Magnus Zetterstroem: Nie chcę mieć wrogów w żużlu

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Magnus Zetterstroem po kolizji z Arturem Mroczką podczas Grand Prix w Toruniu musiał pauzować. Na szczęście kontuzja nie okazała się zbyt groźna i Szwed wrócił już do ścigania. W czwartek wystąpił w Allsvenskan, a w weekend czekają go dwie ważne imprezy.

Pierwszym spotkaniem Magnusa Zetterstroema było czwartkowe spotkanie szwedzkiej Allsvenskan. Zorro pojechał w czterech biegach Hammarby Sztokholm przeciwko Masarnie Avesta i zdobył komplet punktów. - Miałem zawody w Szwecji w czwartek i czułem się w porządku. Pojechałem w czterech biegach i zdobyłem komplet punktów, jednak mówiąc szczerze tor był bardzo prosty i nie przyniósł mi żadnych problemów. Odczuwam ciągle lekki ból, muszę usztywniać sobie ręce podczas jazdy, ale wierzę, że wkrótce będę gotowy na sto procent - powiedział żużlowiec w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Pół żartem pół serio można powiedzieć, że dobrze, iż Zetterstroem jest żużlowcem, a nie choćby piłkarzem ręcznym, gdyż po złamaniu palca musiałby pauzować dużo dłużej. - Absolutnie tak - zaśmiał się Zetterstroem. - Czasami jednak nawet żużlowiec potrzebuje rąk, gdyż trzeba utrzymać sylwetkę na motocyklu. To ważne, aby mieć ręce w dobrym stanie - dodał zawodnik Lotosu Wybrzeża Gdańsk.

W sobotę i niedzielę, Magnusa Zetterstroema czekają eliminacje do Grand Prix, a także mecz wyjazdowy jego polskiego klubu. - To dwie kluczowe imprezy dla mnie - przekonuje zawodnik. - Ostrów jest ważny dla mnie, bo chcę być tam w pierwszej szóstce, a stawka jest naprawdę dobra. W niedzielę mamy natomiast mecz w Miszkolcu. To ważne, aby zespół wygrał pierwszy mecz wyjazdowy - powiedział Szwed, który nie uważa zawodników Speedway Miszkolc za chłopców do bicia. - Ludzie mówią, że to słaby zespół, jednak są tam dobrzy zawodnicy i nie można ich lekceważyć. Nic w żużlu nie jest łatwe - przestrzega Zorro.

Przez kontuzję kapitan Lotosu Wybrzeże nie mógł wystąpić w meczu swojego klubu przeciwko PSŻ-owi Lechmie Poznań. Czy był wściekły, gdy nie mógł nic zrobić podczas upokarzającej porażki gdańskich zawodników? - Nie nazwałbym tego wściekłością - powiedział Zetterstroem. - Strasznie chciałem tam pojechać, ale po wypadku w Grand Prix było to niemożliwe. Musiałem odpocząć od żużla, aby móc do niego powrócić po odzyskaniu zdrowia. Chciałem pomóc zespołowi w parkingu, jednak rezultat był dla nas bardzo słaby - powiedział szczery zawodnik.

Uczestnika cyklu Grand Prix można było spotkać podczas... półfinału Srebrnego Kasku w Gdańsku, gdzie pojawił się jako widz. W zawodach wygrał Artur Mroczka, którego atak spowodował kontuzję Zetterstroema. Czy mimo to, Szwed gratulował zawodnikowi z Grudziądza zwycięstwa? - Oczywiście, że mu gratulowałem, bo nie mam do niego żadnych pretensji. Upadek, który mi się tam zdarzył mógł się zdarzyć każdemu z zawodników, bo wynikał z walki na torze. Nie mam pretensji do Artura, bo to fajny kolega. Nie chcę mieć wrogów w żużlu. Może następnym razem to ja będę winny czyjegoś upadku? Tak to jest w tym sporcie - zauważył Magnus Zetterstroem, który liczy, że przez długi czas już nie upadnie. - Wyczerpałem swój limit upadków na długie lata. Miałem trzy upadki w dwa dni! Teraz mam spokój na jakiś czas - zaśmiał się sympatyczny zawodnik jeżdżący już trzeci sezon w gdańskim klubie.


Zetterstroem podczas spotkania w Grudziądzu

Źródło artykułu:
Komentarze (0)