Siedmiu wspaniałych
Awans? Tylko nie mówcie tego głośno - zdawały się mówić miny rzeszowskich włodarzy pod koniec 2009 r. Coraz wyraźniejsze deklaracje zaczęły padać, gdy na forum publicznym ujawniono pierwsze personalia zawodników, którzy mieliby w tym awansie pomóc. Początkowo podpisano kontrakty z dwójką wychowanków - Maciejem Kuciapą i Dawidem Lampartem. Przedłużono także umowę z Mikaelem Maxem, jednak kibice czekali na zapowiadane transferowe hity.
I się doczekali, zaś miny niektórych oponentów rzedły w miarę kolejnych spotkań. Po sporych kłopotach finansowych doświadczonych w Częstochowie, na przenosiny do stolicy Podkarpacia zdecydował się Lee Richardson. W osobie Brytyjczyka upatrywano lidera, który ma wieść drużynę w glorii chwały do bram ekstraligi. To nie był jednak koniec, bowiem kolejne umowy podpisali Chris Harris oraz Rafał Okoniewski. - Obydwaj mają coś do udowodnienia. Obydwaj mają za sobą nieudane sezony, jednak każdy z nich jest niezwykle wartościowym zawodnikiem i wierzę, że udowodnią to w tym sezonie - mówił z nadzieją w głosie trener Żurawi - Dariusz Śledź. Pierwszy przyszedł z Ostrowa Wlkp., gdzie pretensji wobec jego postawy w sezonie 2009 było sporo; "Okoń" zaś miał za sobą kompletnie nieudany rok w barwach gorzowskiej Stali, gdzie jego biegi w całym sezonie można policzyć na palcach dwóch rąk. Skład uzupełnił młody Szwed, Ludvig Lindgren, który wraz z Lampartem miał tworzyć najsilniejszą parę juniorską w I lidze. Na rezerwie pozostawali Łukasz Kret, Hugh Skidmore oraz Ryan Fisher. W trakcie sezonu podpisano kontrakt z Piotrem Machnikiem, który był trzecim polskim młodzieżowcem w kadrze, a tego wymagał regulamin rozgrywek młodzieżowych.
Lee Richardsson
Po tym jak ujawniono nazwiska żużlowców, którzy mieli stoczyć bitwę o elitę, deklaracje wobec nich były już jednoznaczne. - Ten zespół ma zapewnić awans. Wiemy, że sport jest nieprzewidywalny, jednakże wierzę, że każdy z tych zawodników wzniesie się na wyżyny swoich umiejętności i za kilka miesięcy będziemy cieszyć się z powrotu do ekstraligi - mówiła przed sezonem prezes Marta Półtorak. - To ma być monolit na stalowych nogach i mam nadzieję, że tak będzie - dodawała. W podobnym tonie wypowiadał się coach rzeszowian - Dariusz Śledź. - Każdy z tych zawodników ma coś do udowodnienia. Może nie mamy takiego składu ja tarnowska Unia przed rokiem, to myślę, że możemy być równie mocni. Dysponujemy silną drużyną, przed którą stawia się jeden cel - awans. Wierzę, że damy radę i za kilka miesięcy będziemy świętować - zapowiadał.
Pani Prezes, melduję wykonanie zadania!
Parafraza słów znanego polskiego polityka, doskonale oddaje postawę rzeszowian przez cały sezon. Jeszcze przed jego rozpoczęciem zawodnicy głośno mówili, że chcą, by ich tor był twierdzą, z której nikt nie wywiezie żadnego punktu. O wyjazdowych victoriach mówiono niewiele, więcej o obronie punktu bonusowego, który miał rozstrzygać o miejscu w tabeli po rundzie zasadniczej.
Najgroźniejszym rywalem rzeszowian w początkowej fazie sezonu, okazała się... pogoda. Dość powiedzieć, że trzy pierwsze kolejki odwołano i przełożono na inny termin. Pierwszy mecz według planu miał rozegrać się 5 kwietnia, w rzeczywistości inauguracja przytrafiła się dopiero 20 dni później. - W tym roku rzeczywiście aura nas wyjątkowo nie rozpieszcza - mówił załamany Dariusz Śledź. Żużlowcy zakasali jednak rękawy i wzięli się do pracy, by jak najszybciej nadrobić stracony czas.
