Zrobimy wszystko, by w Rzeszowie pojawili się naprawdę dobrzy jeźdźcy - rozmowa z Martą Półtorak, prezes Marmy Hadykówki

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Marma Hadykówka Rzeszów jest na dobrej drodze do awansu do ekstraligi. Tuż przed trzema decydującymi meczami I ligi przeprowadziliśmy rozmowę z szefową rzeszowskiego klubu, Martą Półtorak. Pani prezes wypowiedziała się m.in. o potyczkach swojego klubu z Lotosem Wybrzeże Gdańsk.

Mateusz Kędzierski: W minioną niedzielę drużyna z Rzeszowa pokonała na wyjeździe klub z Gdańska w stosunku 54:35. Jak oceni pani ten pojedynek?

Marta Półtorak: To był taki mecz, w którym oba zespoły wystąpiły bez osłabień. Przed tym spotkaniem byliśmy już wjeżdżeni w sezon i myślę, że to pokazało możliwości naszej drużyny, która jest na fali wzrostowej. Uważam, że to jest właśnie taki moment sezonu, w którym zawodnicy dają z siebie wszystko, pokazują, że poznali już tory i swoich kolegów. Liczę, że to jest właśnie ten optymalny poziom drużyny. Zawodnicy udowodnili, że potrafią wygrywać z wszystkimi i wszędzie.

Niektórzy twierdzą, że remis Marmy Hadykówki z Lokomotivem w Daugavpils był takim pierwszym krokiem rzeszowian ku ekstralidze. Drugim, dużo większym, była wygrana w Gdańsku z Lotosem Wybrzeże. Czy zgodzi się pani z takim stwierdzeniem?

- Wszystkie zespoły, które startują w I-lidze, jeżdżą po to, żeby awansować do ekstraligi, taki jest cel. Nie jeździmy o medale, bo o nie jeździ się w ekstralidze. Oczywiście zespoły mają wyznaczone różne cele. Jedne walczą o utrzymanie się w I-lidze, drugie jadą po awans. My od początku mieliśmy cel jasno określony. W sporcie jest jednak różnie, czasami zdarza się tak, że sprzęt zawodzi w najbardziej nieodpowiednim momencie, dodatkowo należy pamiętać, że żużel jest sportem drużynowym. Oczywiście uważam, że te mecze w Daugavpils i w Gdańsku przyczyniły się do tego, że jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli i nie ukrywam, że chcielibyśmy już tam pozostać do zakończenia rozgrywek.

Przed nami rewanżowe spotkanie Marmy Hadykówki Rzeszów i Lotosu Wybrzeża Gdańsk. Zapewne w niedzielę nie powtórzy się taki wynik, jaki miał miejsce w rundzie zasadniczej, gdy gdańszczanie pokonali rzeszowian 44:46.

- Powiem w ten sposób, ten mecz z Gdańskiem, który odjechaliśmy w fazie zasadniczej nie pokazał nawet 50 proc. naszych możliwości. Przypominam, że na siedmioosobową drużynę, jechaliśmy składem z czterema juniorami, a dwóch z nich dość rzadko ściga się w składzie podstawowym. Jeżeli czterech juniorów i trzech seniorów ma pokazać pełnię swoich możliwości, gdzie po drugiej stronie mieliśmy kompletną drużynę, to uważam, że było to trudne zadanie do wykonania. Mogliśmy wygrać, ale się nie udało. Uważam, że to były nierówne siły i ciężko jest cokolwiek oceniać po tym meczu. Oby więcej takich pojedynków nie było.

Jak odniesie się pani do sprawy renegocjacji kontraktów? Jak wiadomo, niektóre kluby I ligi renegocjowały kontrakty ze swoimi zawodnikami.

- Regulamin rozgrywek znaliśmy już od początku. Wiedzieliśmy, że będzie pierwsza czwórka i druga czwórka. Nie znam kontraktów, które były zawierane. Być może, że w tych kontraktach były zapisy o odpowiedniej zdobyczy punktowej. W związku z tym, nie chciałabym się ustosunkowywać do tej sprawy. Należałoby znać zapisy, które dotyczyły obu stron. Oczywiście w życiu gospodarczym, tak jak w każdym innym życiu, pewne rzeczy mogą podlegać renegocjacji. Renegocjacja polega na tym, że siadają dwie strony i przy zmieniających się warunkach czy oczekiwaniach mogą po prostu ustalić nowe warunki. To musi być dojrzała i obustronna decyzja. Jest to dopuszczalne, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć co będzie się działo za pół, czy za rok czasu. Zmieniają się różnego rodzaju warunki i takie renegocjacje mogą mieć miejsce, z tym, że są to renegocjacje, czyli obie strony wypowiadają się i w wyniku wspólnych uzgodnień dochodzą do kompromisu.

W ekstralidze w pierwszej fazie play-off doszło do niespodzianki. Falubaz Zielona Góra wyeliminował Stal Gorzów. Dodajmy, że gorzowianie po rundzie zasadniczej byli na drugim miejscu w tabeli. Czy była pani zaskoczona takim przebiegiem wydarzeń? Wielu twierdzi, że klub z Gorzowa padł ofiarą regulaminu i systemu rozgrywek.

- Ten regulamin powstał wcześniej. Wszyscy wiedzieli jak jest on konstruowany. Rzeczywiście sport rządzi się pewnego rodzaju przypadkowością. Jednak zespół z Gorzowa nie przegrał tylko w jednym meczu, gorzowianie przegrali dwumecz. W tym momencie uważam, że byli oni gorsi. Jeżeli zespół lepszy w tabeli, przegrywa z zespołem z jej końca, to należy dowiedzieć się co było tego przyczyną. Być może wystarczyło to, że nie było jednego z zawodników. Wówczas ten zespół nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki. Tak było również w naszym meczu z Gdańskiem. U nas zabrakło praktycznie dwóch zawodników i też było nam bardzo trudno. Natomiast tutaj zabrakło jednego zawodnika i zespół z czuba tabeli nie nawiązał równorzędnej walki. To świadczy o tym, że zespoły są bardzo wyrównane. W życiu z pewnością trzeba mieć trochę szczęścia, myślę że tego szczęścia zabrakło Gorzowowi i to zespół z Zielonej Góry okazał się lepszy. Powtarzam, że to był dwumecz, nie był to przypadek tylko jednego spotkania. Gorzowianie byli po prostu gorsi.

Pod koniec sezonu żużlowego w Polsce, w Rzeszowie rozgrywany jest Memoriał im. Eugeniusza Nazimka. Jak będzie wyglądała obsada tego turnieju w tym roku? Czy jest szansa na pojawienie się w Rzeszowie takich zawodników jak m.in. Tomasz Gollob, czy chociażby lubiany przez rzeszowską publiczność Nicki Pedersen?

- Nicki (Pedersen - dop. red.) bardzo chętnie pokazałby się przed publicznością rzeszowską. W ubiegłym roku miał być na naszym turnieju, zabrakło go jednak z tego powodu, iż miał urodziny taty, które były od dawna zaplanowane. W tym roku zgłasza taką chęć i bardzo chciałby wystąpić. Myślę, że również inni czołowi zawodnicy przyjechaliby z chęcią do Rzeszowa. Jest jednak kwestia terminów. Wbrew pozorom nie jest łatwo wybrać taki termin, aby odpowiadał większości zawodników. Powiem brzydko, wielokrotnie "kładliśmy się" na terminach. Jeżeli "idzie" liga, to wtedy zawodnicy mimo wszystko w niej wystartują, ciężko jest ich wówczas zebrać. Natomiast jeżeli jest to turniej po zakończeniu ligi, niektórzy wyjeżdżają po prostu na odpoczynek, kończą całą przygodę ze speedway'em w tym sezonie. Na pewno będziemy chcieli, żeby w turnieju zaprezentowali się dobrzy zawodnicy. Żużlowcy już w tym momencie deklarują swój przyjazd, więc termin zawodów będziemy chcieli na dniach ustalić. Ciężko nam było wcześniej ustalić ten termin, bo nie wiedzieliśmy jak się poukłada faza play-off. Gdybyśmy to ustalili z dużym wyprzedzeniem, nie niepokoilibyśmy się, że ktoś nam wskoczy z innym turniejem, albo że zawodnicy są już zajęci. Mając odpowiednio duże wyprzedzenie jest dużo łatwiej. Nie chcieliśmy bukować terminu wcześniej, bo nie wiedzieliśmy jak poukładają się nam mecze. Na pewno zrobimy organizacyjnie wszystko, żeby w Rzeszowie pokazali się naprawdę dobrzy jeźdźcy.

Czy mogłaby pani zdradzić kilka nazwisk żużlowców, którzy zadeklarowali się już, że pojadą w Memoriale Nazimka?

- Deklaracji czołowych zawodników mam już parę, natomiast nie chcę mówić jakie są to nazwiska, bo potem może się okazać, że nie będzie im pasował wyznaczymy przez nas termin. Wtedy kibice powiedzą: "obiecywali, a nie ma". Czasami po prostu trudno nam jest się dopasować z terminem co do kilkunastu zawodników.

Awans Marmy Hadykówki Rzeszów do ekstraligi jest bardzo blisko. Czy myśli pani już o przyszłorocznych rozgrywkach? Mam tu na myśli budowanie składu na sezon 2011.

- Oczywiście, że myślę. Zawsze wybiegami w przyszłość dwuwariantowo - "co by było gdyby"? No tej pewności jeszcze nie mamy, dopóki nie będziemy w tej ekstralidze, to jej mieć nie będziemy. Mimo to, są już pewne rozważania. Jak wiadomo beniaminek ma zawsze trudniej, pozostałe zespoły są już poukładane, mają w miarę czytelny skład. Dla nas jest to budowanie zespołu w nowej rzeczywistości. Uważam, że część zawodników, która jest w naszej drużynie w tej chwili, będzie chciała nadal w niej jeździć. My również będziemy chcieli żeby oni u nas jeździli. Ten pierwszy rok w ekstralidze będzie trochę takim przejściowym rokiem, co nas cieszy, rokiem przejściowym, w znaczeniu, że drastycznie zmienia się pomysł na to co będzie za dwa lata. To z pewnością beniaminkowi, czy to nam, czy komuś innemu, ułatwi zadanie. Nie będzie wtedy takiej strasznej desperacji, skład będziemy mogli budować w sposób bardziej wyważony, dojrzały. Czasami jest tak, że człowiek jest zdesperowany, bo okazuje się, że na rynku transferowym nie ma już takich zawodników, których chcielibyśmy brać pod uwagę przy budowaniu składu.

Źródło artykułu: