Mateusz Klejborowski: Panie prezesie, długo możemy rozmawiać o sprawach stricte sportowych, ale jednak temat finansów Startu jest nieunikniony. Kibice martwią się o stan klubowej kasy, tym bardziej, że wpływy z biletów, które są istotną częścią budżetu są mniejsze niż w ubiegłym roku.
Arkadiusz Rusiecki: - Rzeczywiście, frekwencja jest niższa niż zeszłym sezonie, ale widać wyraźnie, że odpływ kibiców ze stadionów żużlowych nie dotyczy tylko Gniezna. Patrząc na dane z innych obiektów, my jeszcze nie mamy tragedii. Najgorsze, że kalkulowana średnia frekwencja na ten rok, uwzględniająca już margines błędu, jest znacząco różna od rzeczywistej. To powoduje deficyt budżetowy i generuje straty, czyli mówiąc wprost, zadłużenie.
Nie ukrywam, że spadek liczby kibiców na stadionie jest zastanawiający. Bowiem nie dość, że w tym roku I liga jest piekielnie mocna, a co za tym idzie bardziej interesująca, to jeszcze zespół Startu długo spisywał się bardzo dobrze.
- To złożony problem i pewnie przyczyn jest kilka. Ubożejące społeczeństwo, zdemolowany kalendarz rozgrywek, przekładane mecze, a przede wszystkim nakładające się spotkania tydzień po tygodniu. Trzy mecze w miesiącu to zbyt duży wydatek dla kibica, zwłaszcza jeśli idzie na mecz z rodziną, kupi sobie na stadionie kiełbaskę lub pamiątkę klubową i wypije piwko. Bilety nie należą do najtańszych, bo drużyna jest stosunkowo droga jak na pierwszą ligę. Staramy się jak możemy aby mimo tych przeciwności, kibiców na stadion ściągać. Wyniki są chyba zadowalające i emocji w meczach nie brakuje. Organizujemy ponadto szereg konkursów, promocji, działań marketingowych i aktywności dla kibiców. Funkcjonuje na Wrzesińskiej tzw. strefa kibica, w której pokazujemy ekstraligowe mecze w telewizji. Staramy się wespół z właścicielami stadionu, aby obiekt stawał się coraz bardziej przyjazny i wygodniejszy dla kibiców, oczywiście w ramach naszych możliwości. Udostępniamy darmowy Internet dla kibiców i dostarczamy im wszelkich niezbędnych informacji o klubie. Nie zawsze jednak efekty pokrywają się z naszymi przedsezonowymi kalkulacjami, które niestety coraz częściej w żużlu przypominają grę w "chybił - trafił". Kalkulacje i planowanie to jedno, a życie i szara rzeczywistość to drugie. Lekko nie jest i nie jestem chyba jedyny, który boi się o przyszłość żużla w naszym kraju.
Chociaż mecze w Gnieźnie są coraz ciekawsze, to jednak kibiców przychodzi mniej
Zatem co należy zrobić, że w rundzie finałowej zachęcić jednak kibiców do przyjścia na stadion?
- Sądzimy, że należy kontynuować działania, które rozpoczęliśmy. Nadal rozwijać projekty tworzone z myślą o kibicach. Dodatkowo, co mam okazję zakomunikować po raz pierwszy, dzień po ostatnim meczu Startu w rundzie finałowej, zarząd naszego klubu podjął decyzje o obniżeniu cen biletów na mecze rundy finałowej. Chcemy je zrównać z cenami z ubiegłego roku. Niech to będzie ukłon w stronę tych wszystkich, którzy w roku ubiegłym tak licznie gromadzili się na naszych meczach, a być może w bieżącym sezonie mają kłopot aby wysupłać tych kilka złotych więcej na wejściówkę. Krótko mówiąc, kibice Startu będą mogli oglądać w akcji najlepsze w tym roku zespoły pierwszej ligi taniej niż dotychczas. Wierzymy, że nasi sympatycy to docenią i pomogą nam w spokoju dokończyć sezon i jeszcze namieszać wśród tych najmożniejszych. Naszym kibicom, którzy naprawdę są dla nas ważni, szykujemy też małą niespodziankę w postaci dodatkowej imprezy, ale o tym więcej powiemy kiedy indziej.
Wspomniał pan, że m.in. spadek liczby kibiców ma niekorzystny wpływ na stan klubowej kasy. Sympatycy Startu powinni się martwić?
- Tak, mamy powody do zmartwień, co trochę odbiera nam radość z realizacji planów w "górnej czwórce". Nie wińmy jednak za taki stan rzeczy tylko kibiców. To byłoby nieuczciwe z naszej strony. Drużyna wiele spotkań wygrywała bardzo wysoko, a to musi kosztować. Naszym przedstawicielom handlowym, mimo iż są niezwykle kreatywni, nie udało się "ściągnąć" z rynku więcej pieniędzy niż przed rokiem. Swoje wydatki, inwestycje i zwyczajne biznesowe problemy miewają również nasi stali partnerzy, reklamodawcy i sponsorzy. Musimy to rozumieć, bo cieszymy się, że mimo swoich mniejszych, czy większych kłopotów są z nami. Sęk w tym aby te wahania rozumieli także nasi partnerzy, dla których to my jesteśmy płatnikiem. Bywa z tym różnie, ale to nie nowość. Tak było i pewnie będzie zawsze. Staramy się jak możemy aby ciągnąć ten wózek, bo go kochamy.
Jak na zaległości reagują zawodnicy?
- Dotychczas z wyjątkowym zrozumieniem. Nie mogę jak dotąd złego słowa w tym temacie powiedzieć. Rozumieją sytuację. Rozmawiam z nimi otwarcie, nie kryjąc niczego, a przede wszystkim ich nie oszukując, bo to najgorsze co można byłoby zrobić. Wiemy, że nie jest to dla nikogo komfortowe ale też chcę podkreślić, że nie brakuje nam jeszcze "na chleb". Walczymy o każdy grosz, aby naszym chłopakom nie brakowało na podstawowe rzeczy, takie jak remonty, serwisy, wyjazdy, opony, oleje i ZUS-y. Nie przelewa nam się, ale też nie udajemy, że jesteśmy potentatem w branży. Przy okazji chcę zawodnikom za to zrozumienie w imieniu swoim i zarządu serdecznie podziękować. Nikogo nie oszukamy, nie okłamiemy i nie zrobimy "w balona". Musimy dać radę!
Zawodnicy problemy finansowę przyjmują ze zrozumieniem
Jaki jest sposób Startu na wyjście z tej trudnej sytuacji?
- Mówiłem o tym wielokrotnie. Tworzenie i ciągłe poszukiwanie alternatywnych źródeł finansowania dla klubu. Nawet drobnych, ale wielu. Nie możemy się ciągle oglądać, i nie robimy tego, na dochody z kibiców i ze środków samorządowych. Szukamy pieniędzy wszędzie gdzie się da, nawet poza Polską. Pierwsze efekty tych działań już są, ale trzeba je podwajać, potrajać i mnożyć. Tworzymy nowe projekty, czasem dość karkołomne w tym sporcie, mamy ciągle nowe pomysły i wizje, ale te działania będą przynosić znaczący efekt dopiero za kilka lat. W tej chwili to wszystko dopiero się rodzi.
Sprawdza się pomysł z klubowymi produktami? Mam tu na myśli napój energetyzujący STARTer, pizzę STARTella, sieć taksówek Start Taxi czy telewizję internetową Start TV.
- Na pewno nie tak aby z tego utrzymać klub, ale kilka tysięcy złotych z każdego z tych projektów daje nadzieję na rozwój. Takie poboczne źródła dochodów stosuje się w setkach klubów, nie tylko żużlowych. Wpływy z tych aktywności będą znaczące dopiero wtedy kiedy ugruntują się w świadomości kibica, a przede wszystkim wówczas, gdy będzie ich nie kilka, jak na razie, a kilkadziesiąt. Jak się nie ma szczęścia do dużych, strategicznych, tytularnych sponsorów, to trzeba się ratować tymi drobniejszymi. Każda z tych dodatkowych aktywności jest dla nas właśnie takim drobnym sponsorem. Niech będzie z każdej rocznie pięć tysięcy złotych, a miejmy ich kilkadziesiąt, to będą już znaczące pieniądze. W mojej opinii należy to kontynuować, choć zdania wśród moich współpracowników są podzielone.
Może w tym stanie rzeczy należy pomyśleć już o następnym sezonie?
- Oczywiście, że jest już czas. Myślimy, liczymy i przymierzamy się, ale to już temat na zupełnie osobną opowieść...