Marek Cieślak ocenia nowych juniorów WTS-u: Marcel Kajzer

Niczym z rogu obfitości sypnęło ostatnio transferami w stolicy Dolnego Śląska. O ile jednak umowy Duńczyka Lasse Bjerre i ostrowianina Patryka Kociemby spotkały się we Wrocławiu z pełnym zrozumieniem, o tyle wiadomość o kontrakcie Marcela Kajzera wzbudziła pewną konsternację. A wszystko przez pamiętny finał europejskiego czempionatu sprzed niespełna dwóch lat.

Przypomnijmy, w maju 2008 roku Rawicz gościł najlepszych młodzieżowców Europy walczących o tytuł DMEJ. Swoiste "żużlowe cuda", niestety wyłącznie negatywnej treści, towarzyszyły w tych zawodach rawickiemu młodzieżowcowi, Marcelowi Kajzerowi. Był festiwal defektów, były dwa upadki w jednym wyścigu, był wreszcie efektowny pad...na murawę, w geście bezradności po kolejnym nieszczęściu. A punkty uciekały, tak Kajzerowi, jak i reprezentacji. Jak się skończyło, wszyscy pamiętamy. Rawiczanin punkty zdobył dwa (d,w,d,2), a Polska zajęła czwarte, czyli ostatnie miejsce w finale.

- Miałem ogromne problemy ze sprzętem, przede wszystkim z łańcuszkami sprzęgłowymi. Pochodziłem po sponsorach, dali mi trochę pieniędzy, zainwestowaliśmy w nowe łańcuszki, ale widocznie trafiłem na jakąś wadliwą serię. Gdyby nie pech i defekty, to myślę, że zajęlibyśmy na pewno drugie miejsce - tak na gorąco po zawodach tłumaczył SportoweFakty.pl sam zainteresowany.

To jedna strona medalu, druga jest taka, że szybko pojawiły się głosy o organizacyjnym bezładzie w boksie zawodnika oraz szeroko rozumianym braku profesjonalizmu. Czyżby trener Marek Cieślak zapomniał już o tamtym nieszczęśliwym dniu oraz wypowiedzianych słowach i postanowił dać zawodnikowi kolejną szansę?

- Jeśli chodzi o Marcela Kajzera to sprawa była nieco inna. Po prostu zgłosił się do nas jego opiekun i tutaj chodzi raczej o kontrakt "warszawski". On chce jeździć, ale żeby jeździć, to musiał gdzieś podpisać. Pomogliśmy więc chłopakowi, ale to nie znaczy, że wiąże się z nim jakieś wielkie nadzieje. Chociaż...to też nigdy do końca nie wiadomo, ale to jest na tej zasadzie - żeby nie zamykać mu drogi dla jazdy tam, gdzie będzie chciał - wyjaśnia sytuację zawodnika trener wrocławian.

A Rawicz ów, nieszczęsny? - Nie wracajmy już do tego Rawicza, bo tu nie ma po co wracać - apeluje Cieślak. - Jak wiadomo jest u nas Piotrek Świderski, jego opiekunem jest "Zyga" Mikołajczak i to właśnie on opiekował się również Kajzerem. I to na jego prośbę wszystko, żeby chłopakowi nie blokować sytuacji i umożliwić to, że jakby chciał gdzieś iść, to będzie mógł iść. Bo jakby nie podpisał u nas, czy w innym klubie, to byłby uziemiony na rok. I tylko z tego powodu - informuje SportoweFakty.pl szkoleniowiec Betardu.

Jak więc "Narodowy" widzi najbliższą przyszłość wychowanka rawickiego Kolejarza? Wszak sytuacja z "warszawką" w tle do komfortowych nie należy... - Wiem, że Zygmunt Mikołajczak zapewnia mu sprzęt i wszystko co potrzebne. Chłopak chce pojeździć u nas w sparingach. Potem, jak się pokaże, to może gdzieś iść, może ktoś złoży mu propozycję. Na tym w końcu chyba to polega, żebyśmy sobie pomagali, a nie z góry powiedzieli: nie, my się nie zgadzamy żebyś u nas był i koniec. Klub przecież z tego tytułu nie płaci ani grosza, bo było jasno powiedziane, że jeśli chce u nas mieć ten kontrakt, to wyrażamy zgodę, ale niestety za nic nie będziemy płacić, bo po prostu nie jesteśmy zainteresowani - wyjaśnia tę kwestię utytułowany trener.

Komentarze (0)