Piotr Stankiewicz: W klasyfikacji najlepszych jeźdźców Speedway Ekstraligi zajmujesz obecnie dwunastą pozycję. Jesteś zadowolony ze swoich tegorocznych występów?
Damian Baliński: Dwunaste miejsce spośród zawodników Ekstraligi i szóste wśród Polaków to naprawdę bardzo dobry wynik, który świadczy o tym, że moja ligowa forma nie jest zła, ale chciałbym być jeszcze bardziej skuteczny. Nie jest łatwym zadaniem zdobywanie powyżej dziesięciu punktów w każdym meczu. Jestem zadowolony ze swojej postawy, ale mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. W tym sezonie staje na nogi po zeszłorocznych niepowodzeniach i chyba mogę powiedzieć, że powoli dochodzę do dyspozycji, która satysfakcjonuje mnie, trenera i kibiców. Skupiam się na tym, żeby jeździć wszędzie na równym i wysokim poziomie, ale na pewno jest jeszcze dużo rzeczy do poprawienia.
Na przykład starty?
- Dokładnie, ale nie jest to łatwy element do udoskonalenia. Tym bardziej, że nigdy nie byłem startowcem i trudno nagle zmienić, żebym błyskawicznie wychodził spod taśmy. Są mecze, w których starty wychodzą mi przyzwoicie, ale zdarzają się też takie biegi, w których jest zdecydowanie gorzej. Być może nie uda już mi się poprawić tego na tyle, żeby uzyskiwać dużą przewagę na początku wyścigu, ale pracuję nad tym cały czas. Start jest bardzo ważny, bo jeśli dobrze wychodzi się spod taśmy, to później jest zdecydowanie mniej pracy na dystansie.
Pokusiłbyś się o porównanie swojej aktualnej, tegorocznej formy do tej z 2007 roku, kiedy zdobyłeś Drużynowy Puchar Świata, Drużynowe Mistrzostwo Polski czy medale Indywidualnych Mistrzostw Polski i Mistrzostw Polski Par Klubowych?
- Myślę, że jest ona podobna, a w Ekstralidze być może jestem nawet troszkę skuteczniejszy. W tym roku podchodzę odrobinę inaczej do tego wszystkiego. Staram się ograniczyć nerwy i stres do optymalnego poziomu, tak żeby nie było go ani za mało, ani za dużo. Wciąż bardzo staram się mobilizować do walki. W tym momencie wiem, że stać mnie na to, żeby nawet przy słabszych startach walczyć o punkty na dystansie do samego końca i nie odpuszczać. Mam dobrze przygotowany sprzęt, chłopaaki z teamu dobrze przy nim pracują i jestem z nich zadowolony. A ja mogę skupić się na sobie i jechać do przodu po kolejne punkty.
Na konferencji prasowej po meczu z Polonią Bydgoszcz mówiłeś, że przez całe spotkanie odczuwałeś skutki upadku w twoim pierwszym biegu. Co ci się konkretnie stało?
- Stłukłem sobie plecy, a dokładnie ich dolną część. Takie upadki są bolesne, trudno się po nich zginać i poruszać, a ból promieniuje na całą nogę. Taka kontuzja bywa dokuczliwa. Pierwsze dni po upadku nie były zbyt ciekawe, ale silne bóle w miarę szybko ustąpiły i cieszę się z tego bardzo.
Niewiele brakowało, a w powtórce tego wyścigu doszłoby do takiej samej sytuacji…
- W tym momencie zamknąłem już gaz, bo gdybym pojechał dalej, to byłaby powtórka z rozrywki. Rzecz jasna automatycznie na tym straciłem, bo rywale odjechali i ostatecznie przyjechałem czwarty.
Przechodziłeś w tym tygodniu rehabilitację?
- Tak, byłem w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie poddałem się serii masaży, w tym hydromasaży. Chodziło głównie o to, żeby rozgonić tego krwiaka i wyeliminować ból pleców, który mi doskwierał. Na dziś jest już lepiej, choć nie jest to do końca wyleczone tak jak powinno być. Ale do meczu z Unibaxem zostały jeszcze dwa dni, więc myślę, że w ciągu tego czasu sytuacja poprawi się na tyle, że będę mógł spokojnie, bez żadnego bólu wystartować i skupić się tylko i wyłącznie na jeździe.
W sobotę Janusz Kołodziej, Troy Batchelor i Jurica Pavlic będą walczyć o udział w cyklu Grand Prix 2011. Jak oceniasz szansę twoich klubowych kolegów?
- Cała trójka powinna sobie ze spokojem poradzić. Janusz jest w tej chwili w zdecydowanie najlepszej formie z nich wszystkich. Jego wyniki mówią same za siebie, także o niego się nie martwię. Jura z kolei jedzie na swoim torze, tak więc również nie powinien mieć problemów, chociaż wiadomo to jest sport. W tych eliminacjach awansuje dziewięciu zawodników, dlatego nie może się przydarzyć żaden defekt, taśma czy cokolwiek innego, bo automatycznie uciekają punkty, których może zabraknąć w końcowym zestawieniu. Ale jeżeli nie będzie żadnych takich losowych wydarzeń to myślę, że ze spokojem awansują dalej.
W tym sezonie leszczyńska Unia spisuje się znakomicie. Zajmujecie w tej chwili pierwsze miejsce w tabeli, z bardzo dużą liczbą małych punktów. Co jest według ciebie przyczyną, że wygrywacie z rywalami w tak przekonujący sposób?
- Przede wszystkim wszyscy zawodnicy leszczyńscy, począwszy od juniorów a na liderach skończywszy, trafili dobrze z formą. Teraz musimy skupić się jedynie na tym, żeby ją utrzymać do końca sezonu. Do drużyny dołączył Janusz Kołodziej, w którym nie każdy przed sezonem upatrywał zastępcy Krzysztofa Kasprzaka, a okazuje się, że jest o wiele skuteczniejszy. To dla nas bardzo wiele znaczy, gdyż daję nam przewagę. Gdy Janusz wyjeżdża, to gwarancja punktowa jest ogromna, a nam jeździ się lżej, ponieważ nie ma takiego ciśnienia i każdemu łatwiej się startuje. Stąd może te zwycięstwa są takie wysokie. Druga sprawą jest to, że być może rywale nie potrafili idealnie spasować się z naszym torem. Może nie byli to też najsilniejsi przeciwnicy.
W najbliższą niedzielę do Leszna zawita wicemistrz Polski Unibax Toruń. Wydaje się, że z dotychczasowych rywali, ten będzie najmocniejszym…
- Z pewnością będzie to przeciwnik, który zweryfikuje nasze możliwości, ale jeżeli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to powinniśmy wygrać. Na pewno rozpiętość wyniku nie będzie tak wielka jak dotychczas, ale zrobimy wszystko żeby zwyciężyć.
To może być wyjątkowo trudny mecz, zwłaszcza jeśli do niedzieli utrzymają się aż takie upały…
- Pogoda zmieniła się właściwie z dnia na dzień. Jeszcze niedawno było chłodno, deszczowo i jeździliśmy w zupełnie innych warunkach, teraz z kolei jest grubo ponad trzydzieści stopni, bardzo mała wilgotność powietrza i duszno. W takich warunkach zupełnie inaczej zachowują się silniki. Bardzo ciężko startuje się przy takich temperaturach. Upały mają wpływ na zawodników i na przebieg spotkania, ale ten problem mają wszyscy, którzy startują. Trzeba będzie szybko dopasować się do istniejących warunków, jakie zastaniemy w niedzielę.
Silny i mocny przeciwnik sprzyja mobilizacji i koncentracji?
- W moim przypadku na pewno tak. Zdecydowanie łatwiej jest mi się zmobilizować i skoncentrować, kiedy przyjeżdża silna drużyna. Nie wiem skąd to się bierze, ale lepiej mi się startuje w tych teoretycznie cięższych meczach. W meczach, w których można zakładać że będzie "spacerek" presja jaką wywieram sam na siebie jest mniejsza. A przy trudniejszym spotkaniu jest adrenalina i łatwiej mogę skoncentrować się na zwycięstwie oraz na tym, żeby jechać jak najlepiej.
Jaki masz zatem nastrój przed niedzielnym meczem i co chciałbyś przekazać leszczyńskim kibicom?
- Przed niedzielą jestem spokojny. Wiem, że to będzie ciężkie spotkanie, ale wierzę w nasz zespól, wierzę w naszych chłopaków i przede wszystkim w naszych kibiców, którzy mocno nas dopingują i wspierają w najważniejszych momentach. Zapraszam was na niedzielne spotkanie i bardzo wam dziękuję za całokształt, za dotychczasowy doping. To naprawdę jest dla nas bardzo istotne. W Lesznie na każdym meczu, czy przeciwnik jest słabszy czy mocniejszy, atmosfera i oprawa jest zawsze fantastyczna. My to czujemy. Z perspektywy kibiców może wyglądać, że podczas meczu każdy z nas skupia się tylko i wyłącznie na jeździe, ale my czujemy, że kibice nas wspierają, dopingują i bardzo bym chciał za to podziękować.