Z Grand Prix znikają półfinały. Zastąpią je biegi ostatniej szansy, w których uczestniczyć będą zawodnicy z miejsc 3-10. Dwóch najlepszych żużlowców po fazie zasadniczej bezpośrednio awansuje do wielkiego finału danych zawodów.
Nowe zasady nie podobają się Henrykowi Grzonce. - Postrzegam to źle. Mnie się to nie podoba. Nie może być takiej sytuacji, że zawodnik, który nic nie jedzie i jest danego dnia słaby, spisze się dobrze w jednym biegu i awansuje do finału. To po co jechać te 20 wyścigów, skoro 10. zawodnik po 20. biegu może awansować do finału i może wygrać zawody? - zapytał wymownie ceniony dziennikarz.
- Mnie najbardziej podoba się klasyczna 20-biegowa tabela, jaka jeszcze szczątkowo funkcjonuje. Ona jest najbardziej sprawiedliwa. Półfinały i finały - okej, ja to zaakceptowałem, może to być. Ale, na Boga, nie zmieniajmy już tego! Niech już tak pozostanie, jak jest. Trochę jestem rozczarowany tym nowym rozwiązaniem - dodał w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Wróbel, Kołodziej i Cegielski
Skrytykował też pomysł wdrożenia większej liczby sprintów. - Jeżeli mylimy Formułę 1 z żużlem, to jest to totalne nieporozumienie. W żużlu nigdy nie jeżdżono na czas - z wyjątkiem jednego finału IMP w 1951 roku, kiedy z powodu sumy czasów "przekręcono" wynik rywalizacji. Żużel nie ma tradycji jeżdżenia na czas - tutaj zawsze liczyły się punkty i rywalizacja z rywalem. To nie jest Formuła 1! Mnie się to bardzo nie podoba - stwierdził.
- Jeżeli komuś z mocodawców Grand Prix wydaje się, że rywalizacja na czas wywoła zainteresowanie kibiców, to... nie! Kibic żużlowy tego nie strawi. To nie będzie dla niego interesujące. To droga donikąd - kontynuował.
Niektórzy twierdzą, że cyklowi Grand Prix brakuje nowych lokalizacji. Henryk Grzonka do tego grona się nie zalicza.
- Nie wiem, czy przypadkiem nie zdemonizowaliśmy pojęcia "nowych lokalizacji". A czemu one mają służyć? Jeżeli zrobimy jeden turniej w Australii, to wszyscy poniosą wielkie koszty. Czy my tam będziemy promować żużel i doprowadzimy do powstania nowych klubów? Czy pojawi się tam 10 nowych zawodników? No nie. Jeden turniej Grand Prix w Malezji też nie sprawi, że zaczną tam jeździć na żużlu. Demonizujemy pojęcie "nowych lokalizacji" - ocenił.
- Dla mnie najważniejsze jest to, by zawody Grand Prix odbywały się na porządnych torach. Najlepiej nie takich jednodniowych. Chodzi tutaj o dobre widowiska. Ten naturalny tor potencjalnie je zapewnia. O nowych lokalizacjach można myśleć, tylko to nic nie daje - podkreślił. - Chciałbym, żebyśmy nie zabijali żużla. O jego promocji pomyślimy natomiast wtedy, gdy przestaniemy go zabijać - dodał.
Henryk Grzonka radzi. To trzeba zrobić w SGP
Grzonka jest zdania, że należałoby zlikwidować dzikie karty. Twierdzi, że trzeba doprowadzić do tego, by wszystko odbywało się w sportowej rywalizacji.
- Zawsze byłem zwolennikiem sportowych rozstrzygnięć. Dla mnie decyzje zapadające przy "zielonym stoliku", pokroju dzikich kart, nie mają sensu. Uważam, że potrzeba więcej sportowej rywalizacji. Moim zdaniem nie można wymyślać głupstw i nie można też robić z żużla Formuły 1. Trzeba wprowadzić zdrowe zasady, które obowiązywały w tej dyscyplinie przez ostatnie dekady. Wszystkie finały i półfinały mogą być, ale już tego nie udziwniajmy.
Jak - jego zdaniem - powinna być wyłaniana obsada zmagań o tytuł mistrza świata?
- Dzikie karty należałoby usunąć, poza tą jedną dla organizatora danego turnieju. Wszystkie decyzje powinny zapadać na torze. Umownie: ośmiu zawodników mogłoby awansować po eliminacjach do challenge'u. Następnie spotkaliby się z ósemką, która wypada z Grand Prix. Kiedy wprowadzano challenge w życie, to właśnie tak on wyglądał. Nie tak, jak dzisiaj. Ja bym tu jednak wprowadził pewną modyfikację - ten turniej powinien być rozgrywany na początku nowego sezonu. Po to, by dać szansę tym, którzy wcześniej doznali kontuzji - podsumował Henryk Grzonka.