Drabik nie dostał tytułów za ładny uśmiech - rozmowa z Jarosławem Dymkiem, menadżerem Włókniarza Częstochowa

Włókniarz Częstochowa przegrał czterema punktami w Gdańsku z tamtejszym Lotosem Wybrzeżem pierwsze spotkanie barażowe o Speedway Ekstraligę. W kontekście rewanżu biało-zieloni stawiani są więc w roli zdecydowanych faworytów. Menadżer ekipy spod Jasnej Góry, Jarosław Dymek, po meczu odpowiedział nam na kilka pytań. Stroni on od hurraoptymizmu.

Mateusz Makuch: Mecz w Gdańsku. Wydaję mi się, że przebieg spotkania specyficzny, bo inicjatywę przejmowała raz jedna, raz druga drużyna. Co pan sądzi o tym spotkaniu?

Jarosław Dymek: Przed wyjazdem do Gdańska liczyliśmy się z tym, że będzie to szalenie ciężki pojedynek. Zresztą po pokonaniu w dwumeczu Polonii Bydgoszcz kompletnie nie kalkulowaliśmy, czy lepiej będzie jechać właśnie z Gdańskiem, Gnieznem, czy też Daugavpils. Każda z tych drużyn prezentuje określoną wartość i nikogo nie wolno lekceważyć. Co roku przed barażami wszyscy wskazują jako faworyta drużynę z wyższej ligi. Niby jest w tym trochę racji, ale ci atakujący nie mają nic do stracenia. Pokazał to mecz z Lotosem, gdzie gospodarze doskonale spasowani z torem walczyli bardzo dzielnie i wygrali z nami czterema punktami.

Jak zapatrujecie się na stratę czterech oczek? Jest to duża czy mała różnica w kontekście rewanżu?

- Ja już kiedyś powiedziałem, że ani to dużo, ani mało. To po prostu różnica czterech punktów. O tym, kto ostatecznie wyjdzie zwycięsko z tej rywalizacji, przekonamy się w najbliższą niedzielę. Oczywiście ja liczę na naszych zawodników, którzy pokazali, że zależy im na utrzymaniu Ekstraligi.

W niedzielnym spotkaniu zawiedli Peter Karlsson i Rafał Szombierski. W czym tkwiła przyczyna ich słabszej postawy?

- Ciężko mówić o tym, czy ktoś zawiódł, czy też nie. Za porażki i wygrane rozlicza się cały zespół. Prawdą jest to, że Rafał Szombierski długo nie jeździł na torze w Gdańsku i jestem przekonany, że gdyby ponownie pojawił się tam za tydzień, czy też dwa, jego dorobek byłby dużo większy. Podobnie było w Bydgoszczy, kiedy to w rundzie zasadniczej zdobył pięć punktów, natomiast w walce o miejsca siódme w Ekstralidze zwyciężył w trzech wyścigach. Peter Karlsson starał się, walczył, ale niestety jego dorobek był skromny.

W obliczu słabszej postawy wyżej wymienionych zawodników świetnie pojechał m.in. Sławek Drabik, który zdobył dziewięć punktów. To najlepszy jego rezultat na wyjeździe od dobrych kilkunastu miesięcy…

- Sławek nigdy nie zapomniał na czym polega żużel. W tej dyscyplinie w osiąganiu dobrych wyników ogromne znaczenie ma dobry sprzęt. Bez niego ciężko jest o punkty. Sławek Drabik, kiedy tylko dysponuje odpowiednimi "furami" jest groźny dla najlepszych. Wielu już się o tym przekonało. Ten facet wszystkich tytułów jakie ma na swoim koncie nie dostał za ładny uśmiech. On to sam wywalczył i wszyscy ci, którzy po słabym początku postawili na nim krzyżyk, powinni się zastanowić, czy przedwczesne ferowanie wyroków jest właściwe. Drabik to gość, który jeszcze nie raz zaskoczy. Przed meczem w Gdańsku był zadowolony ze swoich silników, dlatego też można było spodziewać się dobrego rezultatu. Nasz zawodnik na regulaminowym silniku, którego pojemność nie przekroczyła 500 cm sześciennych, wywalczył dziewięć punktów.

Kolejny temat to Jonas Davidsson. Prezes Maślanka stwierdził, że wciąż odczuwa skutki urazu. W tym należy upatrywać przyczynę jego słabej jazdy?

- Cenię zawodników, którzy sami potrafią do ciebie podejść i powiedzieć, że nie są w stanie jechać i nie robią niczego na siłę. Tak właśnie było w przypadku Jonasa w Gdańsku. Tor Wybrzeża zrobił się dosyć dziurawy i Davidsson nie czuł się komfortowo na swoim motocyklu. Prosił, aby w jego miejsce puścić rewelacyjnego tego dnia Taia Woffindena, ale zaznaczył jednocześnie, że jeśli zdecydujemy, że ma pojechać, to oczywiście wyjedzie na tor.

W związku z dyspozycją Szweda w spotkaniu rewanżowym w składzie Włókniarza możemy się spodziewać Lewisa Bridgera?

- Nie można jeszcze mówić o tym, kto pojedzie, a kogo w niedzielę zabraknie. W sobotę w Częstochowie zjawią się wszyscy zawodnicy, za wyjątkiem startujących w Grand Prix Holty i Woffindena. Swój przyjazd potwierdzili już zarówno Peter Karlsson, jak i Jonas Davidsson. Będzie także Lewis Bridger. Na mówienie o ewentualnych zmianach jest jednak zdecydowanie za wcześnie.

Jaki posiadacie plan na pokonanie Wybrzeża i utrzymania się w Ekstralidze?

- Jeśli wszyscy zawodnicy pojadą na tyle, na ile ich stać, to będzie dobrze. Na pewno zapowiada się kolejny ciężki mecz i wszyscy doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Nie ma mowy o żadnym lekceważeniu przeciwnika. Jak wspomniałem wcześniej, planujemy wspólne treningi oraz oglądanie ostatniej rundy Grand Prix. Zawodnicy są odpowiednio zmobilizowani i naprawdę zależy im na dobrym wyniku.

Jakby pan w skrócie podsumował mijający sezon, który macie szansę zakończyć happy-endem? Zaskoczyła może pana czyjaś postawa?

- Na wszelkie podsumowania przyjdzie czas po niedzieli. Na razie trzeba skoncentrować się na ostatnim pojedynku, który ma ogromne znaczenie. Podsumować można jedynie rozgrywki, które już się zakończyły, czyli mistrzostwa Polski seniorów, czy też juniorów, a także układ sił na podium Ekstraligi. Myślę, że wygrana Unii Leszno nie jest niespodzianką. "Byki" były drużyną przez duże "D" i zasłużenie zdobyli złote krążki. Niespodzianka to z pewnością szósta lokata ekipy z Gorzowa.

Źródło artykułu: