Abramczyk Polonia Bydgoszcz nie zrealizowała celu na ten sezon i po raz drugi nie podołała roli faworyta Metalkas 2. Ekstraligi. Ostatecznie właściciel klubu Jerzy Kanclerz podjął decyzję o rezygnacji z Tomasza Bajerskiego, a w jego miejsce zatrudnił Dariusza Śledzia.
Mateusz Puka: Jak prezes Jerzy Kanclerz wyjaśnił panu powody zwolnienia z Polonii?
Tomasz Bajerski, były trener Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Mam świadomość, że odpowiedzialność za wynik bierze trener i to jego łatwiej zwolnić. Porozmawialiśmy z prezesem półtorej godziny, ale nie tłumaczył mi się. Zresztą nie musiał, bo ja rozumiem jego decyzję. Osobiście nie mam sobie nic do zarzucenia, a zarząd też nie miał do mnie żadnych pretensji. Chodziło najprawdopodobniej o odświeżenie drużyny. Solidnych zawodników nie ma już na rynku, a nowy trener może wnieść trochę ożywienia.
ZOBACZ WIDEO: Przemysław Termiński o triumfie w PGE Ekstralidze. "Zawsze chce się więcej"
Wiadomo, że jednym z powodów rozstania mógł być narastający konflikt pomiędzy częścią zawodników, a trenerem. Żużlowcy w trakcie sezonu zarzucali panu nieoficjalnie zbyt późne sygnalizowanie zmian w torze i styl zarządzania drużyną, a ze skargami chodzili do prezesa klubu.
Tylko raz w tym sezonie zrobiłem coś wbrew zdaniu drużyny, gdy przed meczem z Orłem Łódź przygotowałem zupełnie inną nawierzchnię. Byłem jednak przekonany, że taki tor będzie atutem moich zawodników i rzeczywiście tak się stało. Po tym meczu były pretensje, ale był to jedyny taki przypadek w tym roku. O słabej atmosferze więcej mówiło się poza drużyną niż w szatni.
To jaka jest przyczyna braku awansu?
Zawodnicy po prostu nie udźwignęli presji związanej z walką o awans do PGE Ekstraligi, a tłumaczenie się atmosferą, torem brzmi tylko śmiesznie. Dopiero po wszystkim dowiedziałem się na przykład o rzekomym złamaniu żebra u Szymona Woźniaka. Jeszcze w dniu meczu ze Stalą Gorzów pytałem go, czy wszystko jest w porządku. Zawodnik potwierdził, a potem normalnie brał udział w rozgrzewce razem z resztą drużyny. Miałem kiedyś złamane żebro i wiem, że z taką kontuzją trudno wziąć oddech, a co dopiero grać w piłkę nożną.
Jak zawodnicy zareagowali na pana zwolnienie?
O to trzeba pytać ich samych. Po przegranych barażach ze Stalą Gorzów miałem jedynie kontakt z Kaiem Huckenbeckiem. On jako jedyny zadzwonił i przeprosił za słabą dyspozycję w kluczowych meczach. W czwartek zadzwonił też Krzysztof Buczkowski i podziękował za współpracę. Z pozostałymi seniorami nie mam żadnego kontaktu od naszego ostatniego meczu. Ostatnio kontaktowali się ze mną też juniorzy Kacper Andrzejewski i Emil Maroszek.
Ma pan żal do swoich podopiecznych?
Jedyne o co mogę mieć żal, to o to, że w najważniejszych momentach w drużynie nie było widać złości, czy takiej zwykłej sportowej chęci udowodnienia, że jesteśmy najlepsi. Taką cechę mają wszystkie najlepsze zespoły, a niestety u nas nie zaobserwowałem tego w finałach i barażach.
Jest coś, z czego jest pan dumny, jeśli chodzi o pracę w Polonii?
Cieszę się, że za każdym razem udało nam się zbudować całkiem mocnych zawodników na pozycję U24. Rok temu był Tim Soerensen, a w tym roku Tom Brennan. Już na początku tego sezonu wiedziałem, że transfer Brytyjczyka okaże się strzałem w dziesiątkę.
Może pan ujawnić, co tak naprawdę stało się po 10. wyścigu meczu finałowego Metalkas 2. Ekstraligi z Unią Leszno? Czy to prawda, że na tor wylaliście wtedy za dużo wody?
To chyba największy mit, który stworzył się po tamtym spotkaniu. Wody na tor wylaliśmy dokładnie tyle samo, co wcześniej. Nawierzchnia nieco się zmieniła, ale kluczowe dla losów meczu okazały się błędy indywidualne. Dziś wiadomo, że łatwiej byłoby obwinić o wszystko trenera lub toromistrza, ale to zawodnicy wychodzili na prowadzenie, a nie byli w stanie dowieźć tych punktów do mety.
Czy wie pan już może, gdzie będzie pracował w przyszłym sezonie?
Nie zamykam się na żadną opcję, ale na razie żadne poważniejsze negocjacje nie są prowadzone. Mogę przyznać, że były rozmowy z dwoma działaczami, ale na razie żadnych konkretów nie ma.
Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty