Bardzo dużo kontrowersji wywołał protest zielonogórzan po meczu z Betardem WTS-em Wrocław. Sędzia Wojciech Grodzki uznał go za zasadny i odjął od dorobku ekipy gości punkty wywalczone przez Piotra Świderskiego, którego motocykl za szybko opuścił park maszyn. W spotkaniu rewanżowym zawodnik ten ponownie pokazał się z dobrej strony, jednak mimo tego nie udało się jego drużynie awansować. - Zrehabilitować i zmienić się nie da tego co się stało. To już się nie odstanie. Starałem się jak mogłem, zresztą tak samo było w środę, ale wszystko poszło na nic. Przegraliśmy dwumecz i będziemy jechać o trzecie miejsce. Jest to jakiś sukces, bo w przedsezonowych spekulacjach nie byliśmy stawiani tak wysoko. Był to udany dla nas sezon, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. W końcu była szansa walczyć o złoto. Zabrakło troszeczkę szczęścia - stwierdził zawodnik Betardu Wrocław.
Czy jest w tym trochę racji, iż tak jak wspomniał w swojej wypowiedzi trener Cieślak, zupełnie inaczej jedzie się mając na minusie osiem punktów, a zupełnie odwrotnie mając tylko dwa oczka mniej? - Niby to nie zaważyło, ale w sporcie ważną rolę odgrywa psychika. Jeśli się odrabia dwupunktową stratę, a ośmiopunktową to inaczej się jedzie. W inny sposób podchodzi się do zawodów i psychicznie inaczej się nastawia. Nie wiem czy nie byłoby inaczej, gdyby był zaliczony ten wynik 46:44 - zastanawiał się żużlowiec.
Nawierzchnia przygotowana na niedzielne spotkanie wydawała się być nieco inna niż dotychczas. Zielonogórzanie radzili sobie na niej znakomicie, drużynie gospodarzy zaś było ciężej wygrywać poszczególne biegi. - Tor był podobny, ale zielonogórzanie jechali równiej. Mieli równiejszy skład. U nas było dodatkowo parę wpadek. Nie wygraliśmy zbyt wielu biegów, trójek również było za mało. Myślę, że to zaważyło, bo jeśli ten zawodnik do pary robi 1 punkt to już jest 4:2. U nas tego brakowało. Było wprawdzie 3:3 ale to nie było odrabianie punktów, a jedynie utrzymywanie wyniku, dla nas niekorzystnego. Byliśmy troszkę słabsi - przyznał "Świder".