyceniane dokładnie tak samo jak inne biegi. Kluby z dolnej części tabeli muszą być też przygotowane, że w razie konieczności jazdy w barażach też nie ma co liczyć na obowiązywanie niższych stawek za punkt. W tym przypadku również chodzi o strach przed uwagami ze strony przedstawicieli UOKiK, którzy mogą dopatrzeć się w tym nielegalnych porozumień cenowych na niekorzyść zawodników.

Przypomnijmy, że w 2023 roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na Polski Związek Motorowy i Ekstraligę Żużlową kary odpowiednio 2,9 mln zł i 2,3 mln zł za obniżenie maksymalnych stawek za punkt w okresie pandemii. Takie zachowanie zostało uznane za zmowę cenową, ograniczającą konkurencją na wolnym rynku. Władze polskiego żużla odwołały się od decyzji, a sprawa trafiła do sądu.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty