Spartą zapętleni - czyli chocholi taniec po wrocławsku

We Wrocławiu powrotu do korzeni chcą wszyscy. Kibice - to oczywiste. Chce WTS z Krystyną Kloc na czele, gotowość do dialogu wyraża także Zarząd Okręgowy PZM Lucjana Korszka. Ba, nawet nowy sponsor Betard, również chciałby nawiązania do pięknej historii wrocławskiego żużla. Skoro chcą wszyscy, to... najpewniej nic z tego nie będzie. Taka już od jakiegoś czasu nowa świecka tradycja w mieście nad Odrą.

- Na ten moment drużyna nazywa się Betard Wrocław. W tym roku rzutem na taśmę podjęliśmy działania, ostatnie już, mające na celu rozwiązanie kwestii powrotu do tradycji. Jeżeli się uda i uzyskamy prawa do nazwy Sparta na wyłączność, to powrócimy w części do historycznej nazwy - mówiła na ostatniej konferencji prasowej Krystyna Kloc. Argumenty pani prokurent były nie raz już przez media publikowane i są kibicom, nie tylko tym we Wrocławiu, powszechnie znane. Sterniczka wrocławskiego klubu stawia warunki jasno, ale z drugiej strony to ona odpowiada za klub z Paderewskiego, ona musi zapewnić mu budżet oraz bezpieczną egzystencję na cały rok i na pewno łatwo zdania nie zmieni.

O ile zdanie pani prokurent nie wzbudziło sensacji, o tyle sporą konsternację wywołało stanowisko Lucjana Korszka, prezesa Zarządu Okręgowego PZM oraz, co ważniejsze dla opisywanej sprawy, wiceprezesa Towarzystwa Miłośników Sportu Motorowego "Sparta". Bez ogródek przyznał on, że na chwilę obecną nie ma takiej możliwości, żeby drużyna żużlowa wystartowała w nowych rozgrywkach pod historycznym szyldem. Teraz to władze Towarzystwa, z Korszkiem na czele, znalazły się na ustach - żeby nie rzec - na cenzurowanym u wrocławskich kibiców, jako główni "hamulcowi" całej sprawy. Dziwi to o tyle, że przecież zarówno pan Lucjan Korszek, jak i Andrzej Malicki - prezes TMSM "Sparta" są to działacze od lat związani z wrocławskim speedwayem i w prostej linii wywodzący się ze starej, nie tylko tej "przedatlasowej", ale i tej błądzącej po niższych ligach w latach 80-tych Sparty. Czy to nie im bardziej powinno zależeć na poszanowaniu tradycji, niż obecnym dwudziestolatkom "spod wieży"?

Ostoja źle pojętego konserwatyzmu zatem, czy racjonalne i rzeczowe argumenty? Oddajmy raz jeszcze głos prezesowi Korszkowi, który zgodził się, już nie w salonowej atmosferze, wyjaśnić nam swoje stanowisko w sprawie: - Zdaję sobie sprawę z tego, co mówią kibice, ale co ja mogę zrobić? - zaczyna swoją wypowiedź działacz. - Nie tylko ja jestem tym decydentem. To jest przeszło 130 osób, które posiadamy w klubie. To jest 7 różnych sekcji, które działają od dwudziestu kilku lat. Ja nie mogę teraz w ciągu 5 minut zmienić nazwy, bo ktoś tak sobie życzy i ma swoje argumenty. Ta nazwa została wypracowana przez ponad dwadzieścia długich lat, mieliśmy w tym czasie niemało sukcesów, które składają się na nasz dorobek i nie da się, ot tak, powiedzieć: od jutra nazywamy się Stal Rzeszów. I to jest pierwsza sprawa. Druga sprawa: trzeba sobie powiedzieć z czego to się wzięło? Bo o tym już wszyscy dawno zapomnieli i nikt nie chce tego napisać - mówi prezes Zarządu Okręgowego PZM.

Ano właśnie. Przecież Sparta jako klub, choć początkowo pod innymi nazwami (m.in. "Związkowiec", "Spójnia" czy "Ślęza") istniała od lat 50-tych ubiegłego już wieku. Towarzystwo Miłośników Sportu Motorowego powstało zaś dużo później, bowiem w połowie lat 80-tych. Dlaczego w tej chwili jest najważniejszym podmiotem w całej sprawie? - Po pierwsze, WTS do dnia dzisiejszego, nie jest spadkobiercą Sparty Wrocław - tak oświadczył WTS - kategorycznie stwierdza Korszek. - Druga sprawa: zarówno Zarząd WTS-u, jak i Zarząd WTS S.A., bo pamiętajmy, że to dwie różne "firmy", nie zwrócili się na żadnym piśmie z prośbą o ewentualne połączenie obydwu klubów. O ewentualne dokonanie fuzji, czy ewentualne stworzenie jednego mocnego wielosekcyjnego klubu, bo tylko w takim przypadku mogłaby wchodzić w grę zmiana nazewnictwa. Przecież Bayern Monachium nie może się od jutra nazywać Werder. Nazwę, znaczek, logo - to wszystko mamy opatentowane i zastrzeżone, i tego nie da się zrobić z dnia na dzień. I to trzeba zrozumieć - mówi wrocławski działacz.

Obecni mistrzowie kraju z Zielonej Góry powrócili do swojej historycznej nazwy, choć i tam łatwo nie było. Czy we Wrocławiu doprawdy nie można usiąść do wspólnego stołu i spróbować rozwiązać kompromisowo tę kwestię? Przecież tak samo jak dla zielonogórzan na torze pojawiał się zawsze Falubaz, podobnie dla wrocławian na owal przy Paderewskiego zawsze wyjeżdżają "Spartanie". Niechaj więc Sparta będzie Spartą - mówią kibice. Chociażby jako druga część nazwy. Cześć i chwała państwu Beacie i Arturowi Dziechcińskim z "Betardu" za to, że poratowali klub w trudnej chwili, chwała też prezes Kloc, że takiego sponsora znalazła, o tym jednak jak przywrócenie historycznej nazwy mogłoby się przełożyć na powszechny odbiór klubu, zainteresowanie, a co za tym idzie także na frekwencję, nie trzeba nawet przypominać. - To, że kibice piszą cały czas o Sparcie - to chwała Bogu - kontynuuje Korszek. - My im tego nie zabraniamy. Wprost przeciwnie. Tylko niech się w obu zarządach, WTS i WTS S.A., podpiszą wreszcie pod tymi deklaracjami. Niech określą jakie mają propozycje. Bo pani Kloc zwróciła się w ubiegłym roku, podkreślam: w ubiegłym, z pytaniem czy może wykorzystać nasze logo, czy też część znaczka, do swoich celów reklamowo-propagandowych. I myśmy na posiedzeniu Zarządu stosowną uchwałą wyrazili zgodę, żeby używała tego "spartańskiego znicza" z naszego znaczka do różnych gadżetów, suwenirów i dla uzyskania przychylności kibiców żużla. I takie pismo pani Kloc dostała od nas. Natomiast dzisiaj stawiać nas w sytuacji: oddajcie nazwę, oddajcie znaczek... Nie, tak się nie robi. My jesteśmy otwarci do rozmowy. Wskazany przykład niechaj będzie potwierdzeniem. Ale do dialogu. Niech się zejdą dwa zarządy, niech postanowią wspólny statut, bo to jest bardzo istotna sprawa, niech będzie wielosekcyjny klub, tak jak było w przeszłości. Pomimo tego, że potem Andrzej Rusko pousuwał wszystkie mniej atrakcyjne składowe, a zostawił tylko to, co najatrakcyjniejsze, ale to było 20 lat temu, młodzi już o tym nie pamiętają i my też do tego nie wracajmy - mówi zasłużony działacz.

Pani prokurent Krystyna Kloc podczas niedawnej konferencji odniosła się "na gorąco" do słów Lucjana Korszka pytając retorycznie: - Problem jest tylko w tym, kto da na to kasę? Podczas konferencji temat został ucięty, bo i nie on miał być jej głównym punktem. Spotkanie się skończyło, upominki zostały rozdane, sponsora znamy, dla kibiców jednak temat nazwy klubu ani trochę się nie zdezaktualizował. Jak na te słowa pani prokurent zareagował Lucjan Korszek? - Bardzo mnie ubodły te słowa pani prezes. My jak TMSM "Sparta" mamy na dzień dzisiejszy odpowiednie środki. Leżą na koncie i są do sprawdzenia. Nie zalegamy nikomu nawet 50 groszy. Ani zawodnikom, ani działaczom, ani innym instytucjom. Natomiast jeśli chodzi o zaległości środków finansowych WTS-u, to ja się musiałem w Warszawie naprawdę bardzo mocno nagimnastykować, żeby pomóc załatwić licencję. Bo ja nie jestem po drugiej stronie barykady! Wprost przeciwnie. Uważam bowiem, że żużel we Wrocławiu, obojętnie już jakby się nie nazywał, musi istnieć. Jeżeli nie mieli za rok 2008 potwierdzenia bilansu finansowego, nie mieli umowy ze Stadionem Olimpijskim, nie byli rozliczeni pod względem finansowym z Nichollsem i także z innymi zawodnikami...to dlaczego pani prezes pyta się mnie o finanse? My środków finansowych nie potrzebujemy. Mamy swoje na koncie i nie zalegamy nikomu. Natomiast czy WTS może powiedzieć to samo - nie wnikam. To są ich sprawy poufne i mnie to nawet nie interesuje specjalnie. Natomiast to co powiedziała pani Kloc osobiście mnie zabolało - kończy z nutą goryczy wrocławski działacz.

Kibice tymczasem broni nie składają. W akcji "Tylko Sparta" na specjalnie w tym celu założonej stronie internetowej za powrotem do historycznej nazwy zagłosowało już ponad 4 tysiące sympatyków żużla. Organizatorzy u progu akcji nieśmiało liczyli na 3 tysiące. I trudno im się dziwić. Przypomnijmy tylko ile wynosiła frekwencja na "Olimpijskim" podczas końcówki minionego sezonu. W meczu z Polonią Bydgoszcz, ażeby doliczyć się 1500 widzów, należało doprawdy "życzliwym" okiem ogarnąć trybuny wrocławskiego obiektu. Owszem, przygotowana przez fanów lista nie spełnia kryteriów pełnej wiarygodności, nikt bowiem nie weryfikuje zebranych danych osobowych, tym niemniej taka liczba zebranych podpisów potwierdza tezę, że istnieje we Wrocławiu pokaźna grupa wiernych kibiców. A w temacie powrotu do historycznej nazwy śmiało można powiedzieć, że łączą się w dążeniach wszyscy sympatycy czarnego sportu.

Czy wrocławscy fani pogodzili się już z tym, ze kolejny rok przyjdzie jeździć ich ulubieńcom pod szyldem firmy z branży budowlanej, tym razem z półki nieco trwalej wiążących zapraw? - Nie jesteśmy zadowoleni z tego co powiedziano nam na konferencji - powiedzieli nam obecni na spotkaniu przedstawiciele kibiców. - Bywało raz lepiej, raz gorzej, ale w większości z klubem nie działo się dobrze. Był już zakaz wywieszania flag, dwa lata temu było gazowanie przez ochronę, wielu rzeczy nam nie ułatwiano. Bez kibiców nie będzie tego klubu, i to trzeba zrozumieć. Przecież jeśli na trybunach znowu będzie 1,5 tysiąca ludzi to żaden sponsor nie pomoże. Czy to będzie Atlas, czy Betard, czy ktoś jeszcze inny. Dlaczego, kiedy nazywaliśmy się jeszcze Atlas, pani prezes tłumaczyła nam, że ze względu na umowę sponsorską "Sparty" w nazwie być nie może? Odbyliśmy spotkanie z przedstawicielami Atlasu i okazało się, że może. Teraz pojawia się problem porozumienia z TMSM. Należy się zastanowić nad tym co powiedział pan Korszek i prawdziwymi powodami dla których nie może osiągnąć kompromisu z Zarządem WTS, na czele z panią Krystyną Kloc. My jego propozycję odebraliśmy jako realną, tylko trzeba rozmawiać. Rozumiemy, że to jest proces długofalowy, że są także formalne kwestie, ale nie chcemy przede wszystkim mydlenia oczu. Będziemy walczyć nadal. Do WTS iść już widać nie mamy po co, ale na pewno pójdziemy do TMSM i Okręgowego PZM, gdzie postaramy się rozmawiać. Wiadomo, że za wiele nie możemy, bo jesteśmy tylko kibicami, a dogadać muszą się dwa kluby, ale robić będziemy co w naszej mocy - z pewną dozą optymizmu w głosie zakończyli nasi rozmówcy.

Komentarze (0)