Przypomnijmy, że za niewłaściwy kombinezon Bartosz Zmarzlik został dwa lata temu zdyskwalifikowany z udziału w Grand Prix Danii w Vojens. Władze Grand Prix tłumaczyły wtedy, że przepisy muszą być równe dla wszystkich, a posiadanie kombinezonu, to podstawowy warunek umowy ze sponsorami cyklu i obowiązek zawodników.
Minęło kilkanaście miesięcy i okazało się, że nie ma nic dziwnego w tym, by zawodnicy pokazywali się oficjalnie w bluzach ze swoimi sponsorami, a organizatorzy nie mieli nic przeciwko temu. Wiadomo już, że żaden z żużlowców nie otrzymał z tego tytułu żadnej kary po Grand Prix Niemiec w Landshut. O zdanie w tym temacie spytaliśmy przedstawicieli organizatorów mistrzostw świata.
ZOBACZ WIDEO: Dariusz Wróbel odpowiada Władysławowi Komarnickiemu
- Phil Morris w parku maszyn w Landshut ogłosił zawodnikom, że tym razem nie muszą wybierać numerów w kevlarach. O powody takiej decyzji należy pytać władze FIM. Sprawa wykluczenia Zmarzlika w Vojens była jednak zupełnie inna, bo wtedy został on ukarany za występowanie z logo własnego sponsora, zamiast ze sponsorem cyklu Grand Prix. A to całkowicie zmienia sytuację - odpowiedział nam rzecznik GP, Paul Burbidge.
Z naszych informacji wynika, że władze FIM zgodziły się zastosować wyjątek ze względu na zmianę formuły kwalifikacji. Zawodnicy z najsłabszymi czasami kończą je nawet 20 minut wcześniej niż najlepsi, więc uznano, że nie będzie w tym nic złego, jeśli będą mogli zdjąć kombinezony i czekać na wybór numerów startowych w prywatnych ubraniach. Tym razem jednak nikomu nie przeszkadza, że będą promować własnych sponsorów, a nie partnerów konkretnego turnieju.
To zresztą i tak nie było największą kontrowersją podczas sobotnich kwalifikacji. Tuż po zwycięstwie w sprincie, Bartosz Zmarzlik spóźnił się na wybór numerów startowych i został przesunięty na koniec kolejki. Jak sam argumentował, udzielał w tym czasie wywiadów. Władze Grand Prix sprawdziły jego wymówkę i okazało się, że zawodnik miał zignorować osobiste prośby organizatorów o stawienie się w wyznaczonym miejscu, bo rozmawiał w tym czasie z trenerem Rafałem Dobruckim. Choć początkowo żużlowiec był wściekły na działaczy, to po zawodach znacznie złagodził ton wypowiedzi. Po raz kolejny potwierdziło się jednak to, że mistrz świata nie może sobie pozwolić na najmniejsze niedociągnięcia.