Janusz Kołodziej dla SportoweFakty.pl: Kibicuję Lindgrenowi!

Złośliwość rzeczy martwych odebrała Januszowi Kołodziejowi zasłużone miejsce na podium w Grand Prix Challenge. Ewentualny udział Polaka w przyszłorocznej edycji cyklu jest uzależniony od... Fredrika Lindgrena.

Na kilka dni przed turniejem, który decydował o awansie do przyszłorocznego cyklu Grand Prix Janusz Kołodziej podkreślał jak ważny będzie dla niego występ w duńskim Vojens. - Teraz myślę tylko o tych zawodach i muszę się do nich spokojne przygotować. To dla mnie najważniejszy start w tym sezonie.

Niestety wiemy już, że okazał się on również bardzo pechowy. Problemy zaczęły się dopiero w ostatniej serii startów. Kłopoty z gaźnikiem pozbawiły Koldiego szans na zdobycie jakichkolwiek punktów, przez co zmuszony był do wzięcia udziału w biegu dodatkowym. Po starcie z najsłabszego pola startowego nie zdołał dogonić Fredrika Lindgrena i ostatecznie zajął czwarte miejsce w zawodach, dzięki czemu z pewnością będzie pierwszym rezerwowym przyszłorocznego cyklu.

- Bardzo pomogło mi to, że startowałem na tym torze podczas Drużynowego Pucharu Świata. W sobotnim Grand Prix Challenge nawierzchnia była bardzo podobna, dzięki czemu nie miałem zbyt wielu problemów z dopasowaniem motocykli. Myślałem też, że te nowe tłumiki bardziej pomieszają i sprawią więcej kłopotów, ale ostatecznie okazało się, że nie jest tak źle. No cóż, śmieszna sprawa, ale wygląda na to, że nie awansowałem bezpośrednio przez Fredrika Lindgrena, a teraz będę mu kibicował - skomentował swój występ reprezentant Polski i zawodnik leszczyńskiej Unii.

Paradoksalnie największe nadzieje na zostanie pełnoprawnym uczestnikiem Grand Prix 2011 Kołodziej może pokładać właśnie w Lindgrenie. Szwed zajmuje aktualnie dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej i traci tylko jeden punkt do ósmego Andreasa Jonssona. Jeśli awansuje do ósemki najlepszych zawodników, automatycznie zapewni sobie udział w przyszłorocznych rozgrywkach, a wówczas szansę występu w Grand Prix otrzyma pierwszy jeździec z listy rezerwowej, czyli właśnie Janusz Kołodziej.

Komentarze (0)