Dla Francisa Gustsa to był bardzo ważny sezon. Łotysz po wielu latach startów w gronie juniorów musiał zmierzyć się z nową - seniorską rzeczywistością. Podjął również decyzję o angażu w brytyjskiej Premiership, gdzie związał się z Oxford Spires. Wiedział, że to będzie dla niego cenna nauka, która zaprocentuje w przyszłości.
- Zimą Jamie Courtney zapytał mnie, czy chciałbym spróbować w Anglii. Pomyślałem, że skoro tylu świetnych zawodników tam jeździ, to musi być w tym coś wyjątkowego. Postanowiłem spróbować. Miałem jednak problem, bo nie dysponowałem wieloma motocyklami. Klub zapewnił mi sprzęt, mechanika - wszystkim się zajęli. Dla mnie to była zupełnie nowa rzeczywistość: podróże, logistyka, nowe tory... cały nowy świat - przyznał Gusts w rozmowie ze "Speedway Star".
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Januszka, Murawski i Glazik
Kiedy podpisywał kontrakt, to cieszył się jak małe dziecko z nowego prezentu. Nie przypuszczał, że jego kariera w tym klubie potrwa... 37 dni. - Czy to sprawiedliwe, czy nie - nie zdobywałem tylu punktów, ile drużyna potrzebowała. Speedway to sport zespołowy, więc rozumiem decyzję. To było trudne, ale tak już jest. Może gdybym w każdym meczu dorzucił dwa-trzy punkty więcej, wszystko wyglądałoby inaczej - skomentował.
Dwa tygodnie później los zafundował mu ironiczny zwrot akcji. Otrzymał telefon od działaczy z Oksfordu z propozycją podpisania kontraktu. Jednak już nie w ekipie występującej w Premiership, a o szczebel niżej - w Championship. Postawił karierę ponad dumę i przystał na proponowane warunki. Cały czas wiedział, po co to robi. Tym bardziej w momencie, gdy nie mógł liczyć na starty w innych ligach.
- Największa lekcja, jaką wyniosłem, to zachować chłodną głowę. Nie można nikogo lekceważyć - każdy może wygrać. Chciałbym wrócić do Anglii, ale czekamy na decyzje dotyczące lig. Było fajnie, więc chętnie spróbuję ponownie - przyznał.