- Przyznam szczerze, że ja też nie bardzo wiem, o co chodzi. Dostałem informację w biurze zawodów od sędziego, że mecz kończy się wtedy, kiedy zostaje zgodnie z regulaminem podpisany protokół zawodów. Taki protokół został podpisany, nie odnotowano tam żadnych protestów i w związku z tym temat jest jakby spekulacją medialną i nie ma tutaj o czym gadać. Tym bardziej, że nie wiem nawet, którego z zawodników miał dotyczyć. Biorąc jednak pod uwagę zdobycze punktowe naszych żużlowców, wynik i tak byłby z bonusem, więc nie wiem, czy w tej sytuacji protest cokolwiek by zmienił - powiedział dla portalu SportoweFakty.pl kierownik parku maszyn podczas niedzielnego meczu, a na co dzień wiceprezes stowarzyszenia ZKŻ, Jacek Frątczak.
- Obserwując to, co działo się w parkingu między zawodnikami, drużyna z Torunia ma dużo poważniejszy problem niż my. Różne życiowe utarczki, jak wszędzie. Widziałem mnóstwo nerwowości z ich strony w związku z tym. Składanie protestu niewiele by zmieniło, a myślę, że problemy są głębiej. Nie mnie jednak to oceniać. My zaczynamy krok po kroku odbudowywać to, co było w ubiegłym roku i mam nadzieję, że spotkamy się we wrześniu na finałach, czego sobie bym życzył - zakończył nasz rozmówca.
Zapytany o szczegóły protestu Jacek Frątczak powiedział, że o to należy spytać stronę toruńską. Niestety, nie było takiej możliwości, bo w parkingu po konferencji prasowej nie spotkaliśmy już żadnego z zawodników ani działaczy toruńskiego klubu. Greg Hancock, którego podobno miał dotyczyć ten protest, o całej sytuacji dowiedział się od zielonogórskich dziennikarzy i dość mocno zdziwiło go pytanie na ten temat.