Tomasz Lorek zaprasza na mecz The Lakeside Hammers - Peterborough Panthers

The Lakeside Hammers zmierzy się na swoim torze z Peterborough Panthers w poniedziałkowym meczu Elite League. Spotkanie pokaże na żywo Polsat Sport. Sytuację obu drużyn przybliża Tomasz Lorek, komentator Polsatu.

Budzik nastawiony na 10.30 uroczo drzemał. Adam Shields przewracał się z boku na bok, rzucał się jak ryba schwytana w sieć. Wyrwał się z objęć snu już o 8 rano. Był niespokojny. Pod zamkniętymi powiekami rysowały się ścieżki obrane na pierwszym wirażu, nożyce na przedostatnim łuku, zmiana zapłonu. Nadciągała jesień 2002 roku. Adam Shields wspaniale ścigał się dla zespołu Isle of Wight w Premier League.

7 września zdobył 13 oczek + bonus w 6 startach w towarzyskim meczu na torze w Rye House. Po meczu wziął szybki prysznic, pożartował z kolegami i udał się w długą podróż na obrzeża Manchesteru. Marzył o zwycięstwie w Premier League Riders Championship. Adam wertował stare gazety i wiedział, że tylko trzem Australijczykom udało się wygrać tą imprezę. W 1972 roku Phil Crump wygrał PLRC reprezentując barwy Crewe Kings, w 1978 roku Steve Koppe jako żużlowiec Canterbury Crusaders, a w 1988 roku Troy Butler (Milton Keynes Knights). Wyobraźnia Shieldsa wędrowała wyżej niż ośnieżone szczyty Cradle Mountain na Tasmanii. - Śniłem, że podczas PLRC będę uczestniczył w najdłuższym wyścigu w historii żużla. Marzyłem, że awansuję do finału, będę pokonywał kolejne okrążenia, ale kierownik startu nigdy nie pokaże mi biało-czarnej szachownicy. Obudziłem się, bo nie wierzyłem, że można jechać przez tyle okrążeń bez dolewania metanolu - wspomina Shields.

Nie mogąc pozbierać myśli, zaparzył poranną kawę, ale zdążył delikatnie naruszyć strukturę cieczy wypełniającej filiżankę, po czym zapadł w sen. Otworzył oczy o 10.25, pięć minut przed sztormem budzika…

Podczas mycia zębów uspokoiła go świadomość, że w trakcie finału Premier League Riders Championship w parku maszyn pomoże mu Phil Crump. "Shieldsy" nie śmiał marzyć, że 30 lat po triumfie Phila, nadejdzie czas na radosną rocznicę. Kilka tygodni przed zawodami w Manchesterze, Adam wypytywał Jasona o ustawienie sprzętu na tor Belle Vue. - Spotkałem Jasona w Poole podczas mistrzostw Elite League. Crumpie nie wdawał się w dłuższe dysputy, tylko zapytał mnie wprost: potrzebujesz silnik na Belle Vue? Nie wiedziałem co powiedzieć, zamurowało mnie. Myślałem, że Jason żartuje sobie w najlepsze. Gdy upewniłem się, że mówi serio, wziąłem od niego silnik i wypróbowałem go w Rye House. Przepięknie latał… Nie śmiałem nazwać Crumpa moim przyjacielem, bo do momentu pożyczenia silnika nieczęsto widywaliśmy się. Nigdy nie odmówił rady w trakcie zawodów, ale nie spędzaliśmy czasu wspólnie, abym mógł stwierdzić, że łączy nas przyjaźń. To był 2002 rok, nie wiedziałem wtedy czy zagrzeję na dłużej w Anglii - opowiada Shields.

Przyjaźń rozkwitła później. 8 lat temu Shields był onieśmielony, a że jest grzecznym i wrażliwym chłopakiem, nie potrafił zapytać Jasona wprost czy może pożyczyć od niego silnik. Myślał wtedy: jak taki gość jak Crump będzie chciał pożyczyć mi dobry sprzęt? Adam podejrzewa, że zadecydowały australijskie korzenie: rodakowi rzuconemu z dala od ojczyzny trudno odmówić pomocy…

Podczas zawodów w Rye House, Adam zanotował upadek. - Nieco zdeformowałem ramę w 15 wyścigu, ale po meczu pokręciłem kilka kółek i wiedziałem, że to nic wielkiego. Lądowałem na twarzy, mój bark zadurzył się w siniakach, lecz nie stanowiło to większego kłopotu. Wiedziałem, że silnik Crumpa jest świetny. Podbudowałem się psychicznie. Pomyślałem sobie: nie ma szans na wymówki jeśli coś schrzanię, bo sprawdziłem sprzęt Jasona, jadę na jego tor, do pomocy mam Phila, więc nie ma innej opcji niż wygrana! - śmieje się Adam.

Australijczyk wygrał PLRC, w nagrodę za zwycięstwo odebrał Jawę. Shields był szczęśliwy, ale pakując Jawę do busa, nie zapomniał, że życie ma wiele kolorów, niekoniecznie nanoszonych radosnym pędzlem. Wspomniał o kuzynie. - Ben o wiele szybciej zakumał o co chodzi w żużlu. Błyskawicznie dojrzewał, bawił się jazdą, gdy trenowaliśmy razem na maleńkim torze w Australii. Przyleciał do Anglii jako 19 - latek, fajnie jeździł, złapał kontuzję, przestał dogadywać się z szefami Edinburgh Monarchs i wypadł z gry. Smutno mi, bo wiem, że łatwo jest wypaść z obiegu, a o wiele trudniej powrócić do jazdy w Anglii. Pozwolenie na pracę nie jest wydawane za ładny uśmiech - zasępił się Adam.

Shields udowodnił, że ciężka, systematyczna praca jest kluczem do zadomowienia się na Wyspach. Był podporą Eastbourne Eagles. Dziś fani Lakeside Hammers nie potrafią sobie wyobrazić drużyny bez Shieldsa. Kapitan młotów będzie motywował kolegów do maksymalnego wysiłku, gdyż porażka w meczu z Peterborough Panthers może pozbawić ekipę Lakeside awansu do play-off. Jon Cook ma problem, bo w sobotę podczas finału mistrzostw par Elite League, partner Shieldsa, Jonas Davidsson, nabawił się kontuzji kciuka. W związku z pechem Szweda, Cook zdecydował się na zastępstwo zawodnika. Ten manewr oznacza, że każdy oprócz Lee Richardsona, będzie mógł pojechać jako zastępstwo za Davidssona. - Zaprzepaściliśmy szansę spokojnego awansu do play-off w miniony piątek. Remis na własnym torze ze Swindon Robins nie przynosi nam chluby. W drużynie gości wspaniale pojechał duet: Leigh Adams - Maciej Janowski. Teraz musimy martwić się o zwycięstwo nad panterami - mówi menedżer młotów Jon Cook.

Sytuacja w Sky Sports Elite League stała się frapująca. Lakeside może nie znaleźć się w gronie 4 najlepszych drużyn jeśli przegra dziś z Peterborough i w czwartek ze Swindon, a Coventry Bees odniosą zwycięstwo na wyjeździe z Belle Vue i w czwartek pokonają u siebie Poole Pirates. Peterborough również ma nóż na gardle, gdyż w piątek 3 września doznało porażki na własnym torze z pszczołami. Mecz miał fascynujący przebieg. Po 14 biegach, Coventry prowadziło 43:41, a "Rosco" widząc wspaniałą jazdę Polaków: Krzysztofa Kasprzaka i Przemysława Pawlickiego, głowił się kogo wystawić w ostatnim, 15 wyścigu. Wybór padł na Kasprzaka i Harrisa. Pszczoły przywiozły remis, który dał im zwycięstwo 46:44. W sobotę Kasprzak z Harrisem wygrali mistrzostwa par w Ipswich. Są w gazie, a to oznacza, że dzisiejsza potyczka Lakeside z Peterborough urasta do rangi dreszczowca. W ubiegłym tygodniu Pantery przegrały dwa mecze u siebie: z Eastbourne (43:47) i Coventry (44:46) oraz wyjazdowe spotkanie z Poole (39:50). Jeśli dziś ekipa "Rosco" wygra za 4 punkty w Manchesterze, a Pantery polegną z Lakeside, wówczas w czwartek 9 września Swales i "Rosco" wylądują w saunie. Tego dnia chłopcy Trevora Swalesa podejmą u siebie Eastbourne, a Coventry zmierzy się z Poole. Mogą decydować rozmiary zwycięstw Panter i Pszczół. Swales był zniesmaczony piątkową porażką Peterborough do tego stopnia, że pokusił się o krytykę podopiecznych. - Proponowałem tym zawodnikom, którzy byli obecni na Wyspach, aby w piątek rano odbyli trening. Tłumaczyłem, że mecz z Coventry jest newralgiczny i wiele zależy od wyniku tej konfrontacji. Na dźwięk słowa trening, niektórzy reagowali jakbym obwieścił epidemię czarnej ospy. W efekcie przegraliśmy i teraz musimy martwić się o wynik meczu z Lakeside. Może część zawodników marzy już o baletach jakie szykują się 6 listopada podczas tradycyjnego przyjęcia na zakończenie sezonu. Zapewniam, że Pink nie przyjedzie - grzmiał Trevor Swales.

Pantery przyjadą na mecz z Lakeside w optymalnym zestawieniu z Bjerre, Iversenem, Batchelorem, Schleinem, Buczkowskim, Tresarrieu i Kościuchem. Szczęście w nieszczęściu panter polega na tym, że Troy Batchelor, który zaparkował na bandzie w piątkowym meczu z Coventry nie doznał poważniejszej kontuzji i wystąpił w niedzielę w barwach Unii Leszno. Nie zmienia to faktu, że o wymarzoną wygraną z Lakeside będzie niezwykle trudno. - Nikt nie mógł lepiej wyreżyserować końcówki sezonu na Wyspach. Trzy ekipy mają szansę na awans do play-off. Po piątkowej porażce ogarnęły mnie wątpliwości czy jesteśmy materiałem na czwórkę czy po prostu nie stać nas na więcej niż szóste miejsce. Wychodzę z siebie, aby znaleźć się w play-off, ale kilku chłopców musi odpowiedzieć sobie szczerze czego chcą od życia. Nie przepadam za arytmetyką i nie chcę liczyć na porażkę Coventry w Manchesterze, bo wiem, że ekipa "Rosco" jest na fali. Wolę cieszyć się z awansu po zwycięstwie nad Lakeside niż odkurzyć liczydło. Wiem jedno: chcemy wygrać z Lakeside, ale wygrać na torze młotów, to jak cwałowanie koniem na biegunach po odchodach - twierdzi Trevor Swales.

Adam Shields spogląda na fotografie z 2002 roku i wie, że dzisiejszy wieczór będzie obfitował w równie niezapomniane wrażenia…

Tomasz Lorek

Komentarze (0)