Z Rissem czy bez niego... i tak bym wygrał! - rozmowa z Joonasem Kylmaekorpi, Mistrzem Świata na długim torze

Fin o typowej dla tego kraju urodzie - blond włosach, jasnej cerze i niebieskich oczach, od soboty nosi tytuł Mistrza Świata w wyścigach na długim torze. Joonas Kylmaekorpi, który doskonale znany jest kibicom żużla, albowiem ściga się zarówno w Polsce, Anglii, jak i Szwecji, słynie z zamiłowania do longtracku. Mając na swoim koncie dwukrotne wicemistrzostwo w tej dyscyplinie, w obecnym sezonie spełnił marzenie o złotym medalu.

W tym artykule dowiesz się o:

Kylmaekorpi urodził się w Szwecji, aczkolwiek jego rodzice są Finami i pomimo podwójnego obywatelstwa, Joonas w sportowej karierze reprezentuje barwy "biało-niebieskie". Zamiłowanie do dwóch kółek ma od dziecka, choć kontuzje trapiły go zawsze. To właśnie będąc malcem nabawił się bowiem blizny na policzku, która do dziś przypomina mu o nauce jazdy na rowerze. Później trenował różne dyscypliny od piłki nożnej do zapasów. W rezultacie wybrał jednak karierę w sportach motocyklowych. Ścigając się na żużlu dotarł między innymi do cyklu Grand Prix, gdzie jego dobre sezony nagradzano dziką kartą na skandynawskie turnieje, a na długim torze, gdzie także rywalizuje, spełnił swoje marzenia. Joonas Kylmaekorpi w poniższym wywiadzie opowiada o kulisach zdobywania tytułu Mistrza Świata, który świętował podczas turnieju w czeskich Mariańskich Łaźniach.

Sandra Rakiej: Joonas, ile razy pytano Cię już, jak to jest być Mistrzem Świata?

Joonas Kylmaekorpi: To jest pytanie, które w przeciągu ostatnich dni rzeczywiście zadawano mi najczęściej, ale tak na prawdę nie ma na nie dobrej odpowiedzi. To uczucie, którego nie można wyrazić słowami, bo to mieszanka podekscytowania, satysfakcji, zaskoczenia, a na końcu miałem po prostu pustkę w głowie.

Zgaduję więc, że właśnie dlatego nie byłeś w stanie rywalizować na sto procent swoich możliwości podczas Grand Prix w Mariańskich Łaźniach, gdy po drugiej serii wyścigów byłeś już pewien tytułu?

- Tak, było mi dość trudno wrócić na motocykl, gdy wiedziałem, że zostałem mistrzem. To są zawody Grand Prix i przed każdym turniejem muszę pracować nad koncentracją tak bardzo, jak nad motocyklami czy formą fizyczną. Zatem, gdy zdawałem sobie sprawę z tego, że za kilka godzin złoty medal zawiśnie na mojej szyi, trudno było mi wyrzucić tę myśl z głowy i wrócić do rywalizacji. Chciałem ukończyć ten turniej, ale bez żadnej presji.

Od tytułu Mistrza Świata dzieliło Cię przed ostatnią rundą zaledwie sześć punktów, a zatem nie za wiele. Jednakże przed samymi zawodami byłeś ogromnie zestresowany!

- W tym sezonie bez względu na to, jaką miałem przewagę w klasyfikacji, nigdy nie czułem się zrelaksowany. Gdy sięgnęła ona szesnastu punktów, ludzie już wkładali mi na głowę koronę, ale ja wiedziałem, że to sport i bałem się, że wszystko może się zdarzyć. Co jeżeli podczas Grand Prix w Vechcie, przytrafiłby mi się defekt albo upadek i nie dostałbym się do półfinału? Jak chce się zostać mistrzem świata, nigdy nie można się za niego uważać samemu – we własnej głowie, dopóki to się naprawdę stanie.

Od lewej, Paul Knott, Joonas Kylmaekorpi, Chris Geer - koncentracja przed wyścigiem

Gdy wreszcie wywalczyłeś pierwsze miejsce, czułeś się tak, jak to sobie można wyobrazić?

- Nigdy wcześniej nie byłem Mistrzem Świata, nie miałem pojęcia jakie to uczucie. Ne starałem sobie nawet wyobrazić, jak to będzie. Wszystko było więc dla mnie takie nowe, nieprawdopodobne.

Pracowałeś na ten sukces przez kilka lat, w tak zwanym międzyczasie dwukrotnie wywalczając wicemistrzostwo. Jednakże nawet teraz są ludzie, którzy mówią, że w tym roku miałeś dużo łatwiej, bo po drugiej rundzie z powodu kontuzji z cyklu wycofać się musiał Gerd Riss (obrońca tytułu).

- Z Rissem, czy bez niego, to bez znaczenia - i tak bym wygrał. Oczywiście byłoby mi dużo trudniej, ale w tym sezonie byłem wystarczająco dobry. Absolutnie podziwiam Gerda, bo jest świetnym sportowcem, który osiągnął bardzo dużo w swojej karierze. Jednakże włożyłem tyle pracy we własne przygotowanie do tego sezonu, że osiągnąłem najwyższy poziom. W poprzednich latach zawsze mi czegoś brakowało, ciągle coś szło nie tak, w głównej mierze kontuzje powstrzymywały mnie przed walką o złoto.

Kiedy już się jest mistrzem świata, to czasem trudno o motywację, aby walczyć o to samo w kolejnym sezonie. Myślę jednak, że powrót Rissa do gry będzie czynnikiem, który da Ci "kopa"?

- Zdecydowanie tak! Ciągle są ludzie, którzy myślą, że nie zdobyłbym mistrza, gdyby Riss startował, więc za rok mam im coś do udowodnienia. Obaj staniemy na starcie i zobaczymy, jak to się skończy. Mam również nadzieję, że Gerd szybko wyzdrowieje, bo jego kontuzja była dla mnie wielkim rozczarowaniem.

Kibice widzą tylko waszą ostrą walkę na torze, a nie to, co dzieje się poza nim. Pojechałeś do szpitala odwiedzić Rissa dzień po jego karambolu, co jest z Twojej strony pięknym, fair-play zachowaniem.

- To było dla mnie oczywiste, że powinienem pojawić się tam, chociażby po to, aby wyrazić mu swoje wsparcie i szacunek. Byłem szczerze zaniepokojony jego stanem zdrowia, po prostu jak zwykły człowiek, który martwi się o przyjaciela. To naprawdę wszystko - i nie ma co robić z tego wielkiej sprawy.

Poza tym, dokładnie jednak wiesz, co czuje Riss, bo kontuzja wykluczała cię z walki kilkukrotnie. Bywałeś w szpitalu i w tym samym czasie, jak mówi znana piosenka – show musiało trwać dalej (Queen - the show must go on) i faktycznie trwało, ale bez Ciebie...

- Dokładnie tak właśnie jest. Inny utwór mówi zaś, że zwycięzca zgarnia wszystko (Abba - The winner takes it all) i to również prawda. Nawet gdy zdobywałem tytuł wicemistrza świata, to i tak czułem, że to nie wszystko. Przez kilka lat byłem blisko złotego medalu, ale nie wystarczająco blisko aby go mieć, głównie ze względu na kontuzje. Wtedy strasznie trudno jest znaleźć siłę, aby po raz kolejny stawać do walki. Teraz mogę w końcu powiedzieć, że rzeczywiście było warto podejmować ten wysiłek.

Stadion w Mariańskich Łaźniach

Longtrack nie jest zbyt popularny w Polsce czy Szwecji i wielu kibiców myśli, że gdyby najlepsi żużlowcy na świecie stanęliby do walki w Grand Prix na długim torze, to po prostu zmiażdżyliby rywali!

- Ale utytułowani przedstawiciele speedway'a brali udział w tych zawodach! Jason Crump i Tomasz Gollob rywalizowali na długim torze. Wystarczy spojrzeć na fakty, Crump był siódmy kilka lat temu w Grand Prix, które odbyło się w Nowej Zelandii, a Gollob również zajął podobną pozycję. To chyba najlepiej pokazuje, że te wyścigi nie są taki proste, jak ludzie myślą...

A zatem żużlowcy nie mają łatwiej ze względu na swoją wiedzę i doświadczenie?

- Oczywiście, że daje im to pewną korzyść, ale powyższe przykłady pokazują, że same umiejętności jazdy na żużlu nie wystarczą. Są różnice pomiędzy wyścigami na długim torze i speedway'em, bo podczas tych pierwszych ściga się z większą mocą, prędkością i oczywiście na dłuższym torze. Ogólnie myślę jednak, że obie dyscypliny mogą przynosić zawodnikowi wymierne korzyści, bez znaczenia czy chce się zostać mistrzem świata na żużlu czy długim torze. Longtrack nauczyć bowiem może elastyczności, giętkości na motocyklu, a także większej odwagi, która potrzebna przecież jest aby zaatakować przy prędkości 190km/h. Co więcej, ważna jest również odporność na ból, bo "szpryca" na długim torze jest zdecydowanie bardziej odczuwalna ze względu na to, że zawiera cięższe i większe kawałki nawierzchni. Niemniej jednak żużel uczy przecież techniki, która tak bardzo potrzeba jest na przykład przy pokonywaniu łuków.

Czołowi zawodnicy obecnej klasyfikacji Grand Prix na żużlu to: Gollob, Crump, Hampel. Myślisz, że któryś z nich byłby w stanie zwyciężyć dziś z Tobą na długim torze?

- Nie chcę, aby zabrzmiało to jak przechwałki, ale nie sądzę, że byliby w stanie... To jest trochę inna "gra" i pewnie mogliby osiągnąć w longtracku taki sam poziom jak na żużlu, ale zajęłoby to trochę czasu poświęconego na trening. Swoją drogą ciekawie byłoby rzucić im takie wyzwanie.

Wielki sportowiec - Michael Schumacher powiedział: Nigdy nie myśl, że sukces jest wyłącznie Twoją własną zasługą. Gdy zaczniesz słuchać tylko siebie, wykonasz pierwszy krok na dno. Kwiat zwycięstwa dojrzewa w wielu wazonach.

- Zawsze wiedziałem, że Schumacher to mądry gość i również tym razem podpisałbym się pod jego słowami. Nigdy nie byłbym w tym miejscu, gdyby nie wspaniałe zaangażowanie wielu osób. W pierwszej kolejności podziękować muszę moim mechanikom: Chrisowi Geer i Paulowi Knott, którzy włożyli wiele wysiłku w swoją pracę. W tym sezonie nigdy nie miałem defektu w zawodach na długim torze i to chyba najlepiej odzwierciedla ich profesjonalizm. Ponadto jestem niezmiernie wdzięczny Marcelowi Gerhardowi, mojemu tunerowi, za "rakiety", które przygotowywał mi na Grand Prix. Dziękuję również firmie GM za wyposażenie mnie w silniki.

Joonas Kylmaekorpi z medalem Mistrza Świata

Zacytowałam Michaela Schumachera – ikonę sportów motorowych, ale zdobycie tytułu Mistrza Świata również Ciebie zapisuje na kartach historii i daje możliwość spotkania sławnych osobistości.

- Tak, uczestniczyć będę bowiem w spotkaniu z Prezydent Finlandii. Mój kraj nie osiągnął spektakularnego sukcesu w sportach motocyklowych już od dłuższego czasu. Ostatni raz Fin – Timo Laine był mistrzem świata na długim torze w 1961 roku.

Co więcej, złoty medal zostanie Ci wręczony na gali mistrzów FIM, która w tym roku odbędzie się w Portugalii.

- Zdecydowanie nie mogę się doczekać, gdy usiądę przy jednym stole z Valentino Rossim, który zawsze zapraszany jest jako gość honorowy, bez względu na to czy zdobywa tytuł czy nie, a także za pewne z Tomaszem Gollobem. Już czuję, że to będzie wspaniały wieczór.

Jeżeli mowa o świętowaniu, Ty nie wypiłeś nawet lampki szampana po wywalczeniu mistrzostwa, nie mówiąc już o wielkiej imprezie, której wielu by się przecież spodziewało!

- Kolejnego dania po Grand Prix uczestniczyłem w bardzo ważnym meczu ligi polskiej i po prostu nie było takiej opcji, żeby zostać i imprezować. Co prawda ogromne ilości szampana zostały na mnie wylane na podium podczas dekoracji! Niemniej jednak mój sezon na żużlu jeszcze się nie skończył i na świętowanie przyjdzie czas później.

Na koniec powiedz, ile osób musiało Cię nazwać "mistrzem", aby ta informacja do Ciebie naprawdę dotarła?

Setki... To wcale nie było dla mnie takie oczywiste, choć medal miałem już na szyi. Nawet mój mechanik powiedział, że to najszczęśliwszy dzień w jego życiu, a ja prawdziwie radosny czułem się dopiero dzień, dwa po turnieju...

Komentarze (0)