- Unia Leszno była dla nas po prostu za mocna. Z przekroju całego sezonu są drużyną lepszą. Trzeba oddać im honor i pogratulować, bo zasłużenie wygrali. Są na chwilę obecną lepsi od nas i nie ma co się za bardzo nad tym rozwodzić i tłumaczyć - skwitował po meczu Piotr Protasiewicz.
Przed Falubazem jeszcze rewanż na torze w Lesznie. Zielonogórzanie będą chcieli się tam zaprezentować z jak najlepszej strony. - Wiadomo, że nie spakujemy się teraz i nie wyślemy do Leszna samych juniorów świeżo po licencji. Podziękowanie należy się przede wszystkim naszym kibicom. My może i będziemy srebrnymi medalistami, ale nasi kibice są złotymi. Jestem dumny i szczęśliwy, że mogę dla nich jeździć, bo są najlepsi w Polsce, a nawet na świecie. Nie opuścili nas w trudnych momentach, wierzyli w nas na początku sezonu, kiedy nam nie szło. Z perspektywy tego, co działo się u nas przez cały rok, srebro jest wielkim sukcesem. Bardzo dziękujemy kibicom i do Leszna jedziemy walczyć dla nich. Nie poddamy się oczywiście i postaramy o dobry wynik - zapewnił kapitan klubu spod znaku Myszki Miki.
Niedzielny mecz z Unią Leszno zakończył się takim samym wynikiem jak spotkanie w rundzie zasadniczej. - Teraz jeździliśmy na torze twardym, w rundzie zasadniczej na przyczepnym. Tu i tu przegraliśmy, więc po prostu na chwilę obecną jesteśmy drużyną słabszą. Drugą w Polsce, ale nie najlepszą - stwierdził "PePe".
Jak 35-letni zawodnik podsumowałby kończący się powoli sezon 2010? - Jestem bardzo zadowolony, bo to był trudny sezon. Został jeszcze jeden mecz do jego końca, ale już można powiedzieć, że naprawdę był trudny. Było wiele sytuacji przeciwko nam. Kończymy go jednak w miarę przyzwoicie, w finale. Podejrzewam, że wszystkie drużyny, z wyjątkiem oczywiście Unii Leszno, chciałyby jechać w tym finale. Zrobiłyby pewnie wszystko, żeby to osiągnąć. My, mimo że sezon zaczęliśmy nieciekawie, kończymy go w dobrych nastrojach. Owszem, polegliśmy. Wiedzieliśmy, że aby mieć szansę, lub choćby cień szansy w rewanżu, musieliśmy w niedzielę wygrać, najlepiej minimum dziesięcioma czy dwunastoma punktami. Takie były nasze założenia. Niestety, nie udało się. Po prostu byli dla nas za silni - zakończył Protasiewicz.