Ze Smoczykiem na 7:2

Pojawił się po cichu, niewielu wiedziało tak naprawdę skąd. Zafascynował go czarny sport. Do reszty. Okazał się ogromnym talentem, w którym wielu upatrywało przyszłej gwiazdy. Startował w tych samych latach co legendarny dzisiaj Alfred Smoczyk. I o ile o słynnym "Fredzie" pamiętają dzisiaj prawie wszyscy kibice, o tyle Tadeusz Kołeczek znany jest jedynie specjalistom. Warto przybliżyć jego postać.

W tym artykule dowiesz się o:

Lider Tramwajarza

Pionierskie czasy to okres kiedy, jak powszechnie wiadomo, formowały się ligi, a sprzęt był dopiero dostosowywany do rywalizacji grupki zapaleńców, którzy na początku 1948 roku startowali w eliminacjach do współzawodnictwa ligowego. Jak opowiadał Marian Kaznowski do dzisiaj nie wiadomo na jakiej podstawie kwalifikowano drużyny do startu w eliminacjach, gdyż chętnych ekip było trzy razy więcej niż startujących. W każdym bądź razie, wśród zespołów zakwalifikowanych po trzech eliminacjach do I ligi, znalazła się drużyna z Łodzi, którą de facto reprezentowały dwa kluby: Tramwajarz oraz Dziewiarski Klub Sportowy.

Pod szyldem Tramwajarza w kwalifikacjach startowali trzej żużlowcy. W ostatniej eliminacji, 23 maja w Grudziądzu Tadeusz Debisz (8 punktów); 2 maja w Pucku Józef Kamiński (15) oraz w łódzkiej, inauguracyjnej eliminacji, trzeci jeździec zawodów, notujący 17 punktów, nasz bohater Tadeusz Kołeczek.

Ich ambitna postawa przyczyniła się do tego, iż Tramwajarz wystartował w najwyższej klasie rozgrywkowej w debiutanckim dla całych zorganizowanych lig w Polsce sezonie 1948. Jakby tego było mało, pierwszy trójmecz odbył się w Łodzi.

Podczas tych zawodów liczyły się jednak tylko dwie z trzech startujących ekip: PKM Warszawa i LKM Leszno. Gospodarze zawiedli ponad siedem tysięcy fanów. Mimo wszystko prym wiódł Kołeczek. Już w pierwszym wyścigu dnia za swoimi plecami pozostawił wielkiego Alfreda Smoczyka! Na dziewięć możliwych oczek wywalczył 7 ulegając jedynie Wąsikowskiemu i Olejniczakowi. Pozostali Tramwajarze do dorobku swojego lidera dorzucili zaledwie dwa punkciki.

W pozostałych eliminacjach nie mając wsparcia w swoich klubowych kolegach odbierał cenne oczka rywalom będąc często jedynym jasnym punktem drużyny.

W ostatecznej tabeli zespół Kołeczka uplasował się na odległej ósmej lokacie. W jego barwach startowali: Tadeusz Kołeczek, Tadeusz Debisz, Józef Kamiński i Witold Kołeczek. Na 50 biegowych punktów połowę zdobył nasz bohater.

Oprócz zapoczątkowania zawodów drużynowych zaplanowano przeprowadzenie finału indywidualnych mistrzostw Polski. Ostatecznie zawody zaplanowane na końcówkę października w Krakowie nie odbyły się, choć ogłoszona została lista zawodników wytypowanych do startu. Pośród wielu znakomitych nazwisk znaleźć można właśnie Kołeczka.

Zresztą jego nazwisko znaczyło bardzo dużo w ówczesnym żużlu. Powoływano go do narodowej kadry, a 26 września w Warszawie wystartował w słynnym meczu przeciwko Czechosłowacji. Zdobył 10 punktów w czterech startach, choć na torze pojawił się wyjątkowo późno, bo dopiero w XI biegu. Pełnił trudną rolę rezerwowego, mimo to w XIII wyścigu dnia wraz z Alfredem Smoczykiem na 7:2 przywieźli czechosłowacką parę, dzięki czemu Polacy wyszli na prowadzenie w stosunku 61:57 i nie oddali rywalom zwycięstwa triumfując ostatecznie 75:73!

Było to zwycięstwo niezwykle radosne. Czechosłowacy przyjeżdżający do Warszawy w roli nauczycieli ponieśli haniebną klęskę, której nie udało się uniknąć pomimo protestów składanych w trakcie trwania spotkania. Powtórzmy zatem jeszcze raz: przełomowym momentem spotkania był podwójny triumf pary Smoczyk - Kołeczek.

Starty od marca do listopada

Sezon 1949 rozpoczął się dla lidera łódzkiej drużyny bardzo wcześnie, bo już w marcu. Uczestniczył w obozach szkoleniowych, które np. na początku maja prowadził czeski instruktor Frantisek Seberka uczący naszych młodych żużlowców jeździć na japach.

Dzień po zakończeniu majowego zgrupowania Tramwajarz startujący pod szyldem Ogniwo - Tramwajarz, również w Lublinie rywalizował w barażu o prawo jazdy w I lidze w sezonie 1949. Udało im się pokonać zespół lokalnych rywali - Włókniarza Łódź (dawny DKS). 22 maja, w kolejnym barażu (tym razem w Bydgoszczy) zawodnicy prowadzeni przez Kołeczka nie zawiedli i prowadzeni przez swojego najlepszego zawodnika (komplet punktów) postawili kropkę nad "i" gwarantując sobie start w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Niestety rywalizacja ligowa nie była już tak pomyślna dla Ogniwa. Jedynym zawodnikiem gwarantującym pewną ilość punktów był właśnie Kołeczek. Toczył boje z najlepszymi, często zwyciężając lub przegrywając o dziesiętne sekundy, jak w pierwszym wyścigu zawodów we Wrocławiu rozegranych 14 sierpnia, kiedy to uległ Smoczykowi uzyskując czas 1:34,6 przy 1:34,0 triumfatora.

W końcowej tabeli Ogniwo Łódź zajęło VII pozycję z dorobkiem 7 punktów. Kołeczek na liście najskuteczniejszych zawodników zajął piątą lokatę ze średnią biegową 2,17. Niepokonanym żużlowcem był Alfred Smoczyk. Niewiele ustępował mu jego klubowy kolega Józef Olejniczak (2,84).

Jednak żużlowiec z Łodzi doskonale spisywał się również w zawodach indywidualnych. W Bydgoszczy 5 czerwca był trzeci w wyścigu z wyrównaniem. Tydzień później pojawił się w składzie reprezentacji Polski na potyczkę ze Szwedami. 7 punktów w 5 startach ujmy nie przynosi. Podczas rybnickiej Rewii Asów zajął drugą pozycję, tuż za Smoczykiem.

Październik był miesiącem w którym Polacy mieli zmierzyć się w kilku potyczkach z reprezentacją Holandii. W szeregach biało - czerwonych nie mogło zabraknąć obiecującego Kołeczka.

9 października w Warszawie bez wątpienia uzyskałby "płatny" komplet, gdyby nie pechowy upadek na pierwszej lokacie w IV wyścigu. Co nie udało się w Warszawie powiodło się w Grudziądzu. Pięć indywidualnych zwycięstw bez zaznania goryczy porażki.

Na zakończenie pracowitego i długiego sezonu Tadeusz Kołeczek zajął z 11 punktami drugą lokatę w Krakowie 6 listopada, podczas turnieju indywidualnego.

Warto wspomnieć o nieudanym dla żużlowca Ogniwa starcie w finale IMP 23 października w Lesznie. Dziesiąta pozycja z 5 punktami nie mogła zadowolić ambitnego jeźdźca. Jednak pewnym wytłumaczeniem jego postawy były sprzętowe problemy, które uniemożliwiły mu między innymi udaną pogoń za bożyszczem kibiców - Smoczykiem, w ostatnim wyścigu zawodów.

Brąz za życia, srebro po śmierci...

W sezonie 1950, co stawało się już tradycją, Kołeczek należał do najskuteczniejszych zawodników rozgrywek ligowych. Nie zawodził także swoich ambicji jeśli chodzi o turnieje indywidualne.

W Pucharze Warszawy był drugi, tuż za Smoczykiem. Doskonale radził sobie we wszystkich zawodach drużynowych w jakich startował. Aż 19 punktów zapisał na swoim koncie w pierwszym testmeczu z Czechosłowakami, 18+2 w kolejnym. Był już październik i wydawało się, że Kołeczek wypełni dziurę jaka powstała po śmierci leszczyńskiej legendy. Wszystko na to wskazywało.

8 października 1950 roku w Krakowie, na nowoczesnym torze zbudowanym wedle angielskich instrukcji odbył się finał rywalizacji indywidualnej.

Niestety, rozpacz po śmierci Smoczyka przysłoniła zdrowy rozsądek. Decyzją PZM zawodnicy mieli rywalizować jedynie o... tytuł wicemistrza, gdyż tytuł mistrza Polski przyznano nie żyjącemu "Fredowi".

Zawody rozstrzygnął na swoją korzyść debiutujący na żużlowych torach w wieku 28 lat Olejniczak. Rewelacją okazał się Kołeczek. Poza pierwszym swoim wyścigiem, kiedy to uległ Olejniczakowi i Florianowi Kapale nie pozostawił cienia złudzenia, kto należy do najwybitniejszych zawodników pionierskich lat polskiego żużla.

Pomimo zajęcia drugiej pozycji w finale ogłoszony został drugim wicemistrzem Polski. Nie doczekał dnia, kiedy Smoczykowi przyznano tytuł Honorowego Mistrza Polski, a zawodników sklasyfikowano według miejsc zdobytych w sportowej rywalizacji... Na szczęście udało się to Olejniczakowi. Chociaż tyle...

Tragiczny koniec

Sezon 1950 dobiegł końca. Maszyny czekały w garażach na nadejście pierwszych promieni wiosny, zbawiennej dla każdego kibica czarnego sportu. Nikt nie kwestionował bezprecedensowej decyzji PZM dotyczącej ogłoszenia mistrza Polski odgórnie. Zawodnicy przygotowywali się, aby kondycyjnie wejść w następny sezon z jak największym impetem i... pracowali.

Tadeusz Kołeczek pełnił funkcję kierowcy łódzkiego ZOO. Żużlowiec uznawany za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego po śmierci Smoczyka, polskich zawodników, zdecydował się na wykonanie robót remontowych dla uczczenia rocznicy Rewolucji Październikowej. 28 grudnia 1950 roku podczas wykonywania tej pracy nastąpił tragiczny wypadek, który doprowadził do śmierci 27 - letniego człowieka...

Rok 1950 zamknął się więc tragicznie dla całej żużlowej społeczności, która mężnie przyjęła odejście dwóch najwybitniejszych zawodników jacy wówczas pojawili się na powstających owalnych obiektach otoczonych wielotysięcznymi grupami fascynatów.

Być może Alfred z Tadeuszem kręcą kółeczka na niebiańskim torze, przyjeżdżając regularnie na 7 do 2, gdyż właśnie po to, zostali stworzeni... Absterget Deus omnem lacrimam ab oculis forum.

Bartłomiej Jejda

P.S.

Alfred Smoczyk zginął 26 września 1950. Dokładnie w drugą rocznicę spektakularnego i nieoczekiwanego triumfu polskiej reprezentacji nad Czechosłowacją.

Komentarze (0)