Żużel. Sam skontaktował się z klubem. Wiedział, że będą w potrzebie

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Tonder
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Tonder

Mateusz Tonder jest jednym z zawodników, których zakontraktowano w KS Śląsku Świętochłowice. Dla zielonogórzanina będzie to wielki powrót do zawodowego ścigania po rocznej przerwie.

Mateusz Tonder na brak zajęć w tym sezonie narzekać nie mógł, bo regularnie odwiedzał polskie i duńskie obiekty żużlowe pracując w roli mechanika u Nicolaia Klindta. On sam wystartował tylko w jednym turnieju - w Lipsku, by przedłużyć swój certyfikat i móc myśleć o powrocie do zawodowego ścigania.

I na taki krok się zdecydował. - To on sam skontaktował się z działaczami. - Nie ma zbyt wielu polskich zawodników na rynku, a nie chcę rezygnować i poddawać się bez walki. Miałem kontakt z kilkoma klubami, ale ostatecznie wybrałem Śląsk. Taka ciekawostka, bo jeszcze jak był początek sezonu, to tata do mnie mówi: "słuchaj, nie sprzedawaj sprzętu, bo zobaczysz, Świętochłowice wracają do ligi i możesz tam jeździć". Wtedy nie wiedziałem, że to realne - przyznał w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym".

ZOBACZ WIDEO: Chomski tłumaczy brak Palucha i Janowskiego w kadrze

Tonder zauważa, że tor może być atutem KS Śląska, jest on bowiem nieznany dla wielu zawodników. Podkreśla, że to specyficzny owal, który ma zostać przerobiony. On sam z kolei zauważa, że jego karierę można porównać nieco do Grzegorza Zengoty, a zatem szwagra Tondera, którego też w pewnym momencie pogrzebano, a on udowodnił, że było to za wcześnie.

- "Zengi" jest bardzo dobrym przykładem. Też miał problemy, miał poważne kontuzje, wracał na tor po długiej przerwie. Odbudował formę i pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych - dodał.

Kibice Śląska Świętochłowice nie muszą się martwić o sprzęt, bowiem o jego jednostki napędowe zadba Jarosław Krawczyk, a ponadto jeden silnik odkupi od Nicolai'a Klindta.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści