Kowalczyk potwierdził w sobotni wieczór, jak znakomicie czuje się na lodowej tafli. 22-latek w pierwszej fazie zawodów był poza zasięgiem wszystkich rywali i trójmecz drużynowy zakończył z dorobkiem kompletu punktów. Natomiast w mini turnieju indywidualnym wieńczącym zawody dopiero w finale znalazł pogromcę. - W finale przespałem start i na trasie brakło pół okrążenia, aby dogonić Sławka Drabika - żałował Kowalczyk. - Szczerze mówiąc, nie trenowałem za dużo przed tymi zawodami, bo nie miałem okazji. Pierwszy raz jeździłem na lodzie i można powiedzieć, że z marszu przystąpiłem do tych zawodów. Atmosfera jak co roku była bardzo fajna. Kibice dopisali, więc nie można narzekać.
Gale na lodzie, które cieszą się w naszym kraju coraz większą popularnością, są dla zawodników głównie formą zabawy i dobrym przerywnikiem w okresie żmudnych przygotowań do sezonu. - Takie zawody to na pewno rozrywka i kontakt z motocyklem. Na pewno jest to także jakaś forma przygotowań - podkreśla Kowalczyk, któremu powoli doskwiera brak żużla. - Brak jazdy jest już na pewno odczuwalny. Teraz przyszła odwilż, która umożliwia jazdę na crossie, ale to nie to samo. Tęskni się na pewno za żużlem - dodaje wychowanek częstochowskiego zespołu.
Jak dotąd nie poznaliśmy jeszcze klubu, którego barw 22-latek będzie bronił w nadchodzącym sezonie. W minionym roku Kowalczyk wraz z Orłem Łódź świętował awans na zaplecze ekstraligi. - Jestem w trakcie rozmów i myślę, że w ciągu najbliższego tygodnia wszystko powinno się wyjaśnić - zaznacza zawodnik. Kibiców ciekawi, czy Kowalczyka zobaczymy na torach pierwszej, czy drugiej ligi? - Rozmowy pokażą, w jakiej lidze będę startował - zakończył Mateusz Kowalczyk.