Maciej Kuciapa
W rundzie zasadniczej każdy kto przyjeżdżał do Rzeszowa, szybko zostawał odprawiony z kwitkiem. Aż do feralnego spotkania z Lotosem Wybrzeże Gdańsk, wokół którego kontrowersji było co nie miara. Początek spotkania zaplanowano na godz.9.00; gospodarze osłabieni brakiem swoich liderów, goście bez Magnusa Zetterstroema - w końcowym rozrachunku to jeźdźcy znad Bałtyku nieznacznie wygrywali 44:46. Wcześniej najwięcej punktów w stolicy Podkarpacia zdobył poznański PSŻ, notując 34 "oczka". Reszta spotkań na własnym obiekcie była formalnością. Rzeszowianie mieli handicap w postaci własnego toru, na wyjazdach jednak tak łatwo nie było. Doznali jednak tylko trzech porażek, co z pewnością jest swego rodzaju sukcesem. Runda zasadnicza to dwa przełomowe momenty - niespodziewana, budująca wygrana w Gnieźnie i irytująca, a zarazem zmuszająca do walki, wspomniana porażka u siebie z Gdańskiem. Ostatecznie zasiedli na fotelu lidera I ligi z 26 punktami na koncie.
Runda finałowa rozpoczęła się od wielorakich kalkulacji, bowiem na czele tabeli pierwszej "czwórki" stanęło gdańskie Wybrzeże, a rzeszowianie chcąc myśleć o awansie, musieli zapomnieć o kalkulacjach i wygrywać mecz za meczem. Plan zrealizowali w każdym calu, przegrywając w rundzie finałowej tylko jedno spotkanie ze Startem Gniezno. Niepodziewanie, zremisowali na ciężkim terenie w Daugavpils, zaś w Gdańsku wysoko wygrali. Twierdza Rzeszów w play off została niezdobyta, zaś "Żurawie" po meczu u siebie z Łotyszami mogli świętować awans. 20 punktów na koncie, przewaga nad drugim Wybrzeżem - aż 6 "oczek"; pierwsze miejsce i gloria chwały. Być może wtedy prezes Marta Półtorak mogła usłyszeć z ust szkoleniowca rzeszowian, znamienne stwierdzenie, a zarazem parafrazę słów jednego z bardzo znanych polskich polityków: "Pani Prezes, melduję wykonanie zadania!" Czy usłyszała, tego nie wiemy.
Strzały w dziesiątkę
Ojców sukcesu było wielu. Poczynając od zawodników, poprzez szkoleniowca i działaczy, na sponsorach kończąc. Tegoroczne transfery to istne strzały w dziesiątkę. Dwie nowe twarze w zespole - Lee Richardson i Rafał Okoniewski, punktowali najrówniej. Obydwaj znaleźli się w pierwszej piątce najskuteczniejszych zawodników I ligi. Dwa filary, na bazie których opierał się awans.
Chris Harris
Swoje dołożyli Chris Harris, Mikael Max i Maciej Kuciapa, chociaż ten ostatni nie zawsze błyszczał, szczególnie na wyjazdach. Wielu liczyło na lepszą postawę Dawida Lamparta, jednakże trzeba pamiętać, że młodzieżowiec zmagał się z licznymi kontuzjami, a przyznać musimy, że założenia zespołowe przed nim stawiane, wykonał z należytą starannością. Niewypałem okazał się Ludvig Lindgern. Młodszy z szwedzkich braci pokazał, że drugim Fredrikiem to on raczej nie będzie.
