Falubazu nie trzeba polecać. Dobra rzecz reklamuje się sama - rozmowa z Rafałem Dobruckim, zawodnikiem Falubazu Zielona

Rafał Dobrucki już trzeci rok reprezentuje barwy Falubazu Zielona Góra. W przeciągu tych lat zdobył z drużyną Myszki Miki wszystkie kolory medali. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada m.in. o chęci pozostania przy W69, a także ocenia swoją postawę w sezonie 2010.

Ewelina Bielawska: Sezon 2010 zakończony. Był brąz, potem złoto, teraz srebro. Fajnie być w takiej drużynie, która ostatnimi czasy odnosi takie sukcesy. W sumie można by domniemywać, że to Rafał Dobrucki przyniósł jej takie szczęście, bo odkąd pojawił się przy W69, Falubaz nie schodzi z podium.

Rafał Dobrucki: Trudno się nie zgodzić (śmiech).

Jak ocenisz swoją postawę po tym sezonie?

- Trudno powiedzieć. W skali od 1 do 5 myślę, że między 3-4. Mimo w miarę dobrego finiszu, nie był to sezon marzeń. Za to uważam, iż przyniósł sporo wiadomości, informacji i doświadczenia. Były wprawdzie medale, więc nie ma i co narzekać. Powiedzmy, że było w miarę przyzwoicie, ale nie tak jakbym sobie wymarzył.

Wraz z 30 października kończy się twój kontrakt z tym klubem. Chciałbyś pozostać przy plastronie Myszki Miki?

- Zdecydowanie tak. Tak jak wcześniej mówiliśmy, były to trzy sezony z których każdy zakończony był medalem. Trzy dobre, owocne lata stąd myślę, że nie ma na razie co zmieniać. Wydaje mi się, że wszystko jest na dobrej drodze i w przyszłym roku również będę reprezentował tę drużynę. Myślę, że nic niespodziewanego się już nie zdarzy.

Prowadziłeś już jakiekolwiek rozmowy z klubem w tym temacie?

- Tak, powiedzmy, że wstępnie rozmowy takie miały miejsce i wszystko jest na dobrej drodze.

Może zamiast przedłużać kontrakt co roku warto byłoby pomyśleć o umowie z Falubazem na kilka lat, bądź nawet do końca kariery?

- Jest to też jakieś wyjście. Zobaczymy, być może i tak się zdarzy. Nie wykluczam takiego rozwiązania sprawy.

Wielu kibiców zauważyło, że przez te lata w Zielonej Górze próbowałeś niezwykle utożsamiać się z klubem. Czy to ta atmosfera, tak zwana "zielonogórska magia" tak na ciebie podziałała?

- Zdecydowanie tak. Cały czas myśląc o Falubazie ma się przed oczami tych prawdziwych kibiców. To nie jest tylko moja opinia, wielu zawodników spoza tego klubu jest również pod ich wrażeniem. Wiele razy podkreślałem, iż w tym klubie jest naprawdę dobra atmosfera. To nie są puste słowa, jak to się słyszy od innych działaczy, którzy wypowiadają się, że u nich to jest świetnie, a w rzeczywistości jest wręcz odwrotnie. U nas jest prawidłowe ciśnienie. Wiadomo, że każdy zawodnik chce jechać jak najlepiej i zdobyć jak najwięcej punktów. To jest nasza praca. Nikt nie potrzebuje tego, by go dodatkowo mobilizować czy stresować. My to wszystko rozumiemy. Mamy do siebie zaufanie, mam na myśli linię: prezes – trener – zawodnicy. Każdy wie, że ma swoje obowiązki i stara się z nich wywiązać jak najlepiej tylko potrafi. Atmosfera buduje się sama. Jeżeli jesteśmy wobec siebie szczerzy i jest wszystko poukładane, wówczas naprawdę jest fajnie. Natomiast uważam, że robienie jej na siłę nie ma najmniejszego sensu. W tym teamie nie ma żadnych animozji, nie obgadujemy nikogo za plecami. Jeśli pojawiają się jakiekolwiek sytuacje, wyjaśniane jest to w miarę szybko. Mam nadzieję, że to się nie zburzy przez najbliższe lata.

Ostatnim turniejem w jakim brałeś udział było pożegnanie Leigh Adamsa. Szkoda, że tak wspaniały i widowiskowy zawodnik kończy już swą karierę prawda?

- Na pewno. Jest to dla speedwaya światowego spora strata. Nie ma na dzień dzisiejszy zawodnika, który mógłby zapełnić po takim żużlowcu lukę. To naprawdę znakomity technik od wielu, wielu lat. Szkoda, aczkolwiek myślę, że pewnie przemyślał tę decyzję od początku do końca. Nie wydaje mi się, by mógł ją teraz zmienić, zwłaszcza po tym jak Tomasz Gollob został Mistrzem Świata. Choć uważam, że są w pewnym stopniu do siebie podobni. Na pewno Leigh mógłby pojeździć jeszcze z sukcesami w Grand Prix, a także w ligach. Szanujemy jednak tę decyzję.

Masz już wakacje czy też zamierzasz jeszcze gdzieś "pokręcić kółka"?

- Raczej nie. Wciąż leczę się po upadku, który zaliczyłem w ostatnim wyścigu podczas turnieju pożegnalnego Leigh. Na razie więc jestem wyłączony. Planowałem wcześniej przed tym występem, że jeszcze wystąpię w jakimś treningu bądź turnieju. Jednak teraz już nie będę nalegał, by jeździć. Miałem dość porządny i długi trening w Zielonej Górze wcześniej, gdzie posprawdzałem to co trzeba, żeby spać zimą spokojnie. Wiem jakie mniej więcej ruchy wykonywać w sensie zakupów czy jakichkolwiek zamówień. Jeżeli oczywiście będzie okazja, a pogoda pozwoli to na pewno z przyjemnością wówczas pojeżdżę, ale nie będzie to jakiś przymus.

Jak czujesz się po upadku, który miał miejsce na turnieju pożegnalnym Leigh Adamsa?

- Wszystko powoli powraca do normy. Wydawało mi się dzień po wypadku, że leczenie nie będzie aż tak długo i boleśnie trwało. Niestety ten wypadek był mocniejszy niż się przypuszczało. Stąd jeszcze ten ból mi trochę doskwiera, dość mocno ucierpiała klatka piersiowa. Jednak z dnia na dzień na szczęście wszystko dochodzi do ładu.

Jakie są twoje przedsezonowe plany? Masz już takowe?

- Tak, oczywiście to jest czas na zakup sprzętu. Tak jak mówiłem, chciałem jeszcze spróbować innych rozwiązań, na które nie było wcześniej czasu lub okazji. Przeprowadziliśmy kilka testów na treningu, stąd też w miarę wiem, które się sprawdziły. Kierunek jest dobry, więc mogę spać spokojnie.

Tegoroczny finał Falubaz rozgrywał wraz z Unią Leszno. Przez kilka lat reprezentowałeś barwy Unii, obecnie mieszkasz w Lesznie. Czy w związku z tym ta rywalizacja miała dla ciebie jakiś wyjątkowy smak?

- Myślę, że nie. Na pewno jest to taki dodatkowy stres dla mnie. Trochę inaczej podchodzę do spotkań z tą drużyną mimowolnie w związku z tym, że tu mieszkam, mam znajomych, rodzinę. Stąd podświadomie inaczej to traktuję. Generalnie starałem się do tego meczu jak i do wszystkich innych przygotowywać jak najlepiej. Jakby nie patrzeć Unia jest rywalem, więc o każde najmniejsze punkty trzeba walczyć.

Czy poza sezonem wy, zawodnicy kontaktujecie się między sobą radząc się w doborze klubu?

- Czasem tak. Odbywałem parę razy takowe rozmowy. Wyrażamy opinię między sobą. Każdy z zawodników zmieniając przykładowo barwy klubowe, chciałby zorientować się u źródła jak to wygląda, jaka jest sytuacja. Jeżeli w dodatku ma takiego zaufanego kolegę, który szczerze będzie potrafił mu odpowiedzieć jak jest, to czemu miałby nie zapytać.

A zdarzało ci się polecać Falubaz któremuś zawodnikowi?

- Falubazu nie trzeba polecać. Dobra rzecz reklamuje się sama.

W takim razie najprawdopodobniej do zobaczenia w przyszłym sezonie przy W69.

- Korzystając z okazji, chciałbym pozdrowić wszystkich czytelników portalu SportoweFakty.pl oraz kibiców w całej Polsce.

Źródło artykułu: