Robert Jabłoński stanowisko menedżera ekipy objął na początku czerwca. - Po szeregu porażek, błędach, jakie popełniono na początku sezonu, jak choćby mecz z Gorzowem, prezesi klubu zwrócili się do mnie z propozycją objęcia funkcji menadżera i wsparcia trenera Wardzały oraz kierownika. Objąłem tą funkcję od pierwszego czerwca i od tego momentu prowadziłem drużynę. Końcowy wynik mógł być wyższy, jednak pod koniec sezonu zapłaciliśmy za błędy z początku zmagań w ekstralidze - tłumaczy Jabłoński.
- Moim zdaniem, w tej drużynie naprawdę jest ogromny potencjał. Sebastian Ułamek, Krzysztof Kasprzak, Bjarne Pedersen - to jest trzech zawodników, o których co prawda nie mówi się w cyklach Grand Prix, jednak mogą punktować na dwucyfrowym poziomie w lidze. Do tego wsparcie ze strony juniora Martina Vaculika dało całkiem niezłe efekty. W wielkim stylu awansowaliśmy do pierwszej szóstki, w ciągu jednego tygodnia wygrywając trzy arcyważne mecze. Tarnowowi szóste miejsce się należało, bo bezsprzecznie byliśmy lepszym zespołem od Częstochowy czy Bydgoszczy - uważa menedżer Taurona Azotów.
Jabłoński żałuje, że tarnowianom nie udało się awansować do kolejnej rundy ligowych zmagań. - Jeśli chodzi o play offy, ten zespół, spisywany na straty, potrafił wygrać z Unią Leszno, która w rundzie zasadniczej zanotowała tylko dwie porażki. Pierwszy mecz z leszczynianami przegraliśmy, bo znowu źle przygotowany był tor. Z kolei w drugim podejściu odpowiednio przygotowaliśmy nawierzchnię, treningi zostały dobrze dopracowane. Da się wygrać z wielkim Lesznem - udowodniliśmy to. Co prawda wygraliśmy dwoma punktami, ale to nie ważne - są również i dwa duże punkty. Ja sobie życzyłem, mówiłem o tym chłopakom, że wspaniałym wynikiem byłoby zwycięstwo 48:42, a w Lesznie zdobyte 40 punktów. Od razu mówiłem, że braknie nam czterech punktów. I co? Ja podsumowuję to tak: dwa mecze, trzydzieści biegów, siedmiu zawodników i tylko cztery punkty. Mogliśmy być w półfinale i walczyć z Wrocławiem. O błysk szprychy otarliśmy się o medale, teraz piąte miejsce jest pozycją, która nas musi satysfakcjonować.
Beniaminkowi rozgrywek ekstraligi nie udało się jednak uniknąć poważnych błędów. - Przykład meczu z Gorzowem, kiedy sztab szkoleniowy Tarnowa dał się zaskoczyć gorzowianom. Nie może być takiej sytuacji, że trener ekipy przyjezdnej Czesław Czernicki wraz z jego kierownikami rządzą na naszym torze, rozdają karty. Nie mówię personalnie kto zawinił, ale daliśmy sobie napluć w twarz. To my jesteśmy gospodarzami i my wiemy jak mamy zrobić ten tor, a nie pozwalać, by trener z Tomaszem Gollobem mówili skąd trzeba ściągnąć błoto, gdzie dosypać nawierzchni. To był wielki błąd, przez tego meczu nie udało nam się wygrać - komentuje.
