Zaledwie kilku lat zabrakło, by Birmingham Brummies świętowało stulecie czarnego sportu w tym mieście. Zespół założono w 1928 roku, a już kilka miesięcy później drużyna ścigała się w Southern League. Co więcej - klub miał wtedy dwie drużyny, jedna ścigała się na Perry Barr, a druga na Hall Green Stadium.
Nigel Tolley robił wszystko, by utrzymać zespół z West Midlands tak długo przy życiu, jak to jest tylko możliwe. Trudno mu się dziwić - w żużel w Birmingham włożył ogrom pieniędzy, które można śmiało liczyć w setkach tysięcy funtów. Wsparcia nie miał żadnego. Nawet kiedy sytuacja wydawała się beznadziejna, to nie zamierzał wywieszać białej flagi.
ZOBACZ WIDEO: "Nie czekałbym do końca roku”. Cieślak komentuje decyzję Protasiewicza
- Jak wielu pamięta, dopiero w połowie października zeszłego roku otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie, że możemy w ogóle wystartować w sezonie 2025 - wspomina Tolley w rozmowie ze "Speedway Star". - Mieliśmy problemy finansowe, ale dzięki ciężkiej codziennej pracy udało nam się wyjść na prostą i stanąć na nogi. Niestety, w tym czasie inne kluby już dogadywały się z zawodnikami i znów byliśmy w tyle, tak jak poprzedniej zimy - dodaje.
Dla Birmingham to był bardzo trudny sezon, choć w barwach tej drużyny ścigali się m.in. Tobiasz Musielak, Keynan Rew, Michael Jepsen Jensen i Matej Zagar. Słoweniec jednak później wkroczył w brytyjskie rozgrywki, bowiem miał problemy z wizą.
- Byłem naprawdę zadowolony z tej siódemki - mówi Tolley. - Mieliśmy mieszankę młodości, talentu i doświadczenia. Na papierze wyglądało to bardzo dobrze - komentuje.
Brummies zdobyło w tym sezonie zaledwie... sześć punktów. W 24 meczach Tobiasz Musielak i spółka wygrali zaledwie trzy spotkania. Udało im się zdobyć 910 małych punktów, stracili aż 1248. Kto wie, jakby się potoczyły losy zespołu, gdyby nie to, że kiedy dołączył Zagar, to z jazdy na Wyspach zrezygnował Michael Jepsen Jensen. - To były okropne dni. Michael był naszym najbardziej regularnym zawodnikiem. Zaczynał pokazywać klasę, na jaką liczyliśmy, gdy go podpisywaliśmy - dodaje Tolley.
Ostatni mecz w historii także zakończył się porażką Birmingham Brummies. Dla miejscowej drużyny ścigali się w przeszłości Kelly Moran, Hans Nielsen, a nawet Bartosz Zmarzlik. Teraz obiekt zrównywany jest z ziemią.
- To był bardzo smutny sposób na pożegnanie. Chcieliśmy więcej, oczekiwaliśmy więcej, ale nic się nie układało. Emocje sięgały zenitu, bo każdy wiedział, że to koniec. Birmingham to była mała, ale zżyta społeczność. Te same twarze tydzień po tygodniu, życzliwi ludzie, którzy kochali ten klub. To właśnie ich będę najbardziej wspominał - zauważa Tolley, który nie ukrywa, że nadal nie może się pogodzić z tym, co spotkało Birmingham.