Niedzielny mecz łodzian z ostrowianami toczył się o dużą stawkę, którą było pewne miejsce w Metalkas 2. Ekstralidze na sezon 2026. W lepszym położeniu przed pierwszym biegiem znajdowali się ostrowianie, którzy wygrali na własnym terenie 51:39. Już przed meczem pojawiły się kontrowersje dotyczące łódzkiego toru. Jak przekazał reporter Canal+ Łukasz Benz nocą na łódzkiej Moto Arenie miały dziać się dziwne rzeczy.
- Komisarz Tomasz Walczak przyjechał i zastał bardzo dobrze zrobiony tor. Został on odebrany jako regulaminowy, podpisane zostały stosowne dokumenty, że będzie on tylko polewany i ubijany. Niestety, w nocy nastąpiła zmiana koncepcji, tak to nazwijmy. Trener Maciej Jąder już nie z toromistrzem, który przygotowywał tor do tych zawodów tylko z innym toromistrzem... postanowili ten tor zbronować. Oczywiście, nie informując o tym władz. O godz. 8. rano, kiedy komisarz pojawił się na torze, zastał zupełnie inne warunki, które były nieregulaminowe. Ten tor został odebrany dosłownie przed wyjściem zawodników na obchód - tłumaczył Benz.
ZOBACZ WIDEO: Polski talent wspomina początki. Nie od razu było kolorowo
Sprawę od początku próbował bagatelizować trener H.Skrzydlewska Orła Maciej Jąder. - Nastąpiła zmiana planów, mieliśmy do tego prawo i tyle w temacie. Plany mogą się zmienić, nie było meczu zagrożonego - stwierdził szkoleniowiec.
Rzecz w tym, że wypowiedź Jądera stoi w sprzeczności z obowiązującym przepisami. Brak statusu meczu zagrożonego nie oznacza bowiem przyzwolenia na wykonywanie prac bez zgody komisarza toru, jeśli ten rozpoczął już pracę na stadionie. Orzeł złamał w ewidentny sposób regulamin. Poza tym tor na Moto Arenie nie został odebrany o czasie, czyli cztery godziny przed meczem. Za co też grożą sankcje.
- W tej chwili czekamy na wszystkie niezbędne dokumenty. Dopiero po ich przeanalizowaniu będziemy podejmować stosowne decyzje. Na ten moment jest za wcześnie, by coś przesądzać. W grę wchodzą wszystkie opcje - mówi nam Przemysław Szymkowiak z PGE Ekstraligi.
Nieoficjalnie wiemy, że władze ligi oglądały już zapis monitoringu z łódzkiego stadionu i są pewne, że w godzinach nocnych doszło do prac na torze, które nie były konsultowane z komisarzem. Orzeł musi zatem liczyć się z karami. Te finansowe są bardzo prawdopodobne, bo do problemów z łódzkim torem nie doszło po raz pierwszy w tym sezonie.
- To sprawa, którą powinna zostać załatwiona na linii klub - Ekstraliga, a nie w mediach, na gorąco. Jeśli jakieś procedury zostały z naszej strony, jako klubu, źle poprowadzone lub jeśli zabrakło właściwej komunikacji, to oczywiście będziemy to wyjaśniać w ewentualnym postępowaniu dyscyplinarnym - mówi nam Jan Konikiewicz, dyrektor zarządzający Orła.
- Chcę zwrócić uwagę na jedną okoliczność dotyczącą meczów rozgrywanych w pełnym słońcu o godzinie 13:00. Jeśli nie chce się jeździć na betonowym torze, to konieczne jest odpowiednie przygotowanie nawierzchni, dużo bardziej angażujące od zwykłego ubijania. Gdybyśmy jechali przykładowo o 19:00, to nie byłoby problemu. Wtedy ciągniki nie będą na torze w nocy, tylko od rana. Nie zgadzam się też z sensacyjną narracją, że ktoś w Łodzi nielegalnie kombinuje, robi coś pod osłoną nocy. To podsycanie złych emocji, oczywiście wiemy dokładnie, kto za tym stoi i czemu to robi, ale już nie chce nam się z tym walczyć. Szkoda czasu. Finalny efekt prac był dobry i zgodny z założeniami, a nerwowość wywoływała zwykła pogoń za sensacją - zaznaczył działacz.
Dodajmy również, że niedzielne zawody odbyły się ostatecznie w bardzo dobrych warunkach, a obie ekipy stworzyły ciekawe widowisko. Lepsi okazali się łodzianie, którzy wygrali 49:41. W dwumeczu górą była jednak ekipa trenera Kamila Brzozowskiego.
- Jeśli mecz będzie o 13:00, to prace w Łodzi zawsze będą trwały od wschodu słońca lub wcześniej, w zależności od prognoz. U nas po prostu nie może być inaczej, chyba że mamy robić tor, który naszej drużynie nie odpowiada. Tak było przez większość sezonu, a przecież nie o to chodzi. Powinniśmy lepiej to komunikować, rozmawialiśmy już o tym wewnętrznie, co zawiodło i kto co zrobił źle. Dlaczego tak u nas jest? O tym mówiliśmy już wielokrotnie. I wielokrotnie podkreślałem, że do końca sezonu będziemy się z tymi sytuacjami mierzyć, bo przed sezonem skonstruowano takie, a nie inne zaplecze techniczne w klubie. Podjęto błędne decyzje, zaufano niewłaściwym osobom, w trakcie rozgrywek nie było już możliwości zastępstwa. Łatamy te braki, na ile się da. To wszystko są reperkusje burzliwej jesieni i zimy. Zamkniemy ten rozdział i w 2026 wszystko będzie tak jak trzeba. To priorytet, bo od atutu powtarzalnego toru zależy bardzo wiele - podsumował Konikiewicz.
Przegrany dwumecz z Moonfin Malesą oznacza, że łodzianie nie są pewni utrzymania. Teraz czeka ich rywalizacja z przegranym pary Hunters PSŻ Poznań - Autona Unia Tarnów.