Zdecydowana większość klubów zgłoszonych do przyszłorocznych rozgrywek KLŻ wciąż nie jest rozliczona ze swoimi zawodnikami i innymi wierzycielami. Rekordzistami są tarnowianie, których zaległości są liczone w milionach złotych. Nowe władze klubu robią jednak wszystko, by w Unii w końcu zapanowała stabilizacja.
Choć ogłoszona w nocy z czwartku na piątek kadra drużyny na sezon 2026 nie robi wielkiego wrażenia, to jednak cieszyć może to, że zespół w końcu został zbudowany na miarę możliwości finansowych całej organizacji. Z naszych informacji wynika, że tym razem władze klubu rozpoczynały negocjacje z zawodnikami od 50 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i 1,5 tysiąca złotych za punkt. W dwóch przypadkach ostateczna kwota na kontrakcie była nieco wyższa, ale u żadnego zawodnika nie przekroczyła 100 tysięcy złotych za podpis i 2 tysięcy za każdy zdobyty punkt.
ZOBACZ WIDEO: "Bez złota nie będzie ładnie". Co przyniesie współpraca Rusko z Protasiewiczem?
To wszystko sprawia, że przyszłoroczne wydatki na drużynę wyniosą około 2 mln złotych. Przyszłoroczny budżet Unii Tarnów raczej nie przekroczy 3 mln złotych, a do tego dojdą zaległości z minionych rozgrywek. Wiemy już, że w zespole z Małopolski występować będą: Kyle Howarth, Matic Ivacic, Wiktor Trofimow jr, Kacper Grzelak, Bartosz Nowak (obaj U24) oraz juniorzy Adrian Gorzkowski, Igor Gryzło i Sebastian Madej.
Nie jest wykluczone, że w trakcie grudniowego okna transferowego do zespołu dojdą jeszcze inni zawodnicy (klub negocjował choćby z Stevenem Goretem), ale w tym przypadku nie należy spodziewać się, by ktokolwiek otrzymał jakiekolwiek pieniądze na przygotowanie do sezonu.
W tym okresie transferowym do sporego obniżenia stawek dla zawodników doszło nie tylko w Tarnowie, ale także pozostałych ośrodkach. Tak naprawdę nie było walki o zawodników, a kluby oferowały stawki, które początkowo wydawały się nie do przyjęcia dla zawodników. Dobrym przykładem jest choćby Speedway Kraków, który zaproponował Jonasowi Seifertowi-Salkowi 150 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i 2 tysiące złotych za punkt. Podobną ofertę miał otrzymać także Nicolai Klindt. Przy dobrej jeździe każdy z tych zawodników mógłby zarobić około 0,5 mln złotych. Są to jednak kwoty nieporównywalne z tym, co działo się w KLŻ jeszcze rok i dwa lata temu.