W sporcie warto mieć szczęście. W sporcie żużlowym najczęściej oznacza ono nieszczęście kogoś innego.
Robert Chmiel miał takie szczęście 21 września, kiedy to na finałową, chorzowską rundę SEC-u wybierał się jako rezerwowy, by ostatecznie na liście startowej zastąpić Janusza Kołodzieja. Zawodnik Fogo Unii był proszony, by chociaż spróbował, by w ramach rekonesansu odjechał jeden wyścig na zdradliwej nawierzchni, jednak uznał, że lepiej będzie dla wszystkich, gdy oczekujący otrzyma szansę występu od początku zawodów. Był nim właśnie Chmiel, który przed turniejem podziękował starszemu koledze za stworzenie takiej możliwości. Miał za co, bo rywalizację rozpoczął od trójki. Bez niej nie dotarłby do wyścigu barażowego i nie zwróciłby na siebie uwagi środowiska. Po raz kolejny w minionym sezonie.
Ustalenie warunków kontraktu z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, za niezłe pieniądze, było pokłosiem udanego sezonu. Sekwencja zdarzeń sprawiła jednak, że szczęście przestało się do rybniczanina uśmiechać. Chwilę później ebut.pl Stal zrezygnowała z Szymona Woźniaka, który bardzo uwierał gorzowian na liście płac. I w sumie trudno się dziwić. Jeśli zarabiasz nieprzyzwoicie duże pieniądze (na możliwości klubu), musisz mieć świadomość, że któregoś dnia w podobnie nieprzyzwoity sposób cię zwolnią. Choć doprawdy nie wiem, jaki był w tym sens, by do końca tego Szymona zwodzić, skoro można było postawić sprawę jasno i uczciwie - "mamy problem, nie stać nas na ciebie". Z jakąś klasą i zgodnie ze stanem faktycznym.
ZOBACZ WIDEO Sajfutdinow: Dostaję sygnały, że władze FIM i GP chcą mojego powrotu do mistrzostw świata
Z wieloma sportowcami kluby się żegnają z tego samego powodu - po prostu, stają się dla organizacji zbyt drodzy. Nie tak było z Wojciechem Szczęsnym w Turynie? A kilka lat wcześniej w tym samym miejscu z Cristiano Ronaldo? Przy czym, jak czytam u konkurencji, gorzowski klub miało to kosztować dodatkowe ćwierć miliona złotych z tytułu rozwiązania umowy z winy klubu. Co prawda zawodnik, żegnając zadłużoną Stal i jej kibiców w mediach społecznościowych, podkreślał więź, jaka została przez ostatnie lata zbudowana, no ale biznes jest biznes. W każdym razie z bydgoską Polonią jej wychowanek porozumiał się błyskawicznie, co tylko dowodzi, że dostał tam kontrakt na poziomie ekstraligowym. I teraz ma zadanie do wykonania. Awans.
Chmiel natomiast został bez klubu i bez niezłej umowy, na którą sobie zapracował. Kilkuletnią tułaczką po najniższych poziomach rozgrywkowych. Podczas której nie był nastawiony na branie, tylko na udowadnianie. Dlatego trzymam za niego kciuki, by jeszcze się doczekał lepszych dla siebie czasów. By w nowym sezonie - w Łodzi lub gdzieś indziej - ugruntował swoją pozycję i pokazał, że na dobre wskoczył poziom wyżej. By za rok okazał się pierwszym wyborem, a nie opcją, z której można lekką ręką zrezygnować. 26 lat to piękny wiek, Jason Doyle jeszcze jako 28-latek miał kontrakt z Kolejarzem Rawicz. A więc więcej wiary w Chmiela.
Zawodnicy, tłumacząc swoje wybory, mawiają, że dany klub był najbardziej konkretny. Albo że czuli, iż najbardziej ich chciał. "Najbardziej konkretny" oznacza często najbardziej hojny, ale niekoniecznie. Wycena jednego punktu nie musi być głównym czynnikiem wpływającym na dokonywany wybór. Dlatego, dla przykładu, Jack Holder pozostaje lubelskim Koziołkiem. Bo w Lublinie dostrzega też inne korzyści.
A, póki co, Chmiel - jeśli trafi do Łodzi - będzie miał tam niewiele, ale za to na pewno. W każdym razie tego mu życzę. Jak i wszystkim jego kolegom oraz rywalom z toru. By zapanowała normalność. Tzn. by faktury były realizowane na bieżąco i po każdym meczu, a nie w październiku pod groźbą audytu.
Wojciech Koerber