Faworytami Krajowej Ligi Żużlowej w minionym sezonie byli zawodnicy Wybrzeża Gdańsk oraz Startu Gniezno. Ekipa z Grodu Staszica była uważana za trzecią siłę, ale zdaniem wielu ekspertów nie miała tylu argumentów, by awansować do finału. To im się jednak udało po odprawieniu z kwitkiem w półfinale właśnie ekipy z pierwszej stolicy Polski.
- Od samego początku wierzyłem w ten zespół. Widziałem jak chłopacy się rozwijają, jak reagują na uwagi i jak bardzo chcą walczyć o każdy punkt. Ale to właśnie półfinały były tym momentem, kiedy powiedziałem sobie: "Tak, my naprawdę możemy to zrobić". To były ogromne emocje, bo wiedziałem, że jesteśmy bardzo blisko spełnienia marzenia. Dla mnie to był najtrudniejszy etap sezonu - czułem olbrzymią odpowiedzialność i kosztowało mnie to mnóstwo energii, zarówno psychicznej, jak i fizycznej - przyznał Norbert Kościuch w rozmowie z tetnoregionu.pl.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Kasprzak, Bajerski i Cieślak
Pod koniec sezonu wiele mówiło się o pilskim torze. Kościuch zaznacza, że jego też to kosztowało sporo nerwów, ale nie miał w tym swojego udziału, bowiem przechodził rehabilitację po jednym z upadków. Nikt nie zamierzał jednak w ten sposób oszukiwać.
Dla wychowanka Unii Leszno to był wyjątkowy sezon, bowiem łączył jazdę w lewo z rolą menedżera. W 54 wyścigach zdobył 86 punktów i 12 bonusów, co dało mu dziewiętnastą średnią na najniższym ligowym poziomie.
- To był mój pierwszy sezon w podwójnej roli i nie ukrywam, że momentami było to ogromne wyzwanie. Trzeba mieć głowę na karku, żeby w jednym momencie myśleć o ustawieniach motocykla, a w drugim o taktyce dla całej drużyny. Ale z perspektywy czasu widzę, że dało mi to bardzo dużo doświadczenia - dodał.