- Na pewno po przegranej w Grudziądzu musieliśmy dziś zapisać na swoim koncie zwycięstwo. Bardzo chcieliśmy pokazać, że mamy dobrą i zgraną drużynę. Na początku w naszych szeregach było trochę nerwów. W pierwszych wyścigach trzeba było naprawdę ostro jechać. Najważniejsze, że wygraliśmy. Dziś każdy punktował i stąd tak wysokie zwycięstwo - podsumował niedzielne derby Wielkopolski, Mateusz Szczepaniak.
Wiadomo, że derby rządzą się swoimi prawami. Jednak zdaniem młodszego z braci Szczepaniaków, atmosfera podczas niedzielnego meczu była taka jak zawsze. - Atmosfera była tak jak na każdym innym meczu. Nie odczuwałem jakiegoś szczególnego stresu z racji tego spotkania. Przed meczem zawsze jest jakaś adrenalina i dziś było podobnie - tłumaczył.
Warto podkreślić, że młody zawodnik Skorpionów doskonale rozumiał się na torze z Norbertem Kościuchem. - Współpraca układała się dobrze. W pierwszym wyścigu Norbert za mną zaczekał. W kolejnych dwóch biegach trochę się na niego oglądałem. Raz przyblokowałem Krzysztofa Jabłońskiego i dzięki temu Norbert skorzystał i przesunął się na drugą pozycję. Kiedy jedzie się parą, jest zdecydowanie łatwiej. Cała szerokość toru jest zajęta i wtedy trudno zagrozić tak jadącym zawodnikom - mówi Szczepaniak.
Można powiedzieć, że w początkowej fazie sezonu poznaniacy znajdują się w wysokiej formie. Zawodnicy Zbigniewa Jądera cały czas odczuwają jednak niedosyt po porażce w Grudziądzu. - W Grudziądzu mogło być dużo lepiej. Gdybyśmy z Robertem Miśkowiakiem zdobyli około sześciu, siedmiu punktów, to wynik byłby zupełnie inny. W takiej sytuacji była realna szansa na zwycięstwo. Niestety, trochę się pogubiliśmy i wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Teraz przed nami seria spotkań na własnym torze i musimy zrobić wszystko, żeby je wygrać. Punktuje się przede wszystkim u siebie, a na wyjazdach należy zbierać punkty bonusowe lub ewentualnie - kiedy jest na to szansa - walczyć także o wygrane. Jednak kto wygrywa u siebie, ten ma pewną sytuację w tabeli - podsumował Mateusz Szczepaniak.
W niedzielę zawodnik PSŻ-u rywalizował ze swoim bratem, który na co dzień broni barw Startu Gniezno. - Na pewno świadomość, że jedzie się przeciwko bratu siedzi w głowie. Jednak tak jest do momentu aż podjedzie się pod taśmę. Wtedy liczy się tylko wygrana i nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu - wyjaśnił Mateusz.