Miliarder notowany na corocznej liście stu najbogatszych Polaków miesięcznika "Forbes" postawił przed swoim klubem dość ambitne zadanie - mistrzostwo Polski w jednym z trzech najbliższych sezonów. Choć na razie w lidze Falubazowi nie idzie zbyt dobrze (jedna wygrana w czterech meczach), to zupełnie inaczej jest na giełdzie transferowej. W kolejnym sezonie zielonogórzanie mogą być faworytem rozgrywek. Zdaniem niektórych, mają tego dokonać bez względu na koszty.
Warto dodać, że Bieńkowski jest jednym z zaledwie trzech miliarderów z listy "Forbesa", którzy inwestują w sport. Poza nim duże pieniądze przeznaczają jeszcze właściciel Motor Lublin Zbigniew Jakubas oraz właściciel Asseco Resovii Rzeszów Adam Góral. W żużlu wydawanie dużych pieniędzy budzi tym większą zazdrość, że rynek jest mały, a kilka dużych kontraktów podnosi ceny praktycznie wszystkich zawodników.
- Gwarantuję, że żadnemu zawodnikowi nie zaoferowaliśmy i nigdy nie zaoferujemy nierynkowej stawki. Nikt mnie do tego nie namówi. Żużlowcy i tak zarabiają więcej niż astronauci, których wynagrodzenia również są odzwierciedleniem wielu czynników, w tym ryzyka, popularności oraz osobistych osiągnięć - mówi WP właściciel Falubazu Stanisław Bieńkowski.
ZOBACZ WIDEO: Łaguta chciał wystartować w IMP. Odpowiedź była dobitna
Biznesmen musi się bronić przed oskarżeniami ze strony innych klubów, które już teraz w nieoficjalnych rozmowach mówią o psuciu rynku, które mogą doprowadzić do fali bankructw i zdestabilizować dyscyplinę na kilka kolejnych lat. Zielonogórzanie doskonale zdają sobie sprawę, jak odbierane są ich ostatnie ruchy na giełdzie transferowej.
Wszystko z powodu rzekomego wynagrodzenia dla Dominika Kubery, obecnie żużlowca Motoru Lublin, które od nowego sezonu ma wynosić 1,5 mln złotych za sam podpis na kontrakcie i grubo ponad 10 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Taka stawka sprawiłaby, że 26-latek mógłby zarobić w przyszłym roku w Falubazie ponad 4 miliony złotych. Dodatkowe pieniądze dostałby od sponsorów oraz za występy w Grand Prix i lidze szwedzkiej.
Co ciekawe, jeszcze przed sezonem Bieńkowski oświadczył, że jest zwolennikiem płacenia zawodnikom tylko za zdobyte punkty.
- Czekam na zawodnika, który zgodzi się na takie warunki. Bez względu na wszystko, nigdy nie zdecyduję się zapłacić żadnemu żużlowcowi więcej, niż obowiązujące ceny rynkowe, które wahają się obecnie od 800 tysięcy złotych do 1,1 mln złotych za podpis oraz 8-12 tysięcy złotych za punkt. Choćby od tego zależały losy mistrzostwa Polski, to nie zmienię swojego podejścia. Dlatego tym bardziej denerwują mnie komentarze, że to niby ja psuję rynek. Stelmet Falubaz Zielona Góra jest stabilnym klubem i przyciągamy zawodników innymi rzeczami, niż tylko finansami. Znam wartość pieniędzy, dlatego nie będę ich trwonił w bezsensowny sposób - zapewnia Bieńkowski, który na co dzień zajmuje się biznesem, ale w tym roku znacznie częściej dogląda także spraw w żużlowym klubie.
Transfer wspomnianego Dominika Kubery, czyli szóstego najlepszego zawodnika PGE Ekstraligi tego sezonu, miał zostać już dopięty przez Stelmet Falubaz Zielona Góra. Po sezonie żużlowiec odejdzie z Orlen Oil Motoru Lublin, a najdziwniejsze w tym jest to, że mistrzowie Polski praktycznie nie byli w stanie obronić się przed tym transferem.
W Zielonej Górze przekonują jednak, że zawodnika do transferu miała skłonić chęć bycia liderem projektu, a nie pozostawanie w cieniu pięciokrotnego mistrza świata Bartosza Zmarzlika. Nie bez znaczenia był także fakt, że z rodzinnej miejscowości zawodnika do Zielonej Góry jest raptem 90 km, a do Lublina 550 km. Zawodnik często przyjeżdżał więc na czwartkowe treningi i zostawał tam aż do niedzieli. To z kolei destabilizowało jego życie rodzinne.
Transfer Kubery to jednak nie ostatni ruch Falubazu na giełdzie transferowej. Klub negocjuje z kolejnymi zawodnikami, a możliwe, że po tym sezonie do zespołu dołączy trzech nowych zawodników. Tempo załatwiania transferów szokuje jednak inne kluby, który były przyzwyczajone, że na tym etapie rozpoczynano wstępne sondowanie rynku.
Zielonogórzanom rozmów nie psuje nawet fakt, że po pięciu kolejkach mają na koncie zaledwie jedno zwycięstwo i zajmują przedostatnie miejsce w ligowej tabeli.
- Zespół ma wszystko, czego potrzeba do osiągania dobrych wyników. Ja przyglądam się wszystkiemu z boku i wyciągam wnioski. Nie zamierzam podejmować nerwowych ruchów, ale forma zawodników będzie miała wpływ na nasze decyzje transferowe. Wierzę jednak, że niedługo wszystko się odmieni, a my powalczymy jeszcze w tym roku o awans do najlepszej czwórki - dodaje właściciel klubu.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)
Już kilka lat temu mówiono o wprowadzeniu Salary Cap by wyrównywać szanse drużyn i zapobiegać d Czytaj całość