W drugiej części sezonu w składzie Taurona kibice nie zobaczyli już ani Marcina Rempały, ani Patricka Hougaarda. - To była moja decyzja. Teraz po fakcie łatwo jest mówić, kto mógłby jechać, a kto nie. Ja powiem jedno, nie jestem komputerem. Nie myli się ten, kto nic nie robi. Powiedziałem chłopakom: wygracie z Lesznem. Awansujecie do pierwszej czwórki - tym samym składem pojedziecie kolejne cztery mecze. W taki sposób motywowałem chłopaków do jazdy. Nie ma co ukrywać, cztery spotkania więcej to kolejne cztery faktury. Gdyby nie zabrakło czterech punktów do dalszego awansu, dalej nie zastanawiałbym się nad Rempałą czy Hougaardem, chociaż oboje są dobrymi zawodnikami. Muszę przyznać, że Marcin obok Rafała Szombierskiego jest dla mnie największym zaskoczeniem tego sezonu, bo pokazał, że naprawdę umie jechać. Rozmowy czy Hougaard powinien jechać za Monberga lub inaczej, traktuję jako akademickie dyskusje. Oczywiście na pewno znajdzie się ktoś, kto to skrytykuje i powie, że powinien jechać Patrick lub Marcin. Chodź, złóż swoje papiery, zostań menedżerem i wtedy to ja będę krytykował - uważa.
Jak mówi Jabłoński, działacze byłych dwukrotnych mistrzów Polski dobrze wywiązują się ze swoich obowiązków. - Tarnów jest dobrze zorganizowanym klubem. Jak w każdym klubie, są pewne opóźnienia w płatnościach, jednak wszystko jest zapłacone. Prezesi dobrze sprawują swoje obowiązki, dbają o kontakty sponsorskie, kibiców i budują budżet. Nie mogę o nich powiedzieć złego słowa - zapewnia i sugeruje, jakim składem w przyszłym sezonie tarnowianie mogliby powalczyć o lepsze wyniki. - My, szkoleniowcy, zawodnicy mamy wykonać swoją robotę. Mam nadzieję, że każdy chce być najlepszy, nie tylko Tomasz Gollob. Martin chce być mistrzem świata juniorów, Sebastian chce awansować do GP, to samo dotyczy Krzyśka Kasprzaka i innych. Obojętnie jakim składem będziemy dysponować, na pewno będziemy walczyć o najwyższe cele. Na przyszły rok ważne kontrakty mają ostatnia dwójka i Bjarne, a chęć pozostania deklaruje również Vaculik. Sytuacja ma się inaczej z Jędrzejakiem i Monbergiem, którym wygasają umowy. Do wspomnianej czwórki wystarczyłoby dobrać jednego dobrego zawodnika i mamy wspaniały zespół - kończy.
Piąte miejsce zadowala również jednego z głównych sponsorów żużlowców z Tarnowa, Tauron Polska Energia. - Wynik osiągnięty w tym sezonie przez Tauron Azoty Tarnów jest satysfakcjonujący, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że klub dopiero wrócił w szeregi najlepszych. Gdyby nie słaba pierwsza połowa sezonu, pozycja byłaby jeszcze lepsza. Pozostaje mieć nadzieję, że to, co nie wyszło w tym roku, uda się osiągnąć w kolejnym sezonie - mówi Paweł Gniadek, dyrektor Departamentu Komunikacji Rynkowej i PR Taurona. Sprawa dalszego sponsoringu klubu z Mościc przez energetycznego potentata w dalszym ciągu pozostaje otwarta. - Decyzję o współpracy sponsoringowej z różnymi partnerami, bo żużel nie jest jedynym obszarem naszego zainteresowania, będziemy podejmować w czwartym kwartale. Do końca września czekamy na oferty. Jeśli klub złoży atrakcyjną ofertę pod względem liczby świadczeń sponsoringowych i dodatkowo zaproponuje realne wynagrodzenie, jest szansa na kontynuację współpracy. Zapewniam jednak, że nie Tauron Polska Energia będzie decydować, kogo klub zatrudni w przyszłym sezonie. My jesteśmy sponsorem, który oczekuje od swego partnera dobrych wyników sportowych, wysokiego ekwiwalentu reklamowego i tłumów na stadionie. O transferach niech decyduje zarząd klubu - zaznacza Gniadek.