Chcę odzyskać radość z jazdy - rozmowa z Tomaszem Jędrzejakiem, żużlowcem Azotów Unii Tarnów

Raz na wozie, raz pod wozem - to powiedzenie pasuje do formy Tomasza Jędrzejaka, która w ostatnich sezonach była różna. Po świetnym roku 2008, w którym był bliski awansu do cyklu Grand Prix, dwa ostatnie sezony ostrowianin miał gorsze. Popularny "Ogór" wierzy jednak, że odbuduje formę, a jego jazda będzie cieszyć nie tylko oko kibiców, ale i jego samego. Wszak jeszcze niedawno właśnie Jędrzejak wybierany był przez fanów speedway'a najbardziej widowiskowo jeżdżącym żużlowcem.

Rozmawiamy po sezonie, który dla Ciebie delikatnie rzecz ujmując był średnio udany. Patrząc jednak na Twoją karierę, która przypomina sinusoidę, można mieć nadzieję, że kolejny będzie lepszy. Też z taką nadzieją kończysz ten nieudany sezon?

- Do każdego następnego sezonu trzeba pochodzić z nadzieją, że będzie lepszy niż poprzedni. Szczególnie, kiedy ten ostatni nie był udany. Mam świadomość, że poprzednie dwa sezony były poniżej oczekiwań zarówno moich jak i moich pracodawców. Daje mi to dużo do myślenia. Już teraz myślę o tym, jak przygotować się do kolejnego sezonu pod względem organizacyjnym, fizycznym, a także mentalnym.

Kiedy prześledziłem Twoje występy w meczach sparingowych nie były one wcale złe, a jednak nie znalazłeś się od początku w składzie tarnowskiej drużyny. Ten fakt wybił Cię mocno z rytmu?

- Na pewno nie było mi łatwo. Faktycznie w meczach sparingowych było całkiem nieźle. Wiedziałem, że muszę się pokazać z jak najlepszej strony, zaznaczyć swoje miejsce w drużynie. Na początku nie zaufano mi. Zostałem odstawiony od składu. Na pewno nie dodało mi to skrzydeł. Z drugiej strony powinno mnie to zmobilizować do jeszcze większej pracy. Wyczekiwałem swojej szansy, ale kiedy już ją dostałem, nie wykorzystałem jej.

W czym tkwił problem w tym, że nie jeździłeś tak jak potrafisz? To był problem natury mentalnej czy może sprzętowej?

- Wiele rzeczy przyczyniło się do tego, że nie byłem tak pewny siebie jak powinienem być. Krótko przed sezonem doznałem dwóch kontuzji. To pewnie była jedna z przyczyn braku pewności siebie. Brakowało mi determinacji i zadziorności w trakcie jazdy. Zdaję sobie sprawę, że moje lepsze sezony w przeszłości wynikały z ogromnej determinacji. Tego chyba zabrakło mi w tym roku.

Ale w Elitserien jeździłeś lepiej niż w Polsce. Potrafiłeś zdobyć w połowie lipca nawet 13 punktów z bonusem, będąc najlepszym zawodnikiem Vastervik...

- Dokładnie tak, ale dwa później odniosłem kontuzję, która miała wpływ na moją postawę w dalszej części sezonu. Kiedy dochodziłem już do lepszej dyspozycji, przytrafił mi się groźny upadek w pierwszym biegu w półfinale IMP w Łodzi. W wyniku upadku naderwałem mięsień dwugłowy. Kontuzja ta sprawiała mi problemy podczas jazdy praktycznie do końca sezonu. Obecnie zakończyłem starty w tym sezonie, pomimo tego, że został mi jeszcze występ w finale Elite League Knock Out Cup. Nie czuję się stu procentach zdrowy, dlatego odpuszczam te zawody.

Przeniosłeś się do Tarnowa. Nowy klub, nowe środowisko i nowy domowy tor, który nie specjalnie lubiłeś. To też miało wpływ na Twoją postawę?

- Na pewno, aczkolwiek od początku sezonu, nawet po niezłych występach w sparingach nie czułem się w stu procentach dobrze. I to nie tylko chodzi o jazdę na tarnowskim torze, ale ogólnie, nie byłem mentalnie przygotowany do sezonu. Na dodatek faktycznie miałem problemy z przystosowaniem się do tarnowskiego toru. Jestem jednak na tyle doświadczonym zawodnikiem, że powinienem sobie poradzić. Niestety, nie wyszło.

W końcu udało Ci się chyba rozgryźć tarnowską nawierzchnię? W drugiej części sezonu było już lepiej...

- Tak. Udało mi się pojechać na przyzwoitym poziomie. Cały czas jednak nie potrafiłem ustabilizować formy. Wygrałem wyścig z silnymi rywalami, by w kolejnym przyjechać do mety na ostatnim miejscu. Zresztą cały sezon był taki nierówny.

Dwa lata temu byłeś bliski startów w cyklu Grand Prix, a teraz rozmawiamy po sezonie diametralnie innym. Zobaczymy jeszcze tego Tomasza Jędrzejaka z 2008 roku?

- Mam nadzieję. Właśnie sezon 2008 był rokiem, kiedy jeździłem najrówniej w całej mojej karierze. Byłem solidnym punktem mojego zespołu. Przechodziłem w cuglach wszystkie eliminacje w zawodach indywidualnych. Wszystko wskazywało, że będę piął się w górę w żużlowej hierarchii, a niestety dwa ostatnie sezony pokazały, że jest inaczej. Na pewno będę chciał jeszcze raz przygotować się do kolejnego sezonu tak samo jak to zrobiłem przed moim najlepszym rokiem w karierze. Tak jak wspomniałem już wcześniej, myślę o zmianach w moim teamie. Przygotowaniu pod względem mentalnym. Miniony sezon dużo mnie nauczył. Zszedłem piętro niżej w mojej sportowej hierarchii, dlatego pracą i zmianami w przygotowaniach do sezonu, chcę wrócić tam gdzie już byłem. Z optymizmem patrzę w przyszłość i jestem przekonany, że klub, który mnie zakontraktuje będzie miał ze mnie pociechę.

Po przeciętnym sezonie chcesz zostać w Tarnowie czy szukasz może nowego pracodawcy?

- Jak wiadomo, na razie nie można jeszcze rozmawiać z innymi klubami. Pewne sygnały zainteresowania moją osobą są, ale nie wiem jeszcze, jak to się wszystko ułoży. Póki co, rozmawiam z moim obecnym klubem, który jest zainteresowany moim pozostaniem w Tarnowie. To, gdzie ostatecznie będę jeździł, czas pokaże.

Masz chyba coś do udowodnienia zarówno sobie jak i pracodawcy?

- W trakcie rozmowy o przyszłości właśnie padły takie słowa, że mam coś do udowodnienia. Wielu myślało, że po słabym sezonie będę chciał odejść z Tarnowa. Wcale tak nie jest. Jestem zadowolony ze startów w tym klubie. Wiadomo, że jak się dobrze jeździ, to wszystko lepiej się układa. Pomimo problemów i naszej sytuacji w tabeli, wszyscy potrafiliśmy zmobilizować się na tyle, by awansować do fazy play-off. W drugiej części sezonu stanowiliśmy naprawdę silną drużynę, szczególnie na swoim torze. Każdy ma jakieś swoje cele w życiu. W Tarnowie poniosłem porażkę i dlatego chcę coś udowodnić. Chcę pokazać zarówno miejscowym działaczom jak i kibicom, że potrafię się ścigać.

Mieszkasz w Ostrowie, a startowałeś w Tarnowie. Trudno było pogodzić logistykę występów w polskiej lidze, w Szwecji, a później także w Anglii?

- Na początku sezonu praktycznie nie jeździłem, więc tych wyjazdów zbyt wiele nie było. Później, kiedy zaczęła się Elitserien, wróciłem także do składu mojej polskiej drużyny i nie ukrywam, że połączenie tego wszystkiego było wyzwaniem. Wracałem z Tarnowa do Ostrowa, przygotowywałem sprzęt i jechałem do Szwecji. Na początku sezonu może to nie jest tak męczące, jak pod koniec rozgrywek, kiedy jest się już najzwyczajniej w świecie zmęczonym. Mój team jest dwuosobowy. Pracuję wspólnie z bratem i może faktycznie wyglądało to trochę mało profesjonalnie.

No właśnie, zamierzasz poszerzyć swój team o nowe osoby?

- Zdaję sobie sprawę, że tak dalej być nie może. Jeśli chcę łączyć starty w lidze polskiej, szwedzkiej, a być może także angielskiej, muszę rozbudować swój team. Między innymi właśnie pod kątem organizacyjnym myślę, co trzeba ulepszyć w kolejnym sezonie.

Niektórzy zawodnicy po słabym sezonie wolą zejść ligę niżej, by odbudować swoją formę sportową, Ty z tego co mówisz, czujesz się nadal na siłach startować w ekstralidze. Nie boisz się ryzyka?

- Chciałbym nadal jeździć w ekstralidze. Wiem, że jak wszystko mi się zazębi, potrafię być dobrym zawodnikiem i silnym punktem mojej drużyny. Twardo stąpam po ziemi i nie będę obiecywał gruszek na wierzbie. Nie deklaruję zdobyczy 12-15 punktów w meczu. Zdaję sobie sprawę, jakim jestem zawodnikiem.

To na ile punktów realnie Cię stać?

- Wierzę, że jestem w stanie zdobywać regularnie po 8-9 punktów w meczu.

A myślisz czasami, w jakim miejscu swojej sportowej kariery byłbyś teraz, gdyby w finale Grand Prix Challenge w Zielonej Górze udało Ci się zdobyć jeden punkt więcej?

- Pewnie, że takie myśli wracają. Szczególnie, kiedy nie idzie, miło jest wrócić do chwil, gdy jeździłem naprawdę dobrze. Wówczas każde zawody sprawiały mi ogromną frajdę. Wygrywanie wydawało się takie fajne i nie takie trudne jak obecnie. Kilka lat temu wydawałoby się nierealne, żebym mógł ścigać się w Grand Prix i punktować tak dobrze w ekstralidze. A jednak potrafiłem w sezonie 2008 jeździć na bardzo wysokim poziomie. Nadzieja, że mogę wrócić do tamtej formy motywuje mnie do ciężkiej pracy w okresie przygotowawczym.

Kibicom trudno czasami zrozumieć, że zawodnik, który w jednym sezonie jeździ wyśmienicie, w kolejnym dołuje. Z czego wynikają takie wahania formy?

- Są żużlowcy z ogromnym talentem, którym wygrywanie przychodzi łatwo. Oczywiście, każdy z nich ciężko pracuje na swoje wyniki, ale one może przychodzą im nieco łatwiej. Ja mogę mówić o sobie, a wiem już po tylu latach startów, że naprawdę muszę włożyć wiele energii w każde zawody. Musi zagrać wszystko od przygotowania mentalnego, fizycznego aż po sprzętowe, by osiągnąć dobry wynik. Jeśli któryś z tych elementów zawiedzie, zaczynają się problemy. Najgorzej jak już się człowiek zagubi. Wówczas szuka rozwiązać i czasami popełnia jeszcze większe błędy. Niekiedy jest to właśnie kwestia psychiki. Swego czasu pracowałem z psychologiem. Muszę przyznać, że dawało to efekty, bo wówczas notowałem najlepsze sezony. Ostatnio między sezonami brakowało na to trochę czasu, a może chęci. Nie ukrywam, że myślę nad powrotem do tego typu współpracy. Nie ma jednej recepty na sukces. Każdy zawodnik jest też inny. Jedni jeżdżą bez kontuzji, inni co i rusz muszą zmagać się z większymi lub mniejszymi urazami, a to naprawdę wybija z rytmu.

Jedni podchodzą na luzie do zawodów, inni - tak jak ja - strasznie przeżywają każdy mecz. Tak jak wspomniałem wcześniej, w moim przypadku musi wszystko zagrać, a wtedy jestem skuteczny i jazda sprawia mi ogromną radość. Chcą ją odzyskać w kolejnym sezonie. Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim moim sponsorom, którzy pomagają mi od ponad dziesięciu lat, bez względu na to, w jakim klubie startuję. Dziękuję firmom: Płomyk, Kwiatmix, Ursopol i Nowiko.

Źródło artykułu: