- To o co bardzo mocno walczyliśmy, zostało osiągnięte. Bardzo się z tego cieszymy - mówi Grzegorz Zengota. - Nikt po rundzie zasadniczej nie przypuszczał, że będziemy w stanie zajść tak daleko. Osiągnęliśmy to, mamy już srebrny medal, ale to nas nie zadowala, na pewno będziemy walczyć o medal złoty - zapowiada zawodnik. - Do tej pory udowadnialiśmy tym, którzy w nas wątpili, na co nas stać. Mam nadzieję, że w finale będzie nie inaczej i sprawimy niespodziankę - dodaje.
Jednak w finale czeka rywal z najwyższej ligowej półki. Unia Leszno w całym sezonie przegrała zaledwie cztery mecze, z czego trzy różnicą co najwyżej czterech "oczek". Ponadto w Zielonej Górze leszczynianie wygrali 51:39. - Na pewno faworytem będzie Unia. My jednak cały sezon jedziemy w roli "czarnego konia" i teraz będzie pewnie nie inaczej - przyznaje. - Będzie bardzo ciężko, bo Unia jest cały czas w dobrej dyspozycji. Od początku sezonu trzymają ten sam poziom. Wydawałoby się, że będzie im o to trudno, ale niestety... Znaczy, stety - niestety, oni po prostu są w tej dyspozycji cały czas. I to będzie ciężki dwumecz - mówi Zengota.
Pierwsze spotkanie półfinałowe w Zielonej Górze przysporzyło wiele kontrowersji. Piotrowi Świderskiemu odebrano sześć punktów. Czy gdyby zawodnikowi Betardu WTS nie anulowano punktów, drugi mecz wyglądałby inaczej? - Ciężko powiedzieć, teraz można sobie gdybać - odpowiada Zengota. - I tak udowodniliśmy, że należał nam się awans. Nawet gdybyśmy dodali te 6 punktów, to i tak dalej jesteśmy w finale. Wywalczyliśmy to na torze - tłumaczy.
We Wrocławiu zawodnikowi Falubazu wyraźnie nie idzie. W meczu rundy zasadniczej nie zdobył na Dolnym Śląsku punktów, a w minioną niedzielę dołożył do ogólnego dorobku zespołu zaledwie dwa "oczka". - To nie tak, że ten tor mi nie leży... Od pewnego czasu jestem przeziębiony i nie jestem w pełni sił, ale nie chcę się tym absolutnie usprawiedliwiać - wyjaśnia. - W miarę dobrze wychodziłem ze startu, nawet jak wygrałem start w jednym z biegów i wydawało się, że przywieziemy z Gregiem Hancockiem 5:1, to straciłem tę pozycję - opowiada Zengota. Mowa tu o biegu piątym, kiedy zielonogórzanie prowadzili po starcie podwójnie, ale Leon Madsen i Piotr Świderski wyprzedzili Zengotę. - Ten tor jest bardzo specyficzny. Na "normalnym" torze, jak się idzie za kołem swojego zawodnika, to na wejściu w łuk wskakuje na niego i się ustawia w parę. We Wrocławiu jest o to bardzo ciężko, bo najczęściej ten, który jedzie po wewnętrznej, na wejściu odskakuje, co sprawia, że zaczyna "szprycować" swojego parowego - dokładnie tłumaczy żużlowiec.
We Wrocławiu największe wrażenie zrobili kibice Falubazu. Można się spierać, czy było ich 2 000 czy mniej (albo więcej), natomiast pewne jest to, że ich liczbę podawało się w tysiącach, co jest naprawdę sporym wyczynem. - Nigdy nie możemy narzekać na brak kibiców, czy to w Zielonej Górze czy na wyjazdach. Na pewno taka liczna kibiców cieszy, bo trudno znaleźć drugą taką drużynę, za którą staliby tak oddani kibice. My ich mamy, za to im dziękujemy - nie ukrywa radości Zengota. - Oni motywują nas do jeszcze lepszej jazdy, nie chcemy ich zawieść i być może stąd te wyniki - zastanawia się z uśmiechem na ustach. - Razem jedziemy dalej i oby w Lesznie stawili się w podobnej liczbie. Wierzę, że to nas poniesie na szczyt Ekstraligi - kończy.