Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Adrian Gomólski to największy pechowiec w tegorocznej kadrze Startu Gniezno. Nie ma drugiego zawodnika, który uczestniczyłby w tylu różnych kolizjach, w dodatku w większości powodowanych przez rywali. Wystarczy przyjrzeć się trzem ostatnim meczom z jego udziałem, nie uwzględniając spotkania z ubiegłej niedzieli. Start mierzył się kolejno z Marmą Hadykówką Rzeszów i dwukrotnie z Wybrzeżem Gdańsk. Najpierw na torze rywali, a później u siebie. Żadnego z nich "Gomóła" nie ukończył. W żadnej kolizji nie było też jego winy. Z Żurawiami z dalszej jazdy wykluczył go Chris Harris. W konfrontacji z gdańszczanami najpierw Renat Gafurow, a następnie Dawid Stachyra. Nadużyciem byłoby podejrzewanie rywali o celowość działania, ale pewne jest jedno, że w żadnym z tych upadków nie było winy wychowanka Startu.
Nic więc dziwnego, że po spotkaniu z Lokomotivem Daugavpils, Gomólskiego bardziej od dorobku punktowego cieszył sam fakt ukończenia rywalizacji w jednym kawałku. - Najważniejsze, że cały i zdrowy odjechałem dzisiejsze zawody, do tego z dobrym skutkiem - mówił zadowolony. - Szkoda, że mój wynik nie pomógł nam wygrać. Musimy zadowolić się remisem, który tak naprawdę nic nam nie daje. Chcę jednak podkreślić, że Lokomotiv to świetny zespół, który dobrze czuje się na naszym torze. Zawodnicy tego klubu walczyli doskonale, my też dawaliśmy z siebie wszystko, jednak wystarczyło to tylko do remisu. W dalszej części rozmowy, Gomólski skupił się już na swoim występie. Okazuje się, że dziewięć punktów i dwa bonusy zdobyte w potyczce z Łotyszami, to najlepszy występ tego zawodnika w barwach Startu w tym roku. - Szkoda, że dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. Po ostatnim moim biegu, który wygrałem czułem się fantastycznie. Widziałem kibiców, którzy żywiołowo reagowali na mój sukces. Czułem się jak przed laty, kiedy jeszcze jako junior wielokrotnie przywoziłem ważne punkty dla Startu. To coś niesamowitego, trudne do opisania. To trzeba przeżyć, żeby wiedzieć o czym mówię!
Adrian Gomólski znowu na czele stawki. Za nim Kjastas Puodżuks
Zawodnik zdaje sobie sprawę, że jego aktualna dyspozycja jest daleka od oczekiwanej. - Dlatego dziękuję trenerowi, działaczom, że we mnie nie zwątpili - podkreśla. - Mam taką nadzieję, że robią to pod kątem przyszłego sezonu, z którym z kolei ja wiążę wielkie plany. Ten sezon wyjątkowo nie układa się po mojej myśli, czasem mam chwile zwątpienia. Nie ukrywam tego. Zresztą po tylu upadkach moja forma fizyczna też nie jest taka, jak być powinna. Jestem cały obolały, wszystkie upadki zostawiły jakiś ślad. Nie zamierzam się jednak poddawać. Po każdym upadku wstaję, walczę, ale widzę, że brakuje mi tego sportowego szczęścia. Tak naprawdę wszystko ciągnie się od mojego upadku przed dwoma laty z Emilem Sajfutdinowem. Od tamtej pory raz mam z górki, raz pod górkę. Częściej jednak muszę radzić sobie z różnymi problemami. Kiedy wszystko zaczyna iść po mojej myśli, za chwilę znowu dostaję od losu w pysk i wracam do punktu wyjścia. Wiem, że można mieć pecha, ale ile razy? Jestem jednak silny, nie zamierzam się poddawać. Wierzę, że zła karta w końcu się ode mnie odwróci. Dobrze, że mam przy sobie rodzinę, przyjaciół, sponsorów, którzy są ze mną na dobre i na złe. Wierzą we mnie, w związku z czym nie mogę się poddać. Zawiódłbym ich. Muszę myśleć pozytywnie, nie o tym co było, ale o tym co będzie. I tego się trzymam - zakończył 23-letni żużlowiec.