Jarosław Handke: Gdyby otrzymał pan propozycję zostania przewodniczącym Głównej Komisji Sportu Żużlowego, zdecydowałby się pan na to?
Witold Skrzydlewski: Ja mam za dużo funkcji. Niech pan zwróci uwagę w ogóle, jak chory jest regulamin. Zbierają się przedstawiciele wszystkich klubów, wybierają spośród siebie bodajże dwunastu członków i z nich Polski Związek Motorowy wybiera GKSŻ. To jest tak jak za Stalina! Jak chciałem udowodnić, że miałem rację, to wygrałem i pan pewnie doskonale o tym wie. Wygrałem w GKSŻ, PZM-ocie, PKOL-u i Sądzie Najwyższym procesy.
Mówi pan o pamiętnym meczu ze Startem Gniezno?
- Tak jest. Chodziło o przyznanie walkowera. Do dzisiaj nie ma nam kto pieniędzy oddać. Ja się nie chcę dalej procesować, ośmieszać, bo to nie ma sensu. Ja nie jestem prezesem klubu ani jego członkiem. Jak potrzebuję, to korzystam z notarialnego upoważnienia, które pozwala mi na głosowanie. Kiedyś napisałem, że sędzia "oprócz tego, że jest ślepy i głuchy, to jeszcze mało inteligentny. Korespondencję proszę kierować pod adresem: Krematorium, ulica Zakładowa 4." Niektórzy się na to zdenerwowali. Ale gdybym nie miał racji, to by mnie pozwali do państwowego sądu. Jakoś mnie nie pozwali.
Na meczach ligowych w Łodzi frekwencja, jak na drugoligowe warunki, jest niezła. Półfinał IMP obejrzało jednak tylko tysiąc osób. Z czego wynika taka rozbieżność pana zdaniem?
- Wynika to z prostej przyczyny: Witold Skrzydlewski nie zadbał o wypromowanie tego turnieju. A ludzie, którzy są tutaj przy żużlu tak to promowali, że nikt nie wiedział o tym, że takie zawody będą. Jeśli coś się rozreklamuje, to będzie efekt. W przeciwnym razie przyjdzie pięć osób na krzyż. Ludzie twierdzą, że jak wyślą do redakcji mejla, to dziennikarz sportowy nic nie robi, tylko siedzi i czyta te mejle. Trzeba tego dziennikarza ładnie poprosić, opowiedzieć mu o co chodzi, sprzedać jakąś ciekawostkę. Pan doskonale wie o co mi chodzi. Wtedy taki dziennikarz napisze o tym.
Janusz Filipiak, właściciel firmy z branży informatycznej i główny darczyńca Cracovii Kraków stwierdził niedawno, że na inwestowaniu w polską piłkę nie da się zarobić. Sytuacja z klubem żużlowym ma się chyba podobnie.
- Na każdym sporcie zarabiają tylko menedżerowie i zawodnicy. Nigdy nie zarabia właściciel. Trzeba być chorym na umyśle jak Skrzydlewski, żeby pakować takie pieniądze w ten sport. Łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Dam panu taki przykład. W zeszłym roku, gdy jechaliśmy z Rawiczem, zrobiłem mecz za darmo. Ludzie przyszli, wszystko pięknie, ładnie. Mecz się nie odbył, bo trochę deszczu spadło. Uważam, że mógł się odbyć. Kibice wyzwali mnie jeszcze od "ch…". Jeden z nich kazał mi oddać pieniądze za kiełbaski, bo jakieś tam sobie kupił. To dla kogo w takim razie to robić? To lepiej jest kupić Mercedesa, pojeździć nim i go spalić na koniec roku i patrzeć jak się pali, wtedy jest satysfakcja, oglądając taki widok. W tym sezonie dołożyłem już do Orła 1,2 miliona złotych, do końca sezonu będzie to 1,5 miliona moich własnych pieniędzy. Niech mi pan pokaże drugiego takiego wariata.
Na koniec porównam pana do Józefa Wojciechowskiego, który inwestuje pieniądze w piłkarskiej Polonii Warszawa. Obaj jesteście pasjonatami, nie szczędzicie środków. Czy sądzi pan, że pieniądze te będą miały w przyszłości jakieś przełożenie na rozwój tych sportów w Polsce?
- Prawdopodobnie pan Wojciechowski, jak i ja jesteśmy ludźmi z charakterem, którzy po podjęciu się czegoś chcą to doprowadzić do końca. Poza tym w działalności trzeba mieć trochę szczęścia. Ja na pewno w tym żużlu tego szczęścia nie mam. Mogłem awansować do pierwszej ligi w drugim roku działalności. Pan Bóg mnie teraz chyba karze za te rzeczy. Uważałem, że na tamtą chwilę klub nie był przygotowany do awansu. Dziś jest tak jak jest. Na żadne mecze wyjazdowe nie jeżdżę, dałem już sobie spokój. Po co jeździć się denerwować? Dalej podkreślam to, o czym już mówiłem. Dalej nie ma stadionów na wysokim poziomie, jeśli chodzi o żużel.
Coraz lepiej jest za to w tym aspekcie w polskim futbolu, z którym łączyły pana przecież więzi.
- Byłem kiedyś prezesem RTS Widzew, poważnego klubu. Tutaj w Toruniu wybudowano piękny żużlowy stadion. Jest to jeden stadion. Nie jest on może aż taki piękny, ale w porównaniu z innymi na pewno. Buduje się taki stadion i nie przykrywa się toru. Ja nie jestem fanem tego sportu, bo przygotuje się wszystko ładnie, pięknie, zacznie padać deszcz i jest po meczu. Dlatego trudno jest się przebić w telewizji. Przyjadą wozy telewizyjne, bajery, szmery, odwołają mecz i jest pozamiatane. Proszę spojrzeć ile czasu podczas rundy Grand Prix zajmuje to, gdy na torze są szczotki? W tym czasie emocje z pana schodzą. Ja już tego nie oglądam jak deszcz pada, bo patrzenie w kółko na takie prace na torze nic nie daje. Wolę przełączyć sobie na jakiś film. Jeśli nie wybuduje się krytych torów, a uważam, że tak się nie stanie, to nie widzę przyszłości. Kibic może siedzieć pod parasolem, ale zawodnik powinien mieć kryty tor. Wtedy mecz się odbywa bez względu na pogodę. Teraz ważniejsze jest to, by VIP-owie mieli ciepło w tyłek, a na zawodników się nie patrzy. Piłkarska Ekstraklasa ma sponsora pod nazwą Canal Plus. Kluby dostają na sezon po sześć - osiem milionów, za transmisję od sześćdziesięciu do stu pięćdziesięciu tysięcy złotych. To są kwoty. A Polski Związek Motorowy wymyślił, że jeśli nie znalazł pan żadnego operatora, to OK. Ale jak już pan znajdzie, to trzeba płacić za to, że mecz będzie transmitowany. To gdzie my jesteśmy?
W drugiej lidze była to kwota bodaj dwóch i pół tysiąca złotych za mecz.
- Proszę pana, niech będzie to złotówka. Ale trzeba płacić! Jak ja jestem nieudolny w tym Orle, bo nie umiem znaleźć sponsorów, to płacę z własnej kieszeni. Nie każę nikomu płacić za to, że jestem nieudolny. A oni są nieudolni, niech się nie obrażają, niech zaczną działać. Nie jest sztuką to, że wybiorą pana prezesem, sztuką jest to, żeby się przed panem drzwi na salonach otwierały. A jeśli się nie otwierają, to o czym my mówimy? Dlaczego Polski Związek Piłki Nożnej robi obrady w Marriocie w Sobieskim czy w innym renomowanym miejscu? Bo Warszawa to jest serce Polski. A my robimy gdzieś tam indziej. Po co tam robimy? Nie będę tego mówił, ale głupi nie jestem i stwierdzam, że to jest chore. Teraz zjazd prezesów będzie w Opolu. Wie pan, dobrze, że nie w Rawiczu (śmiech). Myślę, że prezes Cieślak już dzisiaj nie śpi i zastanawia się ile nam wrzucić. Głowę daję, że z Lublinem i Ostrowem nie będzie walczył, a z nami będzie. Jestem tego więcej niż pewny.
Dziękuję panu za obszerną rozmowę i zapraszam do lektury niebawem na naszym portalu.
- Kłaniam się. Zaraz mnie będą od "ch…" wyzywać, ale się tym nie przejmuję (śmiech).