Wszyscy zawodnicy chwalili sobie funkcjonowanie rzeszowskiego klubu. Przede wszystkim mówili o finansach, z którymi nie ma problemu i które zawsze są na czas. - Nie mamy problemu z płynnością finansową. Wszyscy zawodnicy są terminowo opłacani - mówiła prezes Półtorak. Wtórowali jej żużlowcy, którzy współpracę na linii klub - żużlowiec, chwali bardzo często. Ogromna w tym zasługa licznych sponsorów, którzy walnie przyczynili się do takiego stanu rzeczy.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia?! Być może, bowiem frekwencja na rzeszowskim obiekcie rosła w miarę coraz realniejszej szansy na ekstraligę (średnia widzów wyniosła nieco ponad 4700 osób na mecz). Trzeba jednak zaznaczyć, że kolejny rok z rzędu Rzeszów kompletnie kuleje z... dopingiem. Takowego właściwie nie ma już od kilku lat, kiedy to konflikt między dawnym Klubem Kibica a włodarzami klubu narastał z każdym spotkaniem. Rzeszów może tylko pozazdrościć takim ośrodkom jak Zielona Góra, Leszno, czy choćby rywal zza miedzy - Tarnów. Może w przyszłym roku doczekamy się nie tylko lepszego stadionu, który nie będzie straszył swoim widokiem, ale także prawdziwego dopingu, jak za dawnych lat?!
Niełatwy los beniaminka
Jaki będzie kolejny sezon? Ciężko przewidywać. Specjaliści przypominają, że beniaminek zawsze musi zapłacić frycowe, niezależnie od tego kto go reprezentuje. Przede wszystkim do klubu dołączył kolejny możny sponsor - Polska Grupa Energetyczna, która mówi o ogromnych kwotach wyłożonych na rzeszowski żużel. Włodarze klubu przedłużyli już kontrakty z Lee Richardsonem i Rafałem Okoniewskim. Ważne umowy mają Chris Harris, Dawid Lampart i Łukasz Kret, jednak jazda "Boombera" nad Wisłokiem nie jest przesądzona. Nowy kontrakt parafował również Maciej Kuciapa. Sporym problemem może być obsadzenie dwóch pozycji - Polaków na pozycji seniora i drugiego juniora. Trzeba pamiętać o limicie KSM, który może ograniczać pole manewru. Wiadomo jednak, że działacze nie śpią i już kilkanaście dni temu ustalili warunki kontraktu z Jasonem Crumpem.
- Powalczymy o jak najwyższe cele. Chcemy stworzyć zespół, który zagwarantuje ogrom emocji i będzie w stanie walczyć z najlepszymi - lakonicznie stwierdza Dariusz Śledź. - Mogę obiecać, że kibice nie powinni być zawiedzeni. Przed nami ekscytujący rok - zapowiada Marta Półtorak, prezes Speedway Stal Rzeszów. Jak będzie? Na to pytanie odpowiemy za kilkanaście miesięcy.
Marma Hadykówka Rzeszów w statystyce:
Liczba meczów: 20
Zwycięstw: 14 (u siebie 9)
Remisów: 1
Porażek: 5 (u siebie 1)
Zdobyte punkty: 1034 (średnio 51,7)
Stracone punkty: 751 (średnio 37,6)
Najwyższa średnia biegowa w zespole: Lee Richardson - 2,368
Najwyższa średnia biegowa u siebie: Rafał Okoniewski - 2,542
Najwyższa średnia biegowa na wyjeździe: Lee Richardson - 2,292
Najwięcej punktów: Rafał Okoniewski - 221
Najwięcej bonusów: Mikael Max - 25
Najwięcej biegów: Rafał Okoniewski - 100
Najwięcej zwycięstw biegowych: Rafał Okoniewski - 42
Najwięcej 2. miejsc: Chris Harris - 32
Najwięcej 3. miejsc: Miakel Max - 22
Najwięcej 4. miejsc: Łukasz Kret - 21
Najwięcej defektów: Piotr Machnik - 2
Najwięcej upadków: Maciej Kuciapa, Łukasz Kret, Ludvig Lindgren - 1
Najwięcej wykluczeń: Dawid Lampart - 5
Najwięcej taśm: Chris Harris, Dawid Lampart - 2
Marma Hadykówka Rzeszów