Emil będzie miał godnych następców - II część rozmowy z Jackiem Woźniakiem

Zapraszamy na drugą część rozmowy z Jackiem Woźniakiem. Były żużlowiec i obecny trener Polonii Bydgoszcz prezentuje w niej swoją dalszą karierę i opowiada o powrocie do macierzystego klubu. W 1993 roku Jacek Woźniak zmienił barwy klubowe. Wraz z przeprowadzką nad morze zmienił również klasę rozgrywek z I na II ligę.

Mirosław Lewandowski: Po odejściu z Polonii Bydgoszcz trafiłeś do II ligowego Wybrzeża Gdańsk.

Jacek Woźniak: Dostałem bardzo atrakcyjną ofertę z Gdańska i postanowiłem z niej skorzystać. Już w pierwszym sezonie powróciliśmy do I ligi. Po tym awansie wzmocniliśmy się kolejnym zawodnikiem z Pomorza Robertem Sawiną. W efekcie w 1994 roku zajęliśmy wysokie 5 miejsce w I lidze.

Jacek Woźniak wiele razy reprezentował barwy narodowe

Wyprzedziliście w tabeli m.in. Polonię Bydgoszcz.Jak podchodziłeś do pojedynków ze swoimi byłymi kolegami z drużyny?

- Nie przygotowywałem się do tych spotkań w jakiś szczególny sposób. To była podobna sytuacja, jak w przypadku derbów z Toruniem. Kibice reagują na derby, jakby to był najważniejszy mecz w ich życiu. Natomiast dla większości zawodników to mecz jak każdy inny. Tak samo było w moim przypadku, kiedy w barwach Wybrzeża startowałem w Bydgoszczy lub gdy Polonia przyjeżdżała do Gdańska.

Jacek Woźniak i mistrz świata z 1991 roku Jan Osvald Pedersen podczas Turnieju Sponsorów. Już w pierwszym biegu Woźniak pokonał świeżo upieczonego mistrza

Wracając do jazdy w drużynie Wybrzeża, przeżywaliście tam huśtawkę nastrojów, raz I liga, raz II...

- Po dobrym sezonie 1994, rok później drużyna spadła do II ligi. Do najwyższej klasy rozgrywek awansowaliśmy dopiero w 1998 roku i to był początek końca moich startów nad morzem. Miejscowi działacze chcieli zbudować prawdziwy "dream team". Dlatego z Gdańska musiała odejść niemal cała drużyna. Został w niej jedynie wychowanek Marek Dera.

W 1999 roku podpisałeś kontrakt z drużyną ŻKS Krosno. Z północy kraju przeniosłeś się na dalekie południe.

- Długo zastanawiałem się, czy przyjąć propozycję działaczy z Krosna. Główną przeszkodą była odległość. Bydgoszcz od Krosna dzieli bowiem 550 km. Ostatecznie jednak zdecydowałem się na jazdę z wilkiem na plastronie i nie żałuję. W Krośnie spędziłem 5 lat i bardzo miło wspomina ten czas. Szczególnie utkwił mi w pamięci drugi łuk krośnieńskiego toru, na którym bardzo dobrze wyprzedzało się zawodników jadąc po zewnętrznej. W takich sytuacjach procentowała Bydgoska szkoła jazdy po orbicie (śmiech).

Czy miałeś w Krośnie jakąś bazę sprzętową?

- Nie, cały czas dojeżdżałem na spotkania własnym samochodem. Przez pierwsze 3 lata nie przyjeżdżałem w ogóle na treningi. Natomiast w dniu zawodów wyjeżdżałem z Bydgoszczy bardzo wcześnie rano, połowę drogi prowadziłem sam, drugą część trasy prowadził drugi kierowca. Na zawody przyjeżdżałem w niedzielę, kilka godzin przed rozpoczęciem meczu.

W 2004 roku zdecydowałeś się na kolejną zmianę barw klubowych. Tym razem wybór padł na TŻ Łódź...

- Odszedłem z Krosna, ponieważ chciałem zmienić klimat i znaleźć klub, który leży bliżej Bydgoszczy. Początek sezonu 2005 w Łodzi był dobry, ale potem pojawiły się problemy finansowe. Na szczęście w 2006 roku pojawił się Witold Skrzydlewski i dzięki temu znalazły się środki na dalszą jazdę.

W 2007 próbowałeś swoich sił jako jeżdżący trener...

- Z początkiem 2007 roku władze klubu z Łodzi zaproponowały mi posadę trenera drużyny. Początkowo próbował ją łączyć z jazdą ale to było zbyt uciążliwe. Dlatego w połowie sezonu zdecydowałem się zakończyć swoją karierę. Pobyt w Łodzi również wspominam bardzo miło. Szczególnie zapamiętałem kibiców, którzy w mieście, w którym króluje piłka nożna, przychodzili na mecze i potrafili docenić dobrą jazdę zawodników.

Czy podczas swojej kariery miałeś jakieś poważne kontuzje?

- Na szczęście żużel oszczędził mi ciężkich upadków. Najczęściej kończyło się "tylko i aż" na złamanym obojczyku lub wybitym barku. Niekiedy jeszcze nie zdążył opaść kurz, a już wiedziałem, co się stało. Upadając słyszałem np. łamanie kości.

Swoja karierę Jacek Woźniak zakończył startując w barwach Orła Łódź

Kiedy uznałeś, że osiągnąłeś już szczyt swoich sportowych możliwości?

- Kiedy odchodziłem z Gdańska, zdałem sobie sprawę, że to już chyba kres mojego rozwoju, że ustabilizowałem się na pewnym poziomie i teraz najważniejsze będzie utrzymanie tej formy.

W 2008 roku, po 15 latach odkąd odszedłeś z Bydgoszczy, otrzymałeś propozycję powrotu do klubu...

- Ówczesne władze Polonii zaproponowały mi pracę z młodymi, bydgoskimi adeptami żużla, na co chętnie przystałem. Na początku zajmowałem się tylko miniżużlem, gdzie prym wiódł Szymon Wożniak (zbieżność nazwisk przyp.red). Jednak w połowie sezonu były prezes klubu Leszek Tillinger zaproponował mi wspólną pracę z Zenonem Plechem przy prowadzeniu pierwszej drużyny.

Na efekty twojej pracy z młodzieżą nie trzeba było długo czekać...

- W maju licencję zdał mój pierwszy wychowanek Damian Adamczak. Natomiast we wrześniu licencję Ż zdali kolejni młodzi żużlowcy, Szymon Woźniak, Mikołaj Curyło i Mirosław Konieczny. Ten ostatni musiał zakończyć swoją przygodę z żużlem z powodu kłopotów zdrowotnych. Natomiast pozostała trójka ma już swoje pierwsze sukcesy w dorosłym speedwayu. Szymon Woźniak i Mikołaj Curyło awansowali do finału IMPJ rozgrywanego w zeszłym roku w Lesznie. Moim ostatnim wychowankiem, który zdał licencję jest Patryk Braun. W 2010 r. kolejni juniorzy powinni przystąpić do egzaminu. Dodatkowo w Bydgoszczy powstaje minitor, którego budowa ma być ukończona jeszcze w tym roku.

Szkolenie idzie pełną parą, czy zatem bydgoscy kibice doczekają się wkrótce drużyny złożonej w większości z własnych wychowanków?

- Chciałbym bardzo, żeby tak było. Od wielu lat w Bydgoszczy stawiano na armie zaciężną z zewnątrz. Teraz Polonia powoli zaczyna kształcić swoich juniorów i w końcu widać postępy. Za rok Emil Sajfutdinov skończy wiek juniora i będzie miał godnych następców, bydgoskich wychowanków, którzy będą się mocno identyfikowali ze swoim klubem.

W tym roku będziesz pierwszym trenerem Polonii Bydgoszcz. Jak czujesz się przed swoim debiutem w tej roli?

- Pod koniec 2009 r. Nowy prezes klubu Jacek Wojciechowski zaproponował mi przejęcie funkcji pierwszego trenera. Stwierdziłem, że mam już pewne doświadczenie i jestem w stanie poprowadzić drużynę. Oprócz tego dalej będę szkolił młodzież i najmłodszych adeptów żużla na minitorze. Jestem przekonany, że dam sobie radę.

Masz coś do powiedzenia kibicom żużla, którzy pamiętają ciebie z toru?

- Chciałby pozdrowić wspaniałych kibiców, którzy dopingowali mnie przez te wszystkie lata spędzone na czarnym torze. Począwszy od bydgoskich fanów, którzy oklaskiwali młodego, stawiającego pierwsze kroki młodzieżowca, poprzez kibiców z Gdańska, Krosna i Łodzi, gdzie zakończyłem karierę. Zawsze będę miło wspominał lata spędzone w każdym z tych klubów.

Źródło artykułu: