Rafał Dobrucki bez tajemnic

Kilkukrotnie odnosił kontuzje, które miały oznaczać koniec jego sportowej kariery. Każdy powrót do wysokiej formy po długotrwałym leczeniu określa jako "sukces". Specjalnie dla SportoweFakty.pl... Rafał Dobrucki bez tajemnic.

Ryk motocykli żużlowych jest słyszalny w całym Lesznie. Odgłosy czarnego sportu dobiegają jednak nie tylko ze stadionu Alfreda Smoczyka. Około kilometra od leszczyńskiej starówki można natknąć się na zapalczywie trenującego żużlowca. Mowa o Rafale Dobruckim, który do dziś ma we zwyczaju testować sprzęt na ulicach miasta. -Kiedyś robiłem to znacznie częściej niż dziś. To nie była wyłącznie kwestia młodzieńczej werwy. Sprzęt, który testowałem na ulicy jeszcze kilka lat temu był zdecydowanie bardziej awaryjny niż motocykle na których ścigam się dzisiaj. Trzeba było często sprawdzać gaźniki i układy zapłonowe - przyznaje.

Rafał uczęszczał do pobliskiej podstawówki, którą do dziś ciepło wspomina. Doskonały kontakt nawiązał zwłaszcza z nauczycielami wychowania fizycznego. - Zaprzyjaźniliśmy się bo nadawaliśmy na tych samych częstotliwościach. Oni rozumieli mój wysiłek związany z uprawianiem sportu i potrafili to uszanować. Do dziś pozostajemy w serdecznych relacjach. Spędzałem też każdą możliwą chwilę na sali gimnastycznej. Bardzo lubiłem grać w siatkówkę i tenisa stołowego.

Nauczyciel

Jako uczeń nie spodziewał się, że już za kilka lat wróci do swojej podstawówki jako...nauczyciel wychowania fizycznego. Rafał rozpoczął studenckie praktyki będąc już jednym z najbardziej obiecujących polskich żużlowców. Związana z tym popularność wcale nie ułatwiała mu zadania. Jego uczniowie doskonale zdawali sobie sprawę, że mają do czynienia z gwiazdą czarnego sportu. Spore grono dzieci czuło się w związku z tym skrępowane. Inne próbowały zwrócić na siebie uwagę... obrażając go. Rafał będący wówczas zawodnikiem Polonii Piła był zmuszony wykazać się wyrozumiałością dla chamskich zachowań uczniów, którzy ostentacyjnie okazywali mu lekceważenie ze względu na przynależność klubową. Żużlowiec zachował żywe wspomnienia z tamtych czasów. Kiedy wspomniałem, że te praktyki miały miejsce blisko 15 lat temu Rafał był wyraźnie zaskoczony. -15 lat? To niemożliwe - mówi z przekonaniem. Po chwili namysłu przyznaje mi rację wypowiadając poszczególne słowa jakby sam był zaskoczony tym co mówi - O rany! To było rzeczywiście tak dawno temu! Jak ten czas szybko leci...

Piwiarnia

Naprzeciwko domu państwa Dobruckich znajdował się niewielki pub. Lokal nigdy nie należał do ekskluzywnych. Przyciągał głównie zmęczonych życiem panów i chcące pograć w bilard dzieci. Mieszczący się w piwiarni stół bilardowy mógłby dziś budzić co najwyżej uśmiech politowania. Kilkanaście lat temu stanowił jednak sporą atrakcję dla dzieci z pobliskiego osiedla. Dodatkowe emocje budziły plakaty z nagimi kobietami zdobiące "salę bilardową". - Nie sposób było tam nie trafić - przyznaje Rafał. - Ten lokal mieścił się dosłownie naprzeciwko mojego domu. Zdarzało mi się tam bywać. Absolutnie się tego nie wstydzę, takie były czasy, możliwość zagrania w bilard kilkanaście lat temu w małym mieście stanowiła nie byle jaką atrakcję. Swoją drogą po latach nie mogę zapomnieć tamtego stołu bilardowego... dzisiaj nikt by tego nie nazwał bilardem. Podejrzewam, że nie trafiłbym w to miejsce gdyby było na drugim końcu miasta, ale to było prawie pod domem...

Leszno

Rafał wychowywał się w Lesznie i nie może dziwić to, że do dziś uważa to miasto za najbliższe swemu sercu. Jednocześnie przyznaje, że swego czasu był bliski zadomowienia się w Pile. - Przez wszystkie lata kiedy startowałem w różnych klubach zawsze mieszkałem w Lesznie. Tutaj jest moja rodzina i mój dom. Nie sądzę, żeby to miało się kiedykolwiek zmienić.

Dobrucki założył plastron z Bykiem dopiero w 2003 roku, po 9 sezonach spędzonych w Pile. Dla Rafała to był ważny moment nie tylko ze względu na sentyment do miejscowego klubu. - Nigdy wcześniej nie miałem tak komfortowych warunków do uprawiania tego sportu. W Lesznie miałem na wyciągnięcie ręki tor, warsztaty i kapitalną bazę do przygotowań kondycyjnych. Wcześniej każdy trening wiązał się z dalekimi wyjazdami. Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy trafiłem do Unii.

Pierwszy sezon spędzony w Lesznie nie należał do najlepszych w karierze Rafała. Po jego zakończeniu zawodnik czuł sportową złość. Kolejny rok miał dać odpowiedź na pytanie: na co stać Rafała Dobruckiego? - Sezon 2003 nie był wprawdzie fatalny w moim wykonaniu, ale daleki od tego co mnie satysfakcjonuje. Postanowiłem wykrzesać z siebie 200 proc. możliwości, żeby tylko następny rok był znacznie lepszy. Gdyby się nie udało rozważałbym nawet rezygnację z jazdy. Rafał przystąpił do zimowych treningów niezwykle zmotywowany. U progu sezonu wydawało się, że mordercze przygotowania przyniosły oczekiwany efekt. Obiecująco wypadły badania wydolnościowe a próby na torze rozwiały wszelkie wątpliwości. Rafał zbudował fantastyczną formę. - Byłem przygotowany jak nigdy wcześniej - mówi z przekonaniem. - Po prostu nie mogłem się doczekać meczów ligowych.

Los okazał się okrutny. Rafał nie doczekał sezonu ligowego. Podczas jednego ze spotkań sparingowych upadł i po raz drugi w swojej karierze złamał kręgosłup. Sezon był stracony. Rafał musiał odłożyć na przyszłość marzenia o powrocie do wysokiej formy sportowej. Wcześniej jednak musiał uporać się z urazem, który niemalże zmusił go do zakończenia kariery. -Zdecydowałem, że będę nadal jeździł. Nie obiecywałem sobie jednak wiele po kolejnym sezonie. Myślę jednak, że jak na żużlowca z 15 centymetrowymi śrubami w kręgosłupie wypadłem bardzo przyzwoicie.

Rafał stopniowo odbudowywał swoją formę sportową, ale już jako zawodnik drużyny z Rzeszowa. - Przed sezonem spędzonym w Rzeszowie poczyniłem ogromne wydatki na sprzęt. Mogę śmiało powiedzieć, że wydałem wówczas więcej pieniędzy niż mogłem. Chciałem sam sobie udowodnić, że nadal mogę być bardzo skuteczny. W Rzeszowie zacząłem wychodzić na prostą po kontuzjach, które spowolniły mój sportowy rozwój.

Zdaniem Rafała dochodzenie do wysokiej dyspozycji po kontuzji nie polega wyłącznie na zaleczeniu urazu. - Strata jednego sezonu w praktyce oznacza utratę dwóch lat. Kiedy wróci się po długiej przerwie na tor trzeba ogromnego wysiłku i samozaparcia, żeby wrócić do poziomu, który reprezentowało się przed kontuzją. W tym samym czasie rywale nie przestają się rozwijać a sprzęt zmieniać.

Rafał Dobrucki

Dmuchane bandy

Dopiero w ciągu dwóch ostatnich sezonów Rafał poczuł, że jest wolny od problemów zdrowotnych, które kilkukrotnie hamowały jego sportowy rozwój. Jako zawodnik "po przejściach" Dobrucki bardziej dojrzale ocenia kwestię niebezpieczeństwa związanego z uprawianiem tej dyscypliny sportu. Otwarcie przyznaje, że jego karierę uratowały dmuchane bandy. - Kiedy podejmowałem decyzję, czy będę nadal jeździł po drugim złamaniu kręgosłupa śledziłem sprawę wprowadzenia bezpiecznych, dmuchanych band. Gdyby nie one zakończyłbym karierę. Ogromna większość tragicznych wypadków związana była właśnie z brakiem odpowiednich band. Kiedy widzę moich kolegów z toru, którzy dzisiaj są przykuci do wózka inwalidzkiego myślę, że po prostu nie mieli szczęścia. Większość z nich zachowałaby zdrowie gdyby jeździli przy dzisiejszych bandach.

Rafał jest w tej kwestii konsekwentny. Podjęcie startów w jakiejkolwiek imprezie uzależnia właśnie od tego czy obiekt spełnia wymogi bezpieczeństwa. W ubiegłym roku z tego powodu nie skorzystał z zaproszenia do startów w lidze rosyjskiej. - Złamałem kręgosłup na kilka tygodni przed zamontowaniem dmuchanej bandy w Lesznie. Na pewno mój wypadek nie byłby tak brzemienny w skutki gdyby wpadł w bezpieczną bandę. Czasu nie cofnę, ale odpowiednie wnioski wyciągnąłem.

Pieniądze

Zarobki żużlowców często budzą kontrowersje. Zdaniem Rafała Dobruckiego media podając informacje o gażach jakie otrzymują zawodnicy zapominają o kosztach związanych z uprawianiem tej dyscypliny. Żużlowcy chcący dysponować najwyższej klasy sprzętem muszą inwestować krocie w sprzęt. W przypadku Rafała wydatki przekraczają połowę zarobionych pieniędzy. - Na pewno nie uprawiałabym tego sportu gdybym miał zarabiać w granicach średniej krajowej. Nie wyobrażam sobie sytuacji w której moja rodzina musiałaby ponosić ogromne wydatki związane z moim ewentualnym leczeniem. Tylko wariat ryzykowałby zdrowie nie mogąc zabezpieczyć sobie i swoim bliskim przyszłości.

Dobrucki ma świadomość, że polskie kluby mają problemy z wypłacaniem żużlowcom zakontraktowanych sum. Zawodnik uważa, że warto byłoby zastanowić się nad sposobem zmniejszenia kosztów uprawiania tego sportu na poziomie zawodowym. -Jestem skłonny zgodzić się na obniżki zarobków, ale musielibyśmy to zrobić z głową. Zacznijmy od wprowadzenia regulacji prawnych, które powstrzymają sprzętowy "wyścig zbrojeń". Kiedyś na każdy mecz przysługiwała zawodnikowi jedna opona. Dzisiaj do każdego wyścigu trzeba przystąpić z nowym ogumieniem, jeśli chce się liczyć w stawce. Podobnie jest ze sprzęgłem, które trzeba coraz częściej wymieniać. Takich elementów jest więcej. Aktualnie obowiązujące przepisy sprzyjają nieracjonalnie wysokim wydatkom.

Rafał z córką Alicją na leszczyńskim lotnisku

"Dobrze śpi tylko Mistrz Świata"

Rafał najlepiej wypoczywa podczas pracy, która nie ma związku z żużlem. - Chętnie pomagam w domu. Takie zajęcia pozawalają mi oderwać się od sportu. Tak naprawdę trudno jest relaksować się i nie myśleć o żużlu. Ten sport pochłania człowieka bardziej niż mogłoby się wydawać. Wielu z nas nie potrafi oderwać się od żużla. Tylko Mistrz Świata śpi spokojnie.

Żużlowy rytm życia nie zostawia miejsca na nudę. Nawet wyczerpujące podróże z zawodów na zawody wypełniają ożywione dyskusje z mechanikami. - Żużel podnosi adrenalinę. Kiedy wracałem do domu po meczach w Rzeszowie podróż mijała mi błyskawicznie. Kiedy tylko wsiadaliśmy do busa nagle zaczynaliśmy z teamem analizować każdy detal związany z meczem. Nawet nie zauważałem jak szybko mijała podróż. Miewałem wrażenie, że ledwo wyjechałem z Rzeszowa a już byłem we Wrocławiu. Lata, które spędziłem żyjąc żużlem dały mi jednak cenne doświadczenie. Dziś po słabszym występie prawie zawsze dokładnie wiem co sprawiło, że poszło mi gorzej.

Dojrzalszy dzięki kontuzjom

Kiedy zapytałem Rafała czy potrafiłby wskazać najlepszy moment w swojej dotychczasowej karierze pokiwał przecząco głową. - Łatwiej byłoby wskazać te złe dni. Mimo to nie narzekam na swój los. Kontuzje z którymi się zmagałem wiele nauczyły mnie jako człowieka. Dzisiaj potrafię spojrzeć na siebie z innej perspektywy i trochę inaczej rozumiem słowo "sukces". Dla mnie każdy powrót do wysokiej dyspozycji po ciężkiej kontuzji był sukcesem i powodem do dumy. Nie sposób wszystkiego analizować z punktu widzenia osiąganych rezultatów. Statystyki nie obrazują wysiłku, który musiałem włożyć w przezwyciężenie własnych słabości i przeciwności losu.

Źródło artykułu: