Betard: Półtora miliona powodów do starań

Jak zdobyć 1,5 miliona złotych w nieco ponad dwa tygodnie? Tego nie wiemy, a takie właśnie karkołomne zadanie zdaje się czekać działaczy wrocławskiego Betardu w przededniu inauguracji rozgrywek. I warto im kibicować. Tym bardziej, że anonsowani zimą szefowie bogatych firm Hasco-Lek i Germaz nie pomogą.

- Kiedy dowiedziałam się, że Atlas od nas odchodzi, miałam poważny dylemat. Na tydzień przed licencją byłam w tak ogromnym stresie, że nie wiedziałam już czy mam ogłaszać koniec wrocławskiego żużla. Poszłam do Artura Dziechcińskiego, prezesa Betardu. Po pięciu minutach rozmowy, bez informacji o pakiecie i o tym co dostaną, porozumieliśmy się i na drugi dzień pieniądze były na naszym koncie - wyjaśniała na grudniowej konferencji prasowej kulisy wybrnięcia z finansowych tarapatów swego klubu prokurent WTS SA Krystyna Kloc.

I Betard rzeczywiście WTS uratował. Spłacono Scotta Nichollsa, uzyskano licencję i przystąpiono do najważniejszego etapu, czyli budowy kadry na sezon 2010. O składzie, jaki ostatecznie się wyklarował, każdy kibic ma własne zdanie, ciężko jednak zanegować jedną rzecz - jest to skład ciekawy, najciekawszy jaki od kilku sezonów widziano w stolicy Dolnego Śląska. Za to Arturowi Dziechcińskiemu i Krystynie Kloc należą się słowa uznania.

Już wtedy jednak, zimową porą, tajemnicą poliszynela było, że w nowym sezonie Betard nie uciągnie w pojedynkę wózka z napisem "wrocławski żużel". Nie był zresztą do takiej roli przewidziany. Jaki jest chociażby procentowo wkład firmy państwa Dziechcińskich w budżet wrocławskiego klubu? - Nigdy sponsor tytularny nie pokrywa stu procent budżetu klubu. A ile pokrywa? Ja nie mogę takich rzeczy mówić. To są tajemnice handlowe, proszę wybaczyć. Napisać możecie tyle, że Betard w tym roku wywiązał się ze wszystkich swoich zobowiązań wobec klubu.

Napiszemy. I przypomnimy, że spekulowało się we wrocławskiej prasie o tym, iż zastrzyk gotówki od producenta budowlanych prefabrykatów oscylował w granicach 350 tysięcy złotych. Bardziej optymistyczne głosy mówiły o półmilionowym wsparciu, większość jednak znających temat twierdziła, iż nie ma mowy, aby nowy sponsor dorównał finansowo staremu, czyli Atlasowi. - Nasz sponsor tytularny wywiązał się z absolutnie wszystkich powinności wobec klubu. I to ze znaczną nawiązką. Inwestuje ogromne pieniądze w akcje promocyjne na rzecz klubu i wpłacił już całą kwotę wynikającą z kontraktu. Powiem więcej, zaangażowanie firmy Betard w tym roku przekroczyło roczne zaangażowanie poprzedniego sponsora - zdradza Krystyna Kloc.

To ważna informacja dla wrocławskich kibiców. Już jednak w połowie lutego, przy okazji którejś z kolejnych wizytacji Stadionu Olimpijskiego, pisaliśmy o tym, że to nie kwestia przebudowy toru, a właśnie finanse mogą być tej zimy najbardziej palącym problemem wrocławian. Do Betardu dołączyć musiały inne podmioty, a zaangażowanie wrocławskiego biznesu było nieodzowne, aby na wiosnę dopiąć budżet. Teraz do mediów wypłynęła informacja o 1,5-milionowej dziurze w tym budżecie. To stanowiłoby około 25 procent całości. Brzmi groźnie, ale czy to prawda?

- Interpretujcie dokładnie to, co zostało napisane - nie kryje irytacji pani prezes. - Ja nie mówiłam nigdy, że klub ma w tej chwili zapotrzebowanie na 1,5 miliona złotych. Mówiłam tylko o tym, że budżet klubu jest w tym roku oszacowany na 6,5 miliona, a na budżet składają się wpływy z różnych elementów. Na dzień dzisiejszy, na bazie podpisanych umów oraz szacunków, jakie robimy przed sezonem odnośnie wpływów ze sprzedanych karnetów, biletów, gadżetów i organizacji dodatkowych eventów, szacujemy, że nie mamy podpisanych umów, które gwarantują zamknięcie tego budżetu. Tak, żebyśmy dzisiaj, dwa i pół tygodnia przed sezonem, mogli spokojnie sobie powiedzieć, że mamy zabezpieczony pełny budżet na sezon 2010. I tak to należy pojmować. Klub w tej chwili sprzedaje to, co ma do sprzedania. Jeszcze nie sprzedaliśmy wszystkiego, co mamy do sprzedania w tym roku, zatem nie mamy jeszcze pokrycia w budżecie - obrazowo wyjaśnia sterniczka wrocławskiego klubu.

Słowo "jeszcze" w ostatnich dniach robi w światku naszych żużlowych mediów swego rodzaju furorę. Być może nie do końca zasłużoną, tym niemniej w wydaniu wrocławskim jego wydźwięk jest nader optymistyczny. Podobnie jak optymistyczne dla dolnośląskich kibiców były wieści o trwających ciągle rozmowach pomiędzy WTS-em a prezesami Hasco-Leku (Stanisław Han) oraz Germazu (Andrzej Mazur), chcącymi poważnie wejść we wrocławski żużel. W obecnej sytuacji byłoby to panaceum na finansowe bolączki klubu. Czy jest szansa na pomyślną finalizację tych rozmów? - Tutaj już dostaliśmy informację. Nie bezpośrednio, ale zostało nam przekazane, że obaj panowie z racji tego, iż są pochłonięci innymi poważnymi interesami oraz własnymi inwestycjami, nie są w stanie zaangażować się w speedway. Innymi słowy zrezygnowali - informuje SportoweFakty.pl Krystyna Kloc.

Hasco-Leku i Germazu zatem nie ma, problem pozostał. Sprawę można co prawda - niczym w znanym skeczu Laskowika o traktorze i kołach - odwrócić i napisać, że WTS ma już zapewnione 5 milionów na nowy sezon. To i tak ogromna kwota. Żartować jednak nie ma z czego. - Sam pan sobie zdaje sprawę z tego, że jest to budżet potężny, aczkolwiek w skali innych miast Polski nie taki duży. Przynajmniej z tego co donosi prasa, są kluby, których budżety przekraczają 8 milionów złotych, a więc znacznie ten nasz przewyższają. Proszę zauważyć, my mamy dwóch czołowych zawodników świata, a nasz budżet oscyluje w granicach 6,5 miliona - dodaje szefowa wrocławskiego klubu.

Czasu do inauguracji ligi jeszcze trochę pozostało, do finiszowej prostej rozgrywek jeszcze więcej. Kibice jednak już teraz zaczną się niepokoić o przyszłość. I snuć scenariusze. Chociażby jak ten "gdański" z ubiegłego roku, kiedy to Wybrzeże właśnie ze względów finansowych musiało radzić sobie bez Kennetha Bjerre. Teraz Bjerre jest we Wrocławiu, a przy nim Jason Crump, czyli jedna z najlepszych (czytaj: najdroższych) par w lidze. Czy w mieście nad Odrą obawiają się takiego scenariusza?

- Proszę nie dywagować i nie szafować takimi twierdzeniami, że mamy dwóch zawodników, którzy są jednymi z najdroższych w lidze, bo mija się pan z prawdą. Proszę mi wierzyć. I proszę nie sugerować nieprawdziwych rzeczy. Ja jestem w trakcie budowania finansów klubu. Pierwszy mecz we Wrocławiu mamy 18 kwietnia i to jest dla nas "godzina zero" jeżeli chodzi o kwestie sponsorskie. Wiadomo bowiem, że później można sprzedawać pojedyncze eventy, natomiast dużych sponsorów pozyskuje się do pierwszego meczu. Mamy jeszcze dwa i pół tygodnia i mam nadzieję, że w trakcie tego czasu dużo jeszcze się wydarzy. Są jakieś prognozy i światełka w tunelu, ale nie mogę w tej chwili powiedzieć więcej. Mówię za to uczciwie, jaka jest sytuacja. Starajmy się więc. I media też bardzo uprzejmie proszę o przychylność dla klubu - apeluje na zakończenie najważniejsza działaczka we wrocławskim żużlu.

Komentarze